czwartek, 31 stycznia 2013

Gdy się trojgu zachce na raz…

Nie hetero, nie homo, nie partnerskie, nie radzieckie, nie zdradzieckie, ale... potajemne. Związki potajemne są największym zagrożeniem dla Narodu i Ojczyzny. A nawet nie one same, ale ich ujawnianie. Korzystając więc z wolności słowa i prawa do oceny stanowczo sprzeciwiamy się ujawnianiu wszelkich takich związków. Takich, jak te w rodzinie pana Kazimierza.

- Tylko nic nie mów pani o tem, że z tobą figluję. Czemu się śmiejesz?
- A bo proszę łaski pana, myślę sobie jaka to z pana i naszej pani dobrana para, gdyż pani zawsze o to samo mnie prosi, gdy pan Kazimierz odchodzi...

*   *   *

W relacjach krypto, jak dowodzą naukowe, habilitowane autorytety, nie ma żadnego pożycia. Jest co najwyżej jałowe użycie drugiego człowieka, traktowanego jak przedmiot. To wyłącznie wygodne i łatwe praktykowanie egoistycznych pragnień. Na koszt społeczeństwa, ale nie w interesie społecznym. W interesie (za przeproszeniem) społecznym jest zachować milczenie. Zwłaszcza, gdy pojawia się taki ambaras, że się zachce trojgu na raz...

Nie, nie, jeszcze raz nie: społeczeństwo nie może ujawniać tajemnic tego słodkiego, miłego życia w nietrwałych, jałowych związkach osób, z których nie ma żadnego pożytku. Powinnością wszystkich homofobów i ciemnogrodzian, a nawet więcej – wszystkich przyzwoitych ludzi, jest bronić nas przed ujawnianiem takich związków. Spuśćmy zatem zasłonę milczenia na krótkie sam na sam pana Kazimierza i służącej, dajmy na to, Marysi. Ciii, pani się zbliża...

W głowach z betonu nie ma wolnej miłości, są stosunki małżeńskie, albo akty nierządne, Torquemada od dawna tu gości...

Źródło: "Łodzianka Kalendarz Humorystyczny" na rok 1903.

piątek, 25 stycznia 2013

Koń, jaki jest…?

1 wojna papierowy koń
Podczas I wojny światowej na froncie zachodnim  służyły... papierowe konie. Wojna pozycyjna wymagała stałej obserwacji działań i nie-działań wroga po drugiej stronie fortyfikacji. Francuzi wpadli więc na pomysł, aby obserwatora z lornetką umieszczać we wnętrzu konia padłego na polu bitwy. Z użyciem prawdziwego martwego konia były jednak pewne problemy, stąd zaczęto wyrabiać konie z papier-mache.

Obserwator był co prawda niewidoczny dla wroga, ale mógł liczyć tylko na szczęśliwy los w przypadku trafienia przez pocisk. W sztuce wojennego kamuflażu Francuzi osiągnęli spore sukcesy, chyba można nawet powiedzieć, że większe niż w prawdziwej walce. Dla uśpienia czujności wroga bywało, że zaprzęgano takie "padłe" konie w rozbite wozy.
atrapa konia z powozem
"Koń jaki jest, każdy widzi" - tak opisywał to zwierzę w XVIII w. katolicki super-erudyta, ksiądz Chmielowski. W tamtych czasach jednak wszystko musiało być dużo prostsze...

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Narutowicz samobójcą

"Pozostawił po sobie testament, w którym wyraża gorące życzenie, aby Litwa jak najprędzej porozumiała się z Polską" (...).. pozbawił się życia z powodów niewyjaśnionych w swojem mieszkaniu, bezpośrednio po powrocie od lekarza" - donosiła z Rygi Polska Agencja Telegraficzna (PAT) w styczniu 1933 r.

31 grudnia 1932 roku w Kownie zastrzelił się starszy brat pierwszego prezydenta Polski - Stanisław Narutowicz (na Litwie znany jako Stanislovas Narutavičius). Bezpośrednie przyczyny tego desperackiego kroku nie zostały do końca wyjaśnione. Pozostawiony testament wskazywał, że chodziło o niepowodzenia polityczne. Jako litewski działacz o polskim pochodzeniu Narutowicz musiał być srodze rozczarowany stanem stosunków pomiędzy dwoma ojczyznami. Wyglądały one bowiem znacznie gorzej niż obecnie. Litwini uzyskali niepodległość z poczuciem historycznych krzywd doznanych od Polaków, które wzmocniło jeszcze odebranie im stolicy - Wilna wraz z okręgiem. Pozostali na Litwie Polacy czuli się szykanowani przez władze litewskie, a wielu polskich polityków było rozczarowanych faktem, iż prastare ziemie Rzeczpospolitej Obojga Narodów pozostawały poza granicami odrodzonego państwa polskiego. Nie były to dobre podstawy do współpracy i obustronnej życzliwości. Możliwe jednak, jak twierdzą historycy litewscy, że Narutowicza do samobójstwa skłoniły problemy prywatne i choroba.

