piątek, 11 października 2019

Pałac w stylu wspaniałym

Jednopiętrowa, neorenesansowa willa z salą balową i budynkami gospodarczymi powstała w latach 1875-1877. Była prezentem ślubnym od łódzkiego „króla bawełny” - Karola Scheiblera dla córki Matyldy Zofii i jej męża – Edwarda Herbsta. Po kapitalnym remoncie w 1990 roku pełni rolę Muzeum Wnętrz Fabrykanckich. Renowację opisała Dorota Berbelska – kierownik pałacu, w artykule „Willa Herbsta w Łodzi – odtworzenie rezydencji przemysłowca z przełomu XIX/XX wieku”, opublikowanym w: Zabytkoznawstwo i Konserwatorstwo XXIX – Nauki Humanistyczno-Społeczne Zeszyt 326 – 1998 Łódź). Poniżej: obszerne jego fragmenty.

* * *

W XIX wieku przemysł włókienniczy spowodował przekształcenie, w ciągu zaledwie kilkudziesięciu lat, niewielkiej osady Łódki w jedno z najbardziej znaczących miast przemysłowych w Europie. (…) Specyfikę łódzką stanowiło sytuowanie siedzib właścicieli tuż obok zabudowań fabrycznych. Pałace i fabryki nadały szczególny charakter temu miastu. Powstawały na zlecenie fabrykantów, z których wielu rozpoczynało swą karierę w Łodzi od chałupniczej pracy przy ręcznym warsztacie tkackim i w ciągu kilkudziesięciu lat dorabiało się fortuny. W 1895 roku warszawiak Adolf Starkman tak scharakteryzował ówczesnych „Lodzermenschów”:
Wyobraźmy sobie wrzący kocioł, w którym ręka przeznaczenia gotuje tłusty połeć pieczeni i zaprasza do uczty biesiadników bez wyboru i legitymacji, domyśleć się łatwo, że górować tu będzie prawo mocniejszego i że więcej szczwany lub w łokciu silniejszy bohater dogodniejsze przy kotle z łatwością sobie stanowisko utoruje(…)
Nie była to opinia zbyt pochlebna, jednakże trudno jej całkowicie odmówić racji. Począwszy od lat dwudziestych XIX wieku rozpoczął się wzmożony napływ do Łodzi ludności rozmaitego pochodzenia. Możliwość uzyskania bezpłatnych parceli, dogodnych kredytów, znalezienia pracy, a tym samym poprawy warunków bytowania oraz krążące opowieści o możliwościach łatwego zarobku, a może nawet, przy odrobinie szczęścia, dorobienia się majątku, była magnesem przyciągającym ludzi do Łodzi. W ciągu krótkiego czasu rodziły się tu fortuny. Wiele z nich równie szybko padało, wciąż jednak znajdowali się kolejni ochotnicy, zdeterminowani, ogarnięci myślą o milionach. Siła finansowa była wyznacznikiem pozycji społecznej. Niezbędną oprawą dla zdobytej pozycji, manifestacją bogactwa, znaczenia była rezydencja odpowiadająca okazałością finansowej potędze właściciela. A że często zamożność nie szła w parze z wykształceniem, więc niejednokrotnie bywało i tak, jak to przedstawił w „Łodziance” w końcu XIX wieku pewien dowcipniś:

- Panie architekcie, zamierzam wystawić pałac, czy zechcesz zrobić mi plany?
- Owszem, ale w jakim stylu ma być ten gmach? W stylu? No, ma się rozumieć, że w stylu wspaniałym, bo mnie przecież na to stać…

W Łodzi przetrwało po dzień dzisiejszy bardzo wiele rozmaitych willi i pałaców. Gdy decydowano o wyborze siedziby dla muzeum wnętrz fabrykanckich, brano pod uwagę nie tylko walory architektoniczne i estetyczne obiektu, lecz także jego charakter i usytuowanie. Ostatecznie wybór padł na dom będący niegdyś własnością rodziny Herbstów. Willa ta została wzniesiona w sąsiedztwie budynków fabrycznych, w obrębie „Księżego Młyna”, czyli dawnej osady przemysłowej leżącej nad rzeką Jasień. Powstanie i okres prosperity osady są związane z osobą Karola Wilhelma Scheiblera (1820-1881), potentata przemysłu bawełnianego, właściciela jednego z największych przedsiębiorstw włókienniczych w Królestwie w 3 ćwierci XIX stulecia. (…)

W 1870 roku Scheibler kupił graniczące z Wodnym Rynkiem posiadła wodno-fabryczne „Księży Młyn” i „Młyn Wójtowski”. W 1873 zaczął wznosić na „Księżym Młynie” czterokondygnacyjny, murowany budynek przędzalni, a następnie tkalnię. (…)

Integralny element tego zespołu (…) stanowiła rezydencja właściciela. Otoczona ogrodem willa położona naprzeciw fabryki, oddzielona od niej jedynie szerokością ulicy, znalazła się jednak poza obrębem osiedla mieszkaniowego i zabudowań fabrycznych.(…)Projekt wykonał – na zlecenie Karola Scheiblera – współpracujący z nim przy budowie osiedla – Hilary Majewski. Dotychczas nie udało się ustalić dokładnej daty powstania willi. Podawany w literaturze rok 1879 z pewnością jest zbyt późny, zważywszy, że na planie „Księżego Młyna” wykonanym dwa lata wcześniej naniesiono już rzut głównego budynku, oficyny gospodarczej oraz plan ogrodu. Prawdopodobnie prace budowlane rozpoczęto ok, roku 1875, w związku ze ślubem Zofii Matyldy Scheibler z Edwardem Herbstem, dla których dom był przeznaczony, i zakończono do roku 1877.

