środa, 11 listopada 2015

Czwarty, własny zaborca - 1

Przy okazji każdego święta państwowego odbywają się w Polsce msze dziękczynne za wolność oraz modły za pomyślność Ojczyzny. Przedstawiciele wszechświatowej organizacji z centralą w Rzymie, rzekomo reprezentującej jedynego Boga, pouczają Polaków jak mają żyć, jak umierać, jak wybierać, jak kochać bliźnich oraz własną ojczyznę. Chwalą się przy tym swoimi rzekomo ogromnymi zasługami dla powstania oraz istnienia kraju i narodu. Nie wspominają tylko o pewnych niewygodnych dla siebie faktach... Jak choćby o tym, że w 1792 roku w kościołach warszawskich czytano list pasterski biskupa Antoniego Onufrego Okęckiego, w którym wzywał do modłów, za pomyślność Konfederacji Targowickiej, tej samej która jest dziś synonimem zdrady narodowej. Kościół dla własnych korzyści uznał bowiem Targowicę za „dla dobra Ojczyzny podjętą”.


chrzest polski - chrzest mieszkaPrzez całe wieki watykańscy funkcjonariusze w swych działaniach kierowali się wyłącznie własnym interesem, nie bacząc na dobro Rzeczypospolitej. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ani nic zdrożnego, w końcu każda organizacja ma do tego prawo. Można byłoby im to wybaczyć, gdyby nie prowadzili jednocześnie totalnej propagandy, z której wynikało, że są jedyną sprawiedliwą i patriotyczną organizacją , że tylko oni potrafią zadbać o "miłą Ojczyznę". Posiedli w swoim mniemaniu monopol na prawdę, wiedzę i dobro... Niestety, jeśli byli w posiadaniu jakichkolwiek monopoli, to były to monopole na masową informację oraz na nauczanie młodzieży, wskutek czego dokonali potwornego spustoszenia w umysłach Polaków. Ponadto uzyskali ogromny wpływ na rządzących. Dziś, gdy dostęp do informacji ma każdy kto jej szuka, możemy kojarzyć fakty i wyciągać wnioski. Najważniejszy z nich jest taki, że w pełnych przepychu świątyniach nie mieszka Bóg, ale czwarty zaborca Polski...


Tego nie przeczytacie w żadnym podręczniku historii, choć przedstawione tu fakty z dziejów stosunków państwo polskie - kościół katolicki od dawna są znane historykom... Poniższy tekst powstał na podstawie artykułu "Kościół katolicki a rozbiory Polski" autorstwa Jarka Kefira, zamieszczonym na blogu "Zakazana historia". 

* * *

Od początku swego istnienia Kościół dążył do uzyskania przewagi nad władzą świecką. Tym planom nadzwyczajnie pomógł upadek cesarstwa rzymskiego w 476 roku. Odtąd biskupi rzymscy stali się władcami całego świata zachodniego. Aż do czasów Karola Wielkiego, Król Franków i Longobardów (VIII-IX wiek) byli jedynymi panami dusz, umysłów oraz majątków ludów europejskich. Powrót idei cesarstwa rzymskiego w IX wieku rozpoczął wielowiekową bezwzględną walkę o władzę nad Europą.

Powstałe w X wieku państwo polskie również było areną tej rywalizacji. Przyjęcie chrztu przez Mieszka I w 966 roku miało podnieść prestiż tego państwa i uchronić przed dominacją niemiecką. Niestety, słono za