poniedziałek, 26 maja 2014

Raskolnikow z Jasnej Góry

Czy habit może wyleczyć złe ludzkie serce z niskich pobudek? Damazy i jego koledzy po fachu, zdają się w to wierzyć bez zastrzeżeń. Sądzą, że każda podłość wykonana w imię Pana może być uświęcona i dobra...

Zakonnik z Jasnej Góry jako polski Raskolnikow? Czy tych dwóch zbrodniarzy łączy coś więcej niż narzędzie mordu - siekiera? Oparta na zeznaniach świadków opowieść o zbrodni jasnogórskiej z 1910 roku ma pokazać rzecz od strony dotąd przemilczanej. Jak wygląda z ludzkiego punktu widzenia wybaczenie zbrodni? Jak żyć w obiecanej wieczności obok własnego mordercy? Z kazań kościelnych, ani z katechezy tego się nie dowiecie...
damazy macoch
Ojciec Damazy czuje, że ma poparcie Najwyższego. Że wolno mu dokonać czynów, o jakich zwykły człowiek nawet nie powinien myśleć... Habit, ten kawałek sukna, daje mu większe prawa, niż mają cywile, nawet ci, co gorliwie leżą plackiem pod krzyżem...

W tych opowieściach jest samo życie, tak odmienne od infantylnej treści kościelnych nauk: drapieżne i pełne rozpasania. W końcu to tyłek Heleny był powodem zagłady Troi oraz zbrodni w narodowym, jasnogórskim sanktuarium. A nawet gdyby nie było Heleny, to znalazłaby się pewnie jakaś inna dupa Marysi godna spróbowania zakazanego owocu...

Poniżej fragment pierwszego rozdziału powieści „Jako i my odpuszczamy…”.
* * *
Po co komu stare notatki? - pomyślałem, gdy Krzyś złota rączka ("ścian gipsowanie, malowanie, paneli układanie"), przyniósł zwinięte zakurzone papiery. Znalazł je gdzieś na strychu rozbieranej kamienicy w mieście S. Pewnie infantylne zapiski pensjonarki albo "niezwykłe" przepisy pani domu. Spojrzałem na pierwszą z brzegu kartkę i zdębiałem. Zanim udało mi się odczytać choćby jedno zdanie, ujrzałem imię: "Damazy". Czy to możliwe, żeby chodziło właśnie o niego, zbrodniarza sprzed lat?
- Po co mi przynosisz jakieś śmieci? Nie było tam nic ciekawszego?
- Wszystkie meble i książki zabrali kurwa zanim zaczęliśmy robotę, tylko to kurwa leżało z kącie. Nie chcesz to spierdalaj, wyrzucę do śmieci - zaperzył się Krzyś, który nie znosił żadnej krytyki.
- No dobra, zostaw, przejrzę to później, może kiedyś się wykorzysta - powiedziałem i wrzuciłem papiery do szuflady.
Krzyś w tej sytuacji 
stracił ochotę na dłuższe pogaduszki. Kiedy wyszedł trzasnąwszy drzwiami, natychmiast zabrałem się do czytania...

Ciągle mam wrażenie, że jest to historia nie opowiedziana do końca. Żył, był, zabił, osądzony i osadzony, umarł nie odbywszy nawet połowy kary. Teraz ma sądzić go Najwyższy Trybunał. Ten od żywych i umarłych. Czy pomiędzy tymi dwoma wyrokami: ludzkim i boskim jest jeszcze czas, aby odkupić grzechy, zasłużyć na życie wieczne przed obliczem Pana? Czy w ogóle jest możliwe wymazanie zbrodni po odbyciu kary?
A nawet gdyby odbył ją całą, odpokutował śmiertelny grzech, to czy wybaczy mu jego Bóg, w którego dobroć i sprawiedliwość tak niezachwianie wierzył? Czy wybaczą mu ludzie? A jego ofiara? Co powie, gdy spotkają się w niebiańskiej krainie wiecznej szczęśliwości? "O, jak dobrze cię widzieć, tak się cieszę... Dziękuję, że zarąbałeś mnie we śnie. Nic nie bolało... I nawet nie zapomniałeś o moim rozgrzeszeniu..."?