Materiały ikonograficzne z lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia (XIX w.) przedstawiają już cały kompleks budynków. Do willi od strony wschodniej przylegają: budynek sali balowej, którego przedłużenie stanowi przeszklony łącznik prowadzący do ogrodu zimowego, oraz oficyna gospodarcza. W 1893 roku na wschód od tego zespołu, oddzielony dziedzińcem gospodarczym, został wzniesiony budynek mieszczący powozownię i stajnie. (…)

Zaprojektowana przez niego [Hilarego Majewskiego] budowla to jednopiętrowa willa wzniesiona na planie prostokąta zbliżonego do kwadratu, nakryta czterospadowym dachem z belwederem. Od frontu – przed usytuowanym na osi ryzalitem zwieńczonym trójkątnym naczółkiem – portyk wsparty na dwóch parach kolumn. Od strony ogrodu parterowy, półokrągły wykusz z balkonem ponad nim. Elewacje zostały skomponowane z uwzględnieniem zasad symetrii, z przewagą rytmów horyzontalnych. Wyraźnie zaznaczony został – za pomocą gzymsów kordonowych – podział na kondygnacje. Przyziemie oraz narożniki budynku zaakcentowano boniowaniem. Architekt oszczędnie operował detalem i motywami zdobniczymi. Jedynie na osi elewacji zachodniej (od strony ul. Przędzalnianej), między oknami pierwszego piętra umieścił w niszy pełnoplastyczny posąg wyobrażający prządkę. Wymienione powyżej czynniki spowodowały, że powstała budowla pełna umiaru, zwracająca uwagę pięknem proporcji i elegancją. Obok willi wzniesiono salę balową. (…)

Willa Herbstów pozostawała w rękach rodziny do roku 1941. Mieszkali tam najpierw Matylda (1856-1936) i Edward (1844-1921), a później ich syn Leon (1880-1942) ze swą żoną Aleksandrą (1889-1970?), którzy wyjechali w końcu 1941 roku do Wiednia. Zabrali z sobą całe wyposażenie domu, Leon nie dożył zakończenia wojny. Zmarł bezpotomnie.

Po wojnie obiekt został znacjonalizowany i podzielony między wielu zmieniających się użytkowników, którzy nie byli zainteresowani inwestowaniem w oddane im w dzierżawę budynki. Każda z instytucji dostosowywała wnętrza do własnych, aktualnych potrzeb, nie troszcząc się o zachowanie istniejących elementów dawnego wystroju. Trudno się nawet temu dziwić, skoro obiekt znajdował się poza sferą zainteresowań służb konserwatorskich powołanych przecież do ochrony dóbr dziedzictwa kulturowego (do rejestru zabytków został wpisany dopiero w 1972 roku).(…)

W tym czasie willa Herbstów pełniła funkcje m.in. domu pobytu dziennego dla nerwowo chorych, była siedzibą Zakładu Biologii PAN, ORMO, spółdzielni inwalidów, którzy produkowali tu bombki choinkowe, PKZ-ów, wówczas również stan obiektu nie uległ poprawie. Budynki gospodarcze i powozownię przeznaczono na mieszkania. Skutkiem niewłaściwego użytkowania obiektu była naturalnie daleko posunięta dewastacja, a nawet unicestwienie kilku budynków (ogród zimowy wraz z łącznikiem, kordegarda frontowa).

Gdy w 1976 roku rezydencję przejęło Muzeum Sztuki, wszystkie zabudowania wymagały kapitalnego remontu. Konieczne było również odbudowanie kordegardy oraz odtworzenie ogrodzenia. Najwięcej zmian wprowadzono w architekturze powozowni. Prace konserwatorskie polegały na usunięciu wszelkich przeróbek, m.in. przywrócone zostały pierwotne formy otworów okiennych i drzwiowych, a także zrekonstruowane brakujące fragmenty wystroju elewacji. Architektura zewnętrzna willi zachowała się w niezłym stanie – należało uzupełnić tynki i elementy sztukatorskie. Natomiast wnętrza wymagały gruntownej konserwacji.

Z pierwotnego wystroju wnętrz zachowała się większość boazerii, żyrandol w salonie lustrzanym, a także piece kaflowe. Co prawda wszystkie zostały zamalowane farbami olejnymi, jednak dzięki żmudnym zabiegom konserwatorskim odzyskały dawny wygląd. Zachowane elementy oryginalnego wystroju pozwalały przypuszczać, że wyposażenie wnętrz było bogate i zróżnicowane stylowo. Potwierdzały to skąpe materiały ikonograficzne. Odnaleziono zaledwie pięć fotografii z końca ubiegłego wieku przedstawiających salę balową, salon lustrzany i salon kwiatów. W przypadku pozostałych pomieszczeń przy odtwarzaniu wnętrz pomocne były, mimo że często niezbyt precyzyjne, opisy i wspomnienia osób, które niegdyś bywały w tym domu, a także fotografie wnętrz innych łódzkich domów fabrykanckich.

Cennym źródłem informacji były naturalnie inne zachowane wille i pałace, w których przetrwało wiele elementów dawnego wystroju, pozwalających określić także dyspozycję pomieszczeń. W willi Herbstów układ wnętrz nie od biegał od schematów stosowanych w innych domach. Był klarowny i funkcjonalny. Na parterze znajdowały się wnętrza o większej skali, bogatszym wystroju, urządzone z przepychem, mające charakter pomieszczeń recepcyjnych, służących celom reprezentacyjnym. Natomiast piętro było przeznaczone wyłącznie dla domowników. Mieściły się tu sypialnie, łazienka, pokoje pani i pana, a także innych członków rodziny. (…)

Przy aranżowaniu wnętrz, jako że nie był możliwy powrót do wystroju, jaki istniał za czasów Herbstów, postanowiliśmy zastosować wiele sposobów dekorowania pomieszczeń charakterystycznych dla łódzkich willi i pałaców przełomu wieków. Tak więc na ścianach pojawiają się tapety, tkaniny, malatura. Draperie w poszczególnych pokojach są zróżnicowane w zależności od charakteru wnętrza, mobiliów itd. Wnętrza zostały wyposażone meblami, obrazami, bibelotami, pochodzącymi głównie ze zbiorów własnych muzeum.(…) Brakujące elementy wyposażenia były sukcesywnie kupowane, wiele otrzymaliśmy w darze.

* * *

Wyremontowany pałac, już jako muzeum wnętrz, udostępniono publiczności 28 grudnia 1990 roku. Główną kolekcję stanowią dzieła sztuki i rzemiosła artystycznego z XIX/XX w. Wnętrza odrestaurowanej willi wyposażono m.in. w meble neorenesansowe i neobarokowe. Podziwiać można salon orientalny, pokoje secesyjne, meble eklektyczne, w stylu Ludwika Filipa oraz empire.