Stanisław Narutowicz był człowiekiem znanym i zasłużonym dla młodego państwa litewskiego. Urodził się w rodzinnym majątku Brewiki na Żmudzi. Pochodził z rodziny szlacheckiej osiadłej tam od pokoleń. Jego ojciec - Jan Narutowicz był uczestnikiem powstania styczniowego. Stanisław przez wiele lat działał w organizacjach niepodległościowych i oświatowych. Zajmował się również dziennikarstwem, wydawał w 1890 roku pismo "Tygodnik Powszechny". Od września 1917 roku był członkiem Taryby (Rady Litewskiej) oraz współtwórcą i sygnatariuszem aktu niepodległości Litwy (16 lutego 1918). Potem jednak zrezygnował z udziału w Radzie, bo nie chciał pogodzić się z polityką uległości wobec Niemiec. Wrócił do swojego gospodarstwa w Brewikach, ale nie zaprzestał działalności politycznej: w latach 1919–31 był radnym okręgu telszańskiego. Przez pewien czas pracował w sądzie okręgowym w Kownie jako sędzia (miał wykształcenie prawnicze uzyskane na uniwersytecie w Sankt Petersburgu).

Stanisław Narutowicz był politykiem lojalnym wobec Litwy, działał na rzecz tego kraju i jej mieszkańców, ale nie zapominał o swoich polskich korzeniach. Co ciekawe: na akcie niepodległości Litwy podpisał się polskim nazwiskiem. Był bardzo zaangażowany w projekt zbliżenia pomiędzy dwoma narodami, które przez kilka wieków żyły w jednym państwie. Bracia Narutowiczowie byli dobrym przykładem powiązań polsko-litewskich. Obaj skończyli tak tragicznie, jak tragicznie nierozwiązywalne okazały się polsko-litewskie konflikty. Polscy narodowcy nienawidzili Gabriela m.in. z powodu brata Litwina. Stanisławowi również nie pomagało to pokrewieństwo, jak również koligacje rodzinne z marszałkiem Piłsudskim (był żonaty z Joanną Billewicz – kuzynką Piłsudskiego).

Stanisław Narutowicz zabił się niemal dokładnie w 10 rocznicę śmierci brata. Miał 70 lat. Pochowano go w rodzinym grobowcu na cmentarzu w miasteczku Olsiady (Alsedžiai). Działalność w kierunku pojednania polsko-litewskiego próbował kontynuować syn Stanisława - Kazimierz. Również bez powodzenia. Po radzieckiej inwazji na Litwę w 1940 roku został zesłany wraz z rodziną za koło podbiegunowe. Po wojnie zamieszkał w Poznaniu, gdzie zmarł w 1987 roku.

Pamięć o Polaku, który był litewskim patriotą, przetrwała w odrodzonej Litwie. W 1995 roku na miejscu pochówku Narutowicza gmina postawiła pomnik z napisem: "Prawnik, sygnatariusz 1918 roku - STANISLOVAS NARUTAVICIUS (1862–1932 r.)". W Wilnie jego imieniem nazwano jedną z ulic, a litewska poczta w 2002 roku wydała znaczek z jego podobizną. W zeszłym roku ukazała się w Wilnie książka profesora Stasysa Vaitekunasa "Stanislovas Narutavičius: sygnatariusz i jego czasy“. Media litewskie tak przedstawiają bohatera publikacji: "Był jednym z tych ludzi, którzy szukali dobrych stosunków z Polską, ale nigdy nie chciał, aby Polska i Litwa znów stały się jednym państwem. Niestety, niektórzy nadal nazywają go zdrajcą narodu, najemnikiem, choć nigdy nie sprzedał swojego kraju".