rodion raskolnikow
Kiedy polski policjant nie może wypisać mandatu czy zabrać prawa jazdy, bo pijany kierowca jest posłem, prokuratorem lub księdzem, to wiedz, że coś się dzieje. Kiedy polska zakonnica sadystka nie idzie do więzienia, by odbyć zasądzoną karę, gdyż twierdzi, że Bóg stworzył ją do wyższych celów niż życie za kratami, to wiedz, że coś się dzieje... Czy poselski mandat, toga albo habit robią ze zwykłego człowieka kogoś lepszego? Czy ten "lepszy ktoś" ma prawo do wykraczania poza prawa dla zwykłych ludzi?
Jeśli może jeździć szybciej i na podwójnym gazie, molestować i dręczyć nieletnich w imię wyższych celów, to może pójdzie dalej? Dlaczego nie miałby prawa zabić człowieka, którego życie, w jego mniemaniu, jest niewiele warte i obraża Pana Boga?
I tak oto ze starych notatek wylazł mi Dostojewski... Znaczy się, nie że osobiście... Stał i patrzył pięknymi czarnymi oczami byłego studenta prawa Rodiona Raskolnikowa. Ale po chwili te piękne oczy Rodiona zmieniły się w elektryzujące, hipnotyzujące gały łysiejącego mnicha w białym habicie...

Ciąg dalszy niewątpliwie nastąpi...

Torebki i parasola niedola

Woda lała się ludziom za kołnierze i do butów, a wichura bezczelnie wyrywała z rąk parasole... Kto lubi takie dni...?

W niedzielę 17 lutego 1935 roku nad Łodzią szalały huragany i ulewy. Wszystkie okoliczne rzeczki powylewały, przypominając łodzianom o swoim istnieniu. W czasie największej zawieruchy ulicą Rzgowską szła w stronę torów kolejowych elegancka kobieta. Nigdy już nie dowiemy się dlaczego Helena Kowalewska wybrała się na przechadzkę w taką pogodę. Była mieszkanką Kielc, a do Łodzi przyjechała z wizytą do krewnych mieszkających przy ulicy Pryncypalnej. Historia, która przydarzyła się jej była niezwykła...
dziewczyna z parasolem
Pani Helena, chcąc osłonić się od deszczu, wpadła na niefortunny pomysł otwarcia parasola. Ale ledwie go odemknęła, wiatr zaczął nim szarpać z ogromną siłą. Kobieta, rzucana z jednego krańca chodnika na drugi, wystraszyła się, że wicher porwie ją razem z tą jej wątpliwą osłoną. Nie mogąc w żaden sposób poradzić sobie jedną ręką, spróbowała uwolnić drugą, zawieszając torebkę na rączce parasola. Mocowała się z huraganem przez chwilę, aż potężny podmuch ją przewrócił. Wyrwany z rąk parasol poszybował wysoko, ponad domy, z torebką uwieszoną u rączki.
Na próżno Kowalewska goniła fruwającą zgubę. Kiedy stwierdziła, że nie ma szans na jej odzyskanie, zrezygnowana wróciła do krewnych. Bez parasola, bez torebki i bez 15 złotych, które w niej miała. Kobieta, poszkodowana w ten niezwykły sposób przez siły natury, musiała pogodzić się ze stratą.

pelerynka z celofanuLos jednakże zgotował jej kolejną niespodziankę, tym razem zaskakująco miłą. Otóż, po dwóch dniach w mieszkaniu przy ul. Pryncypalnej zjawił się wieśniak spod Rzgowa. Przyszedł z torebką i parasolem Kowalewskiej w ręku. Okazało się, że parasol, uniesiony przez wicher poszybował aż pod cmentarz wojenny koło Rzgowa i tam dopiero wylądował. W poniedziałek znalazł go przypadkowy i (trzeba przyznać!) dość niezwykły przechodzień. Ustaliwszy z listu, który znalazł w torebce, adres Kowalewskiej, następnego dnia ten uczciwy człowiek odniósł znalezisko na Pryncypalną. I nawet nie chciał podać swojego nazwiska...