Po 20 latach okazało się, że jako obiekt muzealny pałac Herbsta stał się za ciasny i mało funkcjonalny. Kiedy odnaleziono stare fotografie pokazujące nieznane dotąd detale zespołu pałacowego, mógł powstać nowy projekt rozszerzenia powierzchni użytkowej oraz zagospodarowania terenu wokół pałacu. W 2011 roku w pałacu Herbsta rozpoczęto drugi etap modernizacji, który pozwolił zwiększyć powierzchnię wystawienniczą i odtworzyć pozostałą część zespołu pałacowego. Modernizacja XIX-wiecznej rezydencji kosztowała prawie 20 milionów złotych, jednak w połowie została sfinansowana z funduszy unijnych. Odnowiono wnętrza, elewację oraz pałacowy ogród. W wyremontowanej powozowni otwarto galerię sztuki dawnej.

wtorek, 7 maja 2019

Mój koń, moja racja

Ignorant ma zawsze rację... Nie próbuj z nim dyskutować. Rzecz jasna, dotyczy to nie tylko jazdy konnej...😉


- Panie, nie z tej strony wsiada się na konia.
- Co panu do tego, to mój koń, to mi wolno siadać jak mi się podoba.

Źródło: Tygodnik Wędrowiec rok 1898 nr 40

niedziela, 14 kwietnia 2019

Podróż życia

10 kwietnia 1912 roku statek wycieczkowy o dumnej nazwie Titanic, uważany za niezatapialny, wypływa  z Southampton w Anglii w rejs do Nowego Jorku. W nocy z 14 kwietnia na 15 kwietnia kapitana i jego załogę zaskakuje kolizja z górą lodową. Statek tonie, złamany na dwie części, w okolicach Nowej Fundlandii, o godzinie 2:20 15 kwietnia 1912 roku. Dzień przed planowanym dotarciem do celu podróży. Pomoc przychodzi za późno.

Spośród ponad 2200 pasażerów i załogi „Titanica” zginęło ponad 1500 osób. Przeżyło katastrofę tylko około 730. Zginęli m.in. kapitan Smith, starszy oficer Wilde i pełniący wachtę w chwili katastrofy pierwszy oficer Murdoch.

Wszystkich tajemnic Titanica nie udało się wyjaśnić do dziś. Nie znamy ostatecznej liczby pasażerów, ani dokładnej liczby ofiar. Odnaleziono tylko 323 ciała. Nadal ukazują się nieznane dotąd relacje świadków oraz zdjęcia statku i ludzi nim podróżujących. Dwadzieścia trzy nie publikowane wcześniej fotografie, zamieszczone zostały niedawno na blogach i portalach internetowych. Jak sugerują wydawcy, fotografie mogą powodować dreszcze i prowadzić do łez. Też tak uważacie?

1. Titanic w całej okazałości
Statek miał 269 metrów długości, 885 członków załogi i mógł przewozić 2 471 pasażerów
2. Witamy na pokładzie!
Kapitan Edward J. Smith (po prawej) i oficer Hugh Walter McElroy na pokładzie Titanica
3. Pasażerowie na pokładzie
Pasażerowie idący po pokładzie obok łodzi ratunkowych, niedługo przed ich użyciem
4. Bawiący się chłopczyk

Beztroska zabawa kilka dni przed katastrofą
5. Niezatapialna Molly Brown
Margaret Brown, nazywana Molly, pasażerka pierwszej klasy
6. Sprawca katastrofy
Zdjęcie góry lodowej kilka godzin po katastrofie
7. Titanic pogrąża się w otchłani
Łodzie ratunkowe w akcji
8. Ostatni ocaleni
Ostatnia łódź ratunkowa opuszcza wrak, pasażerowie patrzą jak Titanic idzie na dno z ponad tysiącem ludzi
9. Carpathia przychodzi na ratunek
Dwie godziny po zatonięciu Titanica na miejsce przybywa Carpathia, by ratować tych którzy przetrwali
10. Młoda rodzina ocalała
Rodzina ocalała z katastrofy
11. Mama i córka
Charlotte Collyer i jej córka Marjorie cudem przeżyły katastrofę
12. Kolejny uratowany pasażer
Stuart Collet to kolejny ocalony
13. Sieroty Titanica
Bracia Michel, 4 lata (po lewej) i Edmond Navratil, 2 lata (po prawej) zostali sierotami po śmierci ojca
14. Uratowani wreszcie na lądzie
Uratowani w dokach Millbay w Plymouth, na wybrzeżu Anglii
15. Przed biurem White Star - właściciela statku
Tłum gromadzący się przed biurem właściciela Titanica, wkrótce po informacji o  katastrofie
16. Tłum czeka na ocalonych
Co przeżywały rodziny, nie wiedząc, czy ich krewni zginęli czy przeżyli katastrofę?
17. Kolejne zdjęcie tłumu czekających
Jeszcze więcej oczekujących i martwiących się 

18. Przed redakcją Evening News
Młody gazeciarz z Evening News zawierającym informację o katastrofie Titanica

19. Akcja pomocy uratowanym
Amerykański artysta George M. Cohan (po lewej) sprzedaje czasopisma w Nowym Jorku, aby zebrać fundusze na pomoc poszkodowanym

20. Mecz baseballowy
Aby pomóc rodzinom, zorganizowano mecz baseballowy, który oglądało ponad 14 000 osób

21. Dowód wdzięczności dla Arthura Rostrona
Arthur Henri Rostron był kapitanem Carpathii, statku, który przybył na ratunek. Ci, którzy przeżyli podziękowali mu, oferując srebrny puchar w maju 1912 roku
22. Pogrzeby...
Uroczystości pogrzebowe odbyły się w Seamen’s Church Institute w Nowym Jorku
23. Pomnik w Nowym Jorku
Pomnik Izydora i Idy Strausów, pary, która zginęła razem na Titanicu


sobota, 23 lutego 2019

Tajemniczy gość z nieba [2]

W nocy z 2 na 3 września 1907 roku w okolicach Ostrzeszowa zaobserwowano upadek wielkiego meteorytu. Dzięki opowieści byłego żołnierza opublikowanej w grudniu 1934 roku w niemieckiej prasie, po prawie 30 latach poszukiwań podjął się niemiecki przedsiębiorca, K. Schmidt.

Relację byłego żołnierza, Theodora Tantza prezentowała poznańska prasa we wrześniu 1935 roku. To historia, która mogłaby posłużyć do napisania scenariusza łzawego melodramatu.

pocztówka grabów nad prosną 1907 r.

Było to w 1907 roku. Ona – piękna Żydówka, on – prosty żołnierz niemiecki z Koblencji, odbywający służbę w Grabowie nad Prosną. Kochali się gorąco, gdy nagle w tę grę miłosną wkroczył niemiecki oficer, który też zakochał się w dziewczynie. Dla zubożałych rodziców największym marzeniem było wydanie córki za majętnego kandydata. Oficer wkrótce oświadczył się i poślubił ukochaną Theodora. Młoda para zamieszkała w Grabowie.