Mimo wciąż nie rozwiązanych wielu problemów w kontaktach polsko-litewskich, można wnioskować, że są już lepsze prognozy na przyszłość. Może to szansa, aby kiedyś powstało powiedzienie: Polak, Litwin dwa bratanki, do kawioru i kaszanki...

piątek, 11 stycznia 2013

Buty na potem

Te eleganckie balerinki nie służyły do tańca, ale... do różańca.

Zrobiono je w IV lub V wieku n.e. w Egipcie dla zmarłej chrześcijanki wyznania koptyjskiego. Ponieważ śmierć dla chrześcijan nie jest ostatecznym końcem życia, Koptowie starannie przygotowywali zmarłych do nowego życia, po zmartchywstaniu. Szczególnie dotyczyło to dam. Musiały być modnie ubrane i uczesane. Oczywiście, że buty też musiały być do parady. Francuski egiptolog Albert Gayet w XIX w. szczegółowo opisał ubiory zmarłych kobiet koptyjskich: czerwone skórzane buty ze skóry obszyte złotymi aplikacjami, jedwabne pończochy, haftowane lniane koszule, płaszcze, szale jedwabne ozdobione w orły i lwy.

Buty znajdują się od ponad 100 lat w muzeum sztuki Victoria and Albert Museum w Londynie. Mimo, że należą do wyjątkowo dobrze zachowanych, nie można ustalić dokładnej daty ich wykonania. Ale jakie to ma znaczenie wobec wieczności?

Stary Stary Rynek

Grupa studentów Politechniki Łodzkiej w ramach projektu Problem Based Learning wykonała animację 3D Starego Rynku w Łodzi. Modele powstały na bazie zdjęć archiwalnych rynku z lat 30 XX w.



Studentom udało się odtworzyć północną i wschodnią stronę Rynku. Projekt zrealizował zespół w składzie: Mateusz Andrzejewski, Maciej Badura, Joanna Olczyk, Agnieszka Świderska, Dariusz Woźniak, pod opieką dr inż. Adama Wojciechowskiego.

Stary Rynek był kiedyś centralnym punktem Łodzi, w tym miejscu miasto zostało założone w 1414 roku (prawa miejskie król Jagiełło przyznał mu w 1423 r.). Już w początkach XIX wieku stanęły przy Rynku murowane domy. Przez stulecia miejsce to tętniło życiem: odbywały się na nim targi, a w połowie lat 20 ub. wieku powstał tu zieleniec.

Podczas okupacji Rynek znalazł się na terenie getta. Kiedy getto Niemcy likwidowali, zniszczyli budynki okalające Stary Rynek. Powojennej odbudowy dokonano już wg. nowych planów, dlatego miejsce to dziś wygląda inaczej niż przed wojną.  M.in. nie ma już południowej zabudowy, w jej miejscu utworzono park Staromiejski.

Poniższe zdjęcia Rynku pochodzą z serwisu: fotopolska.eu
  
Stary Rynek stanowi dziś stanowi rażący konstrast wobec elegancko odrestaurowanej pobliskiej Manufaktury. Od lat nie może ruszyć plan renowacji tej części miasta. I to mimo, że raz w roku - 29 lipca - władze miasta pod obeliskiem na Starym Rynku składają uroczyście kwiaty w rocznicę powstania miasta. Być może dzięki pracy studentów i jej upowszechnieniu sprawa rewitalizacji zainteresuje większą liczbę łodzian i wreszcie coś zacznie się tu dziać.

Przy Rynku ma siedzibę Stowarzyszenie Przyjaciół Starego Miasta, które na swojej stronie internetowej prezentuje gotowy projekt rewitalizacji.