Wiek XX, wiek okrutnych wojen i bezprzykładnych grabieży miał i takie mikro sensacje. Cóż z tego, że nieodkryte przez niezmordowanego redaktora Wołoszańskiego? Mają one swoją wartość, gdyż optymistycznie dowodzą, że wśród ludzi trafiają się jednostki, które bez względu na stan umysłu i portfela, są w stanie działać według starej zasady: Czyń innym tak, jak chciałbyś, aby oni czynili tobie...

Źródło: "Ilustrowana Republika" 20 lutego 1935 [środa].

środa, 7 maja 2014

Ciasto dla George`a

Ta propagandowa pocztówka z czarnym obramowaniem powstała by upamiętnić jedną z wielu niemieckich zbrodni popełnionych podczas I wojny światowej. 12 października 1915 roku oficer niemiecki wyjął rewolwer i strzelił w głowę zemdlonej Edith Cavell. Tym samym wyręczył pluton egzekucyjny, który odmówił otwarcia ognia do nieprzytomnej kobiety.



Siostra Cavell była przełożoną szpitala wojskowego w Brukseli. Gdy do Belgii wkroczyły wojska niemieckie,  pomagała rannym żołnierzom brytyjskim w ucieczce do Holandii. Przez kilka miesięcy udało się jej uratować prawie dwustu pacjentów. Niemcy aresztowali ją i postawili przed sądem wojennym.

Wyrok był zaskakujący i szokująco niesprawiedliwy: śmierć przez rozstrzelanie. Podobno ostatnie słowa Edith przed egzekucją brzmiały: "Patriotyzm nie wystarczy"... Po ich wypowiedzeniu padła zemdlona.

Bohaterska postawa i tragiczna śmierć przyniosła tej brytyjskiej pielęgniarce miano męczennicy okresu I wojny światowej. Dla brytyjskiej propagandy wojennej była to okazja do utrwalenia opinii o barbarzyństwie niemieckich wojsk. Tym bardziej, że ta tragedia zdarzyła się ledwie kilka miesięcy po zatopieniu przez niemiecki okręt podwodny pasażerskiego statku "Lusitania".

Po wojnie ciało Edith Cavell  ekshumowano i przetransportowano do rodzinnego Norwich. W Londynie wzniesiono jej pomnik. Jej imię otrzymał szczyt górski w Parku Narodowym w Kanadzie oraz jedna z planetoid.


Pocztówka ta została wysłana 6 lipca 1916 na adres w Essex przez żołnierza służącego na froncie zachodnim. Czasami, na podobnych kartkach nadawcy pisali krótki komentarz na temat ilustracji. Tym razem na odwrocie brytyjski żołnierz, George napisał: "Powiedz Louise, żeby wysłała mi ciasto. Ze mną jest wszystko OK".

poniedziałek, 5 maja 2014

Od męża faszysty nie wymagaj wiele



Nie pomyślano nie tylko o przykazaniach dla mężów. A co z kobietami stanu wolnego? Przecież nie godzi się pozostawiać tych biednych stworzeń bez życiowych drogowskazów. Ale wystarczy zamienić męża na księdza i problem będzie rozwiązany. Przecież te 10 przekazań dla kobiet jest z powodzeniem głoszone od lat z ambon. Bo najważniejsza jest tradycja...


Źródło: Ilustrowana Republika, rok 1935, nr 50.