Jednak małżeństwo nie przerwało romansu żołnierza z Żydówką. Spotykali się nadal, choć ryzykowali wiele i musieli zachować daleko posuniętą ostrożność. Kiedy Niemcy obchodzili Sedanfest (2.09.1907)*, żołnierzy zwolniono z koszar, a oficer pojechał konno do Ostrzeszowa. Do jego mieszkania wieczorem zapukał zakochany żołnierz. Wyszedł dopiero przed północą...

Noc była tak ciemna, że stracił orientację. Kiedy szedł szosą przez las stało się coś niezwykłego. Wiele lat później opowiedział  swoją przygodę redakcji tygodnika "Reclams Universum":
We wrześniu 1907 roku szedłem w nocy od granicy rosyjskiej w stronę Ostrzeszowa w Poznańskiem. 15-kilometrowa droga wiodła przez las. Niebo usiane było gwiazdami, wszystko spoczywało w spokoju, nic nie poruszało się, tylko odgłos moich kroków odbijał się samotnym echem. Nagle usłyszałem z niesamowitą szybkością zbliżający się szum. Ciemności rozdarł błyskawicznie potęgujący się jasny blask. 
Przestraszony skoczyłem na bok i miałem uczucie grożącego niebezpieczeństwa, którego jednak nie mogłem poznać. Już słyszałem wśród drzew głuchy łoskot i ujrzałem spadek wielkiego meteoru. Uderzył w ziemię na pewno bardzo blisko mnie, gdyż wyraźnie słyszałem syk podobny do wrzącej wody. Promieniujące światło spadłej bryły jeszcze przez długi czas oświetlało mi drogę. Nie odważyłem się jednak zbliżyć, ponieważ w tych obcych mi zupełnie stronach nie znałem ni drogi, ni ścieżki. Ponieważ rankiem tegoż dnia musiałem wyjechać, nie mogłem następnego dnia odszukać meteoru.
żołnierz niemiecki dziewczyna 1914
Historia nieszczęśliwej miłości Żydówki i niemieckiego żołnierza z meteorem w tle miała swój finał 27 lat później. Po wyjeździe do Frankfurtu nad Odrą Theodor Tantz nikomu nie opowiedział o swoim spotkaniu z meteorem. Milczał wiele lat w obawie przed ujawnieniem romansu z żoną oficera. Dopiero śmierć męża kochanki otworzyła mu usta. Opowieść o zaginionym meteorze i nieszczęśliwej miłości opublikowała prasa niemiecka, m.in. "Schlesische Zeitung" oraz „Reclams Universum" w grudniu 1934 roku. Pod ich wpływem niemiecki przedsiębiorca Carl Schmidt postanowił odnaleźć i wydobyć resztki meteoru. Początkowo w polskiej prasie przedstawiano tego człowieka, jako naukowca, poszukiwacza meteorów, profesora doktora Karola Schmidta - Oldenburga. Później pisano, że jest dyrektorem, przedsiębiorcą, zawodowym łowcą meteorów. Ostatecznie sposób i efekt poszukiwań przekonał opinię publiczną oraz lokalne władze, że mają do czynienia z amatorskim poszukiwaczem meteorytów**.
Naturalnie p. Schmidt nie jest idealistą. Z góry asekuruje się, mówiąc, że przysługuje mu wynagrodzenie materialne oraz prawo nadania nazwy znalezionemu przez niego meteorowi - wyjaśniał Ilustrowany Kuryer Codzienny 25 września 1935 roku.
Nazwy, którą chciał nadać meteorytowi p. Schmidt nie ujawnił, natomiast z dużym przekonaniem oszacował, że ostrzeszowskie znalezisko może być warte ponad 10 milionów złotych...

* * *

*Sedanfest/Sedantag - obchodzone powszechnie w Prusach święto dla uhonorowania  rocznicy bitwy pod Sedanem 1 września 1870 roku. Doszło wówczas do zwycięstwa Prus i wojsk sprzymierzonych, wzięcia do niewoli cesarza Napoleona III i kapitulacji Francji. Święto, ustanowione na 2 września, Niemcy obchodzili do 1918 roku.

** Meteor wg Wikipedii to świecący ślad, jaki zostawia po sobie meteoroid lecący w atmosferze ziemskiej. Jednak w potocznym języku meteorem określa się sam obiekt spadający z nieba (meteoroid). Większość meteoroidów spala się w atmosferze. Tylko nieliczne spadają na powierzchnię Ziemi i określane są wówczas mianem meteorytów.




poniedziałek, 11 lutego 2019

Oto idzie nasz Sejm!

10 lutego 1919 roku w gmachu byłego Instytutu Maryjskiego Wychowania Panien przy ulicy Wiejskiej w Warszawie odbyło się pierwsze posiedzenie Sejmu Ustawodawczego. Były to pierwsze po 123 latach zaborów obrady  niepodległego polskiego parlamentu. 

Msza w katedrze

Zgodnie z tradycją dawnych Sejmów Rzeczypospolitej inauguracyjne posiedzenie parlamentu  poprzedziły uroczystości kościelne. W przeddzień, w niedzielę 9 lutego arcybiskup warszawski Aleksander Kakowski w katedrze św. Jana odprawił specjalne nabożeństwo. Łódzki dziennik "Głos Polski" w nadzwyczajnym dodatku z 10 lutego informował:
Już od wczesnego ranka panował w mieście nastrój niezwykle uroczysty. Niezliczone tłumy wyległy na ulice i ciągnęły w kierunku placu Zygmunta. Wiele domów było udekorowanych chorągwiami narodowemi. Na całej przestrzeni od Belwederu do Archikatedry po obu stronach ulic stało szpalerami wojsko, a że publiczność chętnie poddawała się poleceniom tej straży wojskowej, wszędzie panował spokój wzorowy. Tu i owdzie widniały transparenty z napisami: Niech żyje Naczelnik Państwa Józef Piłsudski. Również na murach domów wywieszone były plakaty z tymi samymi napisami. 
We mszy wzięli udział m.in. członkowie rządu, parlamentarzyści, generalicja, delegat Papieża - biskup Ratti, misje zagraniczne i konsulowie. Najbardziej eksponowane miejsca zajęli Naczelnik Państwa - Józef Piłsudski i Premier Ignacy Paderewski. Zgromadzone przed katedrą tłumy witały wszystkich entuzjastycznymi okrzykami. Podczas nabożeństwa  arcybiskup lwowski obrządku ormiańskiego, Józef Teodorowicz wygłosił mowę trwającą blisko dwie godziny. Rozpoczął wzniośle:
A gdybym był zdolny jak Ezehiel, wywołać długim korowodem postacie bohaterów i męczenników, którzy przelewali krew i ginęli w obronie Ojczyzny, zawołałbym do nich radośnie: Oto idzie nasz Sejm Polski! 
W dalszych słowach podkreślał konieczność porzucenia spraw partykularnych i osobistych interesów na rzecz pracy dla wspólnego dobra odradzającej się Polski.

Msza w katedrze 9.02.1919

Po zakończeniu mszy jej uczestnicy wraz z tłumem zgromadzonym przed katedrą udali się na ulicę Wiejską. Sala obrad wypełnila się parlamentarzystami, jednak bez posłów z PPS, z wyjątkiem  Zygmunta Klemensiewicza, jak zauważył reporter "Głosu". Po krótkiej modlitwie arcybiskup gnieźnieńsko-poznański Edmund Dalbor poświęcił gmach, w którym się miał zebrać następnego dnia parlament.

Radosny nastrój trwał w mieście do wieczora. O godzinie dwudziestej na Zamku Królewskim Naczelnik Piłsudski przyjmował posłów, ministrów, misje zagraniczne oraz wiele zaproszonych osób.
Uroczystości tego dnia zakłóciła jedynie próba zamachu na posła Wojciecha Korfantego. Kiedy jechał do katedry, na Nowym Świecie jego zwolennicy wyprzęgli konia z dorożki i sami ciągnęli pojazd. Koło ul. Ordynackiej jakiś nieznany mężczyzna zbliżył się nagle do dorożki, wyciągnął rewolwer i skierował go w stronę posła Korfantego. Na szczęście, zanim zdążył wypalić, został schwytany za rękę przez stojącego obok oficera i obezwładniony.

Prawica stoi luzem

Inauguracyjne posiedzenie Sejmu Ustawodawczego, wyznaczono na 10 lutego 1919 roku, na godzinę 11. Wielkie podniecenie i wyjątkowość tego dnia i starał się oddać dziennik Rozwój [11 lutego 1919]:
Godzina 11 zbliża się. Galerje zapełnione doszczętnie, część publiczności posiadająca bilety na galerję, przedostała sie na salę i zajęła po bokach stojące miejsca. Wchodzą posłowie, część ubrana czarno, co drugi jednak poseł idzie w długich butach. Rozglądają się po sali, szukając miejsc dla siebie dogodnych. Jedni lokują się w centrum, inni na lewicy. Prawica stoi luzem. Pierwszy, który tu zajął miejsce jest p. Aleksander de Rosset. Na skrzydle prawym w centrum siedzą Korfanty, ks. Stychel z Poznańskiego, dwuch Grabskich, ks. Kazimierz Lutosławski, za nimi Zjednoczenie Ludowe, Polskie Stronnictwo Ludowe i Piastowcy. 
Pierwsze miejsce na lewicy zajmuje p. Ignacy Daszyński, prezes klubu socjalistycznego i Norbert Barcki, wiceprezes, dr. Bobrowski, Jędrzej i Zofia Moraczewscy i inni. Za socjalistami siadają członkowie N. Z. R. Powoli wszystkie miejsca zostały zajęte.
Na sali gwar. Panie się niecierpliwią. Atmosfera podnosi się. Zwłaszcza na galerji coraz goręcej. Do loży dziennikarskiej zbierają się potentaci prasy warszawskiej, loże ministrów zapełniają się powoli. Wszystko gotowe. Czekają na przemówienie Naczelnika państwa. Wrażenie rośnie. Już dają znak, że chwila otwarcia Sejmu zbliża się, szmer w sali cichnie, piersi wszystkich falują.
Na mównicy ukazuje się pochylony nieco Piłsudski, witają go gorące oklaski. On odpowiada ukłonem głowy i rozpoczyna mowę trochę stremowanym głosem, w krótce, jednak ożywia się i mówi akcentując wiele ustępów silnie. Mowę przerywają nieustanne potakiwania i brawa.
Twarze publiczności płoną, oczy nabierają wielkiego blasku, zapał wzrasta, zwłaszcza kiedy Naczelnik mówi o potrzebie silnej armji, aby czoło stawić groźnym nieprzyjaciołom.  
Przepiękna i spokojna mowa marszałka Radziwiłła* wywiera głębokie wrażenie.
"Ty Polskę musisz zdobywać, uznanie dla siebie pracą i spokojem, oto motyw, na którym mowę swoją rozwinął najstarszy wiekiem poseł najstarszej naszej dzielnicy z Wielkopolski.
A oto jeszcze jeden wielki moment. Depesza! Zebrani cichną! 
Niech żyje Sejm - woła marszałek! 
Niech żyje - rozbrzmiewa sala i oklaski nie milknące płyną szeroko i głośno. 
Co ona donosi? powtarzają tajemniczo.
Brześć Litewski wzięły polskie wojska, ten Brześć, w którym tak niedawno podpisały państwa centralne Czwarty Rozbiór Polski, gdzie oderwano od Polski Chełmszczyznę. Wojsko polskie składa Brześć jako podarunek Sejmowi. 
Zrywa cię burza oklasków. Najpierw zapał, a potem rozczulenie ogarnia wszystkich. Łzy cisną się do oczu. Starcy, weterani żołnierze z 1863 roku, płaczą. 
Polska wśród promiennej jutrzni wstaje, wołając: 
- Dzieci - dzieci jednej matki - poco się swarzycie! Poco wzywacie Rewolucji! Do pracy, do pokoju dążcie i do miłości! 
Cztery dni po uroczystej inauguracji Sejm głosami prawicy wybrał marszałkiem Wojciecha Trąmpczyńskiego, działacza Narodowej Demokracji z Wielkopolski.

józef piłsudski 9.02.1919

Jak wybrano Sejm Ustawodawczy

Jednoizbowy Sejm Ustawodawczy został wyłoniony w wyniku wyborów, które odbyły się 26 stycznia 1919 roku. Jednak skład Sejmu był uzupełniany do 24 marca 1922. Prawo wybierania posłów mieli wszyscy obywatele państwa bez różnicy płci, który do dnia ogłoszenia wyborów ukończyli 21 lat z wyjątkiem wojskowych w służbie czynnej. Z biernego prawa wyborczego korzystali  posiadali natomiast wszyscy obywatele państwa, posiadający czynne prawo wyborcze, niezależnie od miejsca zamieszkania, jak również wojskowi.

Pierwsze wybory parlamentarne w niepodległej Polsce, przeprowadzono tylko na terenach dawnego Królestwa i Galicji Zachodniej. Wzięło w nich udział ponad pięć milionów wyborców. Frekwencja była bardzo wysoka, nigdzie nie spadła poniżej 60 procent. Były okręgi, takie jak Konin czy Opoczno, gdzie przekraczała 90 procent.
Największym ugrupowaniem w parlamencie została Narodowa Demokracja (właściwie Narodowy Komitet Wyborczy Stronnictw Demokratycznych), która zdobyła 116 mandatów. Polskie Stronnictwo Ludowe "Wyzwolenie" miało 57 mandatów, Polskie Stronnictwo Ludowe "Piast" - 46, Polska Partia Socjalistyczna - 32, Klub Polskiego Zjednoczenia Ludowego - 27, Klub Pracy Konstytucyjnej - 18, Narodowy Związek Robotniczy - 16, Polskie Stronnictwo Ludowe - Lewica - 13, Klub Żydowski - 10, Klub Niemiecki - 2. Skład parlamentu uzupełniało czterech posłów bezpartyjnych.

20 lutego 1919 roku Józef Piłsudski złożył swój urząd Naczelnika Państwa w ręce marszałka Trąmpczyńskiego. Tego samego dnia Sejm podjął uchwałę, nazwaną później Małą Konstytucją, w której wyrażał Józefowi Piłsudskiemu "podziękowanie za pełne trudów sprawowanie urzędu w służbie dla Ojczyzny" oraz powierzał mu do czasu uchwalenia Konstytucji dalsze sprawowanie urzędu Naczelnika Państwa, ograniczając jednak bardzo poważnie jego władzę.

Konstytucja marcowa

17 marca 1921 roku Sejm Ustawodawczy spełnił swoje zasadnicze zadanie, uchwalając Konstytucję, zwaną marcową. Dokonał tego w ciągu zaledwie dwóch lat w warunkach ciągle toczących się walk o granice państwa i przy ogromnych problemach wewnętrznych. Sejm Ustawodawczy odbył 342 posiedzenia plenarne, uchwalił 547 ustaw, złożono w nim około 4 tysięcy interpelacji. Jego kadencja zakończyła się w listopadzie 1922 r. wraz z wyborami parlamentarnymi.

orędzie j. piłsudskiego

Orędzie Józefa Piłsudskiego z 10 lutego 1919 roku

Inauguracyjne obrady polskiego parlamentu 10 lutego 1919 roku otworzył Józef Piłsudski. Poniżej przedstawiamy w całości to historyczne orędzie.

Panowie posłowie!
Półtora wieku walk, krwawych nieraz i ofiarnych, znalazło swój tryumf w dniu dzisiejszym. Półtora wieku marzeń o wolnej Polsce czekało swego ziszczenia w obecnej chwili. Dzisiaj mamy wielkie święto narodu, święto radości po długiej, ciężkiej nocy cierpień. W tej godzinie wielkiego serc polskich bicia czuję się szczęśliwym, że przypadł mi zaszczyt otwierać Sejm polski, który znowu będzie domu swego ojczystego jedynym panem i gospodarzem.

Radość dnia dzisiejszego byłaby stokroć większą, gdyby nie troska, że zbieracie się w chwili niezwykle ciężkiej. Po długiej, nieszczęsnej wojnie świat cały, a z nim i Polska, czekają z tęsknotą upragnionego pokoju. Tęsknota ta w Polsce dziś ziścić się nie może. Synowie Ojczyzny muszą iść, by bronić granic i zabezpieczyć Polsce swobodny rozwój. Sąsiedzi nasi, z którymi pragnęlibyśmy żyć w pokoju i zgodzie, nie chcą zapomnieć o wiekowej słabości Polski, która tak długo stała otworem dla najazdów i była ofiarą narzucania jej obcej woli przemocą i siłą.
Nie chcemy mieszać się do życia wewnętrznego któregokolwiek z naszych sąsiadów, lecz pozwolić nie możemy, by pod jakimkolwiekbądź pozorem, chociażby pod pozorem rzekomego dobrodziejstwa, naruszano nasze prawo do samodzielnego życia.

Nie oddamy ani piędzi ziemi polskiej i nie pozwolimy, by uszczuplano nasze granice, do których mamy prawo. Dążności naszych sąsiadów sprawiły, że ze wszystkimi nimi znajdujemy się obecnie w otwartej wojnie, lub co najmniej w stosunkach mocno naprężonych.

Jasną stroną w naszych stosunkach zewnętrznych są zacieśniające się węzły przyjaźni z państwami Ententy. Głęboka sympatia łączyła już dawniej Polskę ze światem demokratycznym Europy i Ameryki, nie szukającym sławy w podbojach i ucisku innych narodowości, a pragnącym ułożenia stosunków w myśl zasad sprawiedliwości i słuszności.

Sympatia ta spotęgowała się, gdy sławne armie państw sprzymierzonych, druzgocąc ostatnią potęgę naszych ciemiężycieli, wyzwoliły Polskę z niewoli.
Jestem przekonany, że serdeczne uczucia i niezaprzeczona spólność interesów z tymi państwami uczynią niezbędną dla nas z ich strony pomoc - wydatną i skuteczną.

Naród polski przez półtora wieku zmuszany był stosować się do praw narzuconych przez obcą przemoc. Nie mogąc normować swego życia według własnej woli, zatracił przez ten długi okres poczucie prawa i wiarę we własne siły.

Obdarzeni dziś zaufaniem narodu, dać mu macie podstawy dla jego niepodległego życia w postaci prawa konstytucyjnego Rzeczypospolitej Polskiej. Na tej podstawie utworzycie rząd, oparty o prawa, przez wybrańców narodu ustanowione. Prawa przez was uchwalone, będą początkiem nowego życia wolnej i zjednoczonej Ojczyzny.

Polska, otoczona zewsząd przez wrogów, musi posiadać armię, któraby mogła sprostać swoim ciężkim zadaniom. Macie poprzeć i rozwinąć rozpoczętą budowę wojska, tak by Ojczyzna, zasłonięta piersiami żołnierza, mogła się czuć bezpieczną i przeświadczoną, że honoru jej i praw broni silna i dobrze wyposażona armia.

Wreszcie zwrócicie panowie, niechybnie baczną uwagę na niedomagania naszego życia gospodarczego, upośledzonego przez gospodarkę obcych i zrujnowanego silnie przez wojnę i okupację. W tej dziedzinie należyte uregulowanie spraw znajdującego się w upadku przemysłu i niezbędnych reform agrarnych w duchu postępu i wielkich demokracyj Zachodu stworzy zdrowe podstawy dla siły duchowej narodu i da trwałe podłoże dla budowy jego przyszłości.

Życząc panom powodzenia w ich trudnej i odpowiedzialnej pracy, ogłaszam pierwszy Sejm wolnej i zjednoczonej Rzeczypospolitej Polskiej za otwarty i powołuję najstarszego z panów, posła Ferdynanda Radziwiłła do objęcia tymczasowego przewodnictwa.

Źródło: Pisma Zbiorowe Józefa Piłsudskiego, tom V, str. 55-57, Warszawa 1937

* * *
* Książę Ferdynand Radziwiłł herbu Trąby (ur. 19 października 1834 w Berlinie – zm. 28 lutego 1926 w Rzymie) – książę, polski polityk, kawaler maltański od 1889 roku.

Ojciec Małgorzaty i książąt: Janusza Franciszka, Michała Radziwiłła Rudego oraz Karola Ferdynanda, brat księcia Edmunda Radziwiłła, syn księcia generała Bogusława Fryderyka Radziwiłła i Leontyny Gabrieli von Clary und Aldringen.

W latach 1874-1919 poseł polski do Reichstagu z okręgu Ostrów-Odolanów-Ostrzeszów-Kępno, w latach 1889-1918 przewodził Kołu Polskiemu. Był także posłem pruskiego Landtagu. W latach kulturkampfu opowiadał się stanowczo po stronie polskiej. Zasłynął odważną interpelacją w sprawie strajków szkolnych we Wrześni. Zasiadał także dożywotnio w wyższej izbie parlamentu Rzeszy – Izbie Panów. Po 1918 poseł na polski Sejm Ustawodawczy w Warszawie, jako najstarszy był przewodniczył pierwszemu posiedzeniu – w 1919 sprawował w nim funkcję marszałka seniora.

XII ordynat ołycki i przygodzicki. W 1922 roku posiadał majątki ziemskie o powierzchni 42 840 ha. Rezydował w Antoninie. Główny fundator i patron kościoła farnego w Ostrowie Wielkopolskim.
Pochowany jest w podziemiach kaplicy Radziwiłłów w Antoninie k. Ostrowa Wielkopolskiego.


czwartek, 3 stycznia 2019

Chłopcy z ulicy Kościelnej [3]

Trzej chłopcy z ulicy Kościelnej w Zduńskiej Woli zniknęli 18 września 1935 roku. Po ponad miesiącu poszukiwania utknęły w martwym punkcie. Chrześcijańscy mieszkańcy miasta byli  przekonani, że doszło do rytualnego mordu dokonanego przez miejscowych Żydów albo dzieci zostały porwane przez Cyganów.

W styczniu 1936 roku następuje nieoczekiwany punkt zwrotny w śledztwie.
Szkielety trzech zaginionych chłopców odkopano w Zduńskiej Woli. Czy chłopcy zostali porwani i zamordowani przez cyganów? – dramatycznie pytał „Express Wieczorny Ilustrowany” 17 stycznia 1937 roku.
Dzień wcześniej, po godzinie 15-tej robotnik Stefan Słomian (wg innego źródła woźnica Zygmunt Opora), wydobywając piasek i gruz z tzw. „górki" przy ulicy Belwederskiej*, natrafił szpadlem na ludzką głowę. Rozgarnąwszy ziemię, dostrzegł część ramion.

Zwłoki leżały twarzą ku ziemi. 

Zduńska Wola ulica Kościelna Przysypał je powierzchownie i natychmiast powiadomił o odkryciu swego pracodawcę. Policję o odnalezieniu zwłok powiadomiono o godzinie 17.45. Na miejsce udało się dwóch szeregowych służby mundurowej i jeden służby śledczej. Gdy po odrzuceniu ziemi natrafiono na jeszcze dwa ciała, przerwano dalsze poszukiwania do przybycia władz sądowych. Później wydobyte zwłoki przeniesiono do kostnicy szpitalnej, gdzie, po rozpoznaniu przez rodziców, następnego dnia rano miała się odbyć sekcja zwłok.

Komisja sądowo-lekarska przedstawiała wyniki sekcji 19 stycznia.

Biegli ustalili, że przyczyną śmierci dzieci było uduszenie wskutek przysypania ziemią. 

Oględziny nie dostarczyły żadnych podstaw do podejrzeń, że mogło dojść do morderstwa.
Jednak samo wyjaśnienie przyczyny śmierci chłopców nie wystarczyło, aby uspokoić sytuację w mieście.
Do czasu odnalezienia chłopców 

krążyła opinia, że padli ofiarą rytualnego mordu dokonanego przez Żydów potrzebujących chrześcijańskiej krwi na macę. 

Plotka nie wygasła po ogłoszeniu wyników sekcji, a w mieście wzmagały się antysemickie nastroje. W tej sytuacji śledczy musieli do swoich ustaleń przekonać jeszcze mieszkańców… Dla dokładnego wyjaśnienia sprawy i uspokojenia nastrojów Komendant Główny policji wysłał do Zduńskiej Woli Naczelnika Centrali Służby Śledczej i Szefa Sztabu Komendy Głównej. Do miasta przyjechali również wybitni specjaliści z Zakładu Medycyny Sądowej w Warszawie.

Rozpoczęło się niezwykłe dochodzenie, 

w którym podejrzanym o zadanie śmierci trójce dzieci było zduńskowolskie wzgórze.

Jednym z zasadniczych elementów postępowania  była konieczność zorientowania się w topografii miejsca oraz ułożeniu zwłok przed i po odkryciu. Ustalono, że od lat było to miejsce wybierania piasku oraz ulubiony teren zabaw dziecięcych. Piaszczysta podstawa stoku wzgórza o łagodnym spadzie obsuwała się stale, zasypując chodnik i jezdnię ulicy Belwederskiej.