piątek, 4 stycznia 2013

Złote rybki i rekiny

Pod koniec każdego roku powstają zwykle prorocze wizje zdarzeń dotyczących najbliższej przyszłości. Nie inaczej było i w roku 1932. O najbardziej znanych przepowiedniach: francuskiego astrologa Henri J. Gauchon`a oraz wróżki Madamme Fraya informował łódzki "Głos Poranny".
Pytany przez dziennikarzy o przewidywany przebieg roku 1933 Gauchon opowiadał m. in.:
Horoskop podkreśla szczególnie dwa wydarzenia o nadzwyczajnym znaczeniu. W marcu doczeka się świat czegoś niezmiernie pocieszającego: najprawdopodobniej ważny krok naprzód na polu rozbrojenia(!). W sierpniu natomiast wyłaniają się symptomy poważnych zamieszek, może nawet rewolucji w Europie, ale kontury jej są na razie niewyraźne i niepewne (..). W połowie sierpnia będzie takie same zaćmienie słońca, jak w roku 1914*. I chociaż nie należy się obawiać aż takiej katastrofy, jak w roku 1914, to jednak i w roku 1933, mimo równowagi pewnych sił astralnych, rozegrają się krwawe wydarzenia, które pociągną za sobą wiele ofiar. (...) Tak samo wydaje mi się pewną z początkiem roku 1933, poprawa sytuacji gospodarczej w całej Europie. Natomiast 4 i 5 czerwca nastąpi krach na wszystkich giełdach. (...)
Największym wydarzeniem roku przyszłego dla Niemiec, będzie fakt ustąpienia Hindenburga** z areny politycznej. Rozpocznie się tym samym wzrost znaczenia Hugenberga***. W Rosji objawi się nagle niezmiernie ostry zwrot do ustroju kapitalistycznego. Nastąpią też 3 ogromne katastrofy żywiołowe, a to: 20 marca, 28 kwietnia i 17 maja. W dwu pierwszych datach szaleć będą straszne orkany, które spowodują groźną katastrofę okrętową, zbliżoną rozmiarami do tragedii zatonięcia "Titanica".
Ogólnie rzec biorąc astrolog miał sporo racji, tyle, że racji inaczej. Klęski naturalne miały miejsce, ale nie takie i nie wtedy. Rewolucji w Europie w 1933 nie było, chyba, że za taką uznać można rozwój sytuacji w Rosji, gdzie owszem dokonał się ostry zwrot, ale nie w kierunku kapitalizmu (jak przepowiadał Gauchon), ale w kierunku zaostrzania walki z wewnętrzną konkurencją.

W Niemczech do głosu doszedł nie Hugenberg, ale inny pan H. i wcale nie był to początek rozbrojenia, a wręcz przeciwnie.
Nie było też krachu na giełdzie, a nawet 15 marca nowojorska giełda zanotowała rekord wszechczasów: wzrost 15,34 % w ciągu jednego dnia. Za to w 1933 roku doszło do dwóch zaćmień słońca (w lutym i w sierpniu), ale aby je przewidzieć nie trzeba było być słynnym astrologiem, wystarczyło zajrzeć do pierwszego lepszego kalendarza.

Bardziej optymistyczne były przepowiednie jasnowidzącej madame Fraya, ocierające się o fantastyczno-naukowe wizje Julesa Verne`a:
Uda się pewnemu Anglikowi odkrycie od dziesięcioleci poszukiwanego zarazka raka i środek na zwalczanie go. Jako dowód skuteczności swego okrycia, zaszczepi sobie samemu te zarazki i sam się z nich wyleczy.
Drugą sensacją świata będzie w połowie kwietnia lot pewnego Francuza do stratosfery, który osiągnie wprost niewiarogodny rekord wysokości, przyćmiewając tym samym w zupełności prof. Piccarda****.
Pewien technik niemiecki wynajdzie natomiast samolot, lądujący i startujący zupełnie pionowo i zabezpieczony przed ewentualną katastrofą.
Niestety, naukowcy widać przepowiedni madame nie przeczytali... i optymizmu jej nie potwierdzili...

Poza wizjami zawodowych przewidywaczy "Głos Poranny" przypominał także "poważniejsze" prognozy, autorstwa ówczesnej gwiazdy dziennikarstwa:
Zdolny, ale jeszcze bardziej sprytny dziennikarz amerykański Knickerbocker, w wydanej ostatnio książce: "Quo vadis Europa?" stara się odpowiedzieć, czy też znaleźć odpowiedź na aktualne pytanie: Czy Europa wyzdrowieje? Czy powalona ciężką chorobą - kryzysem na łoże niemocy i powolnego, acz bolesnego konania, podniesie się i znów prowadzić będzie normalny tryb bytowania? Czy kryzys, który obecnie tak okropne przynosi skutki, pogłębi się jeszcze bardziej, czy też należy oczekiwać bliskiego zniknięcia tego potwornego zjawiska powojennego? Czy jest on tworem jedynie naszych nienormalnych czasów, czy też genezy jego szukać należy w owych baśnią dobrobytu zamglonych czasach? Na te wszystkie pytania autor odpowiada:
1. Europa się podniesie i znów wróci tak długo oczekiwany dobrobyt.
2. Kryzys zniknie tak, jak zniknęły wszystkie poprzednie depresje.
3. Kryzys obecny nie jest odosobniony w historji świata, gdyż ludzkość przeżywała już podobne, może nie tak gwałtowne i potworne kataklizmy ekonomiczne, z których z biegiem czasu i po przebrnięciu trudnej strefy, znów wypłynęła na szerokie i spokojne wody normalnych czasów.
Skąd autor czerpie wiarę w jasną przyszłość Europy, a tem samem i świata? W jaki sposób mógł ten sprytny dziennikarz w zamąconej wodzie obecnych stosunków wyłowić złote rybki nadziei, któremi karmi swych czytelników? (...) Siada więc sobie do wytwornego Cadillaca czy dwupłatowego Junkers'a, i odwiedza kolejno wielkie stolice. Bo w stolicach państw siedzą ludzie, którzy losy nasze i naszej biednej skorupki mają w swojem ręku. (...)