Wiosną 1935 roku, przystępując do regulacji i brukowania ulic w mieście, magistrat, zaproponował właścicielom parceli złóż piasku. Umowa nie doszła do skutku, więc miasto kupiło prawa do wydobywania piasku z sąsiedniej posesji.

W sierpniu brukowano ulicę Kościelną. Jeden z właścicieli posesji był zmuszony podnieść poziom podwórza do wysokości nawierzchni ulicy. Kupił kilkadziesiąt wozów piasku ze żwirowiska przy Belwederskiej.

Przez 4 tygodnie wybierano materiał ze środka wzgórza, ale stromych zboczy nie zabezpieczano. 

Nikt nie przewidywał niebezpieczeństwa, chociaż stawały się coraz wyższe. Po zakończeniu prac główna ściana miała około 3 metrów wysokości. Wyrobisko nie zostało w żaden sposób zabezpieczone. Kto chciał mógł brać piasek na swoje potrzeby domowych, taczkami, workami, nawet wozami. Dzieci urządzały sobie zabawy na wzgórzu, ześlizgiwały się, zeskakiwały, kopały nory, aby kryć się w nich.

osypisko zduńska wola
Komisja śledcza przystąpiła do działań rekonstrukcyjnych, korzystając z zeznań osób, znających dokładnie stan wzgórza. Po ustaleniu poziomu, na którym spoczywały ciała, zgodnie z pierwotnym wyglądem,

odtworzono nasyp ziemny przed ścianą wzgórza,

Punktem kulminacyjnym rekonstrukcji było powtórzenie procesu usuwania się ziemi, w celu sprawdzenia prawdopodobieństwa zasypania dzieci. Już podczas kształtowania ściany wzgórza do linii pionowej odrywały się raz po raz cząstki mokrego piasku i ziemi. Gdy przystąpiono do odcinania nasypu od najniższej warstwy piaszczystej, osunęło się od razu prawie pół metra ziemi, a w niespełna kilka sekund ze szczytu ściany

 pod nogi pracujących runął co najmniej dwumetrowy zwał piasku z gruzem. 

Nad powstałą w ten sposób wyrwą pozostał tylko półmetrowy nawis twardej ziemi sczepionej korzonkami roślin. Dalsze podbieranie ściany groziło już niebezpieczeństwem.

Łatwość osypywania się mokrego piasku i nieco zmarzłego gruzu, w przeciwstawieniu do stanu z września 1935 roku, gdy ściana wyschłego wzgórza tworzyła luźne osypisko, stała się ostatecznym argumentem przekonywającym o nieszczęśliwym wypadku zasypania dzieci ziemią. Dodatkowo do osuwania zbocza przyczynił się fakt, że w maju i czerwcu cały ruch pojazdów skierowano z ulicy Piłsudskiego przez Piwną na Belwederską, co powodowało częste wstrząsy gruntu.

W takiej sytuacji, 18 września 1935 roku na wzgórze trafiła trójka chłopców z ulicy Kościelnej. Pozycje, w jakich znaleziono zwłoki wskazywały, że dzieci stały w zagłębieniu, plecami do ściany.

Tu zaskoczyło je nagłe oberwanie się górnych warstw wzgórza. 

Dowodził tego gruz, znajdujący się bezpośrednio na ciałach i między nimi. Opisane w protokole sekcji zwłok zgniecenia żeber nasuwały wniosek, że wskutek gwałtownego przywalenia masą ziemi, śmierć nastąpiła bezzwłocznie.

Ustalono, że w momencie zasypania dzieci nie było nikogo innego na wzgórzu.

Przez 3 miesiące poszukiwań nie przyszło nikomu na myśl, aby miejsce to mogło kryć szczątki. 

Bezpośrednio po zaginięciu byli na tym wzgórzu ojcowie zaginionych oraz policyjny wywiadowca. Tego dnia, po południu bawiły się tam inne dzieci. W listopadzie przekopano wiele podobnych źródeł piasku, ale to wzgórze nie wzbudziło niczyich podejrzeń.

Eksperyment rekonstrukcji odbył się na oczach rodzin denatów, licznych mieszkańców Zduńskiej Woli i miejscowego proboszcza. Spełnił swój cel: potwierdził ustalenia biegłych sądowych oraz ostatecznie obalił pogłoski o morderstwie i podrzuceniu ciał chłopców na wzgórze. Opinię publiczną udało się uspokoić.

Opisując to niecodzienne dochodzenie w 1936 roku w dwumiesięczniku Przegląd Policyjny nadkomisarz Marian Wagner nie krył swego zdumienia i rozczarowania marnym stylem pracy zduńskowolskiej policji. Przedstawił mnóstwo zarzutów co do fachowości oraz zaangażowania funkcjonariuszy. Swoje wnioski podsumował następująco: 
Pozostawienie sprawy odłogiem w spodziewaniu rozwiązania jej przez przypadek sprowadza najczęściej nieobliczalne skutki. Na odwrót, energiczne a chętne zajęcie się poszukiwaniami zjedna zawsze ludzi, którym zwrócimy szybko ukochaną osobę. 
Żadna ze spraw kryminalnych nie zbliża tak łatwo obywatela do policji, jak przekonanie, że zrozumiano i zajęto się jego troską o los zaginionego. Trud i poświęcenie policji w takich razach odpłaca się sowicie, w formie życzliwości, zaufania, a nawet kiedy indziej pomocy ze strony wdzięcznych obywateli, gdy najmniej spodziewać się tego będziemy.
pogrzeb ulica łaska

Uroczysty pogrzeb chłopców odbył się 21 stycznia. Wzięło w nim udział wielu mieszkańców miasta, w tym liczne delegacje szkół zduńskowolskich. Ciała złożono we wspólnej mogile na cmentarzu przy ulicy Łaskiej.

O szczegółach tego tragicznego wypadku można dowiedzieć się dzięki przedwojennej prasie regionalnej (Echo i Express Wieczorny Ilustrowany) oraz dwumiesięcznikowi Przegląd Policyjny. W roku 2015 do Muzeum Historii Miasta Zduńska Wola wskutek niezwykłego przypadku trafiły dokumenty z dochodzenia w sprawie zaginionych chłopców z ulicy Kościelnej. Teczka z dokumentami została znaleziona nie w żadnym urzędowym czy prywatnym archiwum, ale na zduńskowolskim śmietniku...

* Żwirowisku w rejonie tzw. "Górek" to obecnie rejon Alei Powstańców Śląskich, ulicy Złotnickiego (dawniej Belwederska) oraz budynku Starostwa Powiatowego.