Na zadane pytania władcy zgodnie odpowiadają: Nie ma potrzeby narzekać na jutro. Owszem, przyznają, że dzisiaj nie jest dobrze, jest poprostu źle, ale to wszystko nie dowodzi o przegranem jutrze. Pod ich rządami kraje z biegiem lat strząsną ze siebie te momenty, które utrudniają im oddech i swobodny rozwój. Jednem słowem trzeba tylko  przetrzymać, a jutro zabłyśnie wszystkiemi barwami olśniewającej tęczy szczęścia i dobrobytu (...).

Aby do reszty zamydlić oczy swym czytelnikom [Knickerbocker], oświadcza ni mniej ni więcej: "Klasie robotniczej wiedzie się o wiele lepiej w naszych złych czasach, aniżeli w czasach tzw. "dobrobytu". Dowód: w cesarskim zamku wiedeńskim nie było łazienki, podczas gdy w nowowybudowanych domach robotniczych w stolicy Austrji nawet mieszkanie jedno-izbowe posiada łazienkę. Stąd prosty wniosek:  robotnik w czasie dzisiejszej depresji żyje sobie lepiej, aniżeli cesarz austriacki żył w swoim zamku (...).
Ten krytyczny artykuł dziennikarz "Głosu" (podpisujący się B. Br.) kończy następująco:
P. Knickerbockera zaprowadziłbym do stęchłych izb robotników łódzkich, do nędznych, zimnych nor chałupników, do chylących się ku ziemi chałup chłopskich, zmusiłbym go, aby zajrzał w otchłań życia i pracy naszych górników i hutników. Czy to jest normalny stan rzeczy? Czy tak powinno być zawsze? Najstraszniejsza, coraz bardziej rosnąca nędza obok stosów gromadzonego złota.
Wniosek z powyższego jest oczywisty: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i stanu portfela, niezależnie czy mamy kryzys czy ekonomiczny raj, czy jest rok 1933, 2013 czy 2053. Inaczej wygląda finansowa zapaść według Gates`a, Bloomberga czy innego Rockefellera, inaczej według ekspedientki w polskim miasteczku, o którego istnieniu rekiny biznesu nawet nie słyszały. A może być i tak, jak u ciotki poety, że kryzys zaczyna się wtedy, gdy on "wszystko zechlał i odszedł z tą zdzirą"...

* * *

Objaśnienia:

* 21 sierpnia 1914 roku miało miejsce  całkowite zaćmienie słońca nad Grenlandią i północno-wschodnią Europą. Było widoczne w Polsce i zbiegło się z początkiem walk na froncie wschodnim I wojny światowej, stąd wielu ludzi uznało je za tragiczne fatum.

** Paul von Hindenburg – niemiecki wojskowy, feldmarszałek i polityk, w latach 1925-1934 Prezydent Rzeszy (Republiki Weimarskiej i w początkach III Rzeszy). Zmarł 2 sierpnia 1934.

*** Alfred Hugenberg – wpływowy niemiecki biznesmen i polityk. Był członkiem pierwszego gabinetu Adolfa Hitlera, powołanego w roku 1933.

**** Auguste A. Piccard – szwajcarski fizyk, wynalazca i badacz. W 1930 roku skonstruował balon stratosferyczny, na którym wykonał loty stratosferyczne, osiągając maksymalną wysokość 23 000 m.

Więcej o przepowiadaczach przyszłości:

Kabaret Ani Mru Mru - Jasnowidz (10-lecie Ani... przez rock610rich

wtorek, 1 stycznia 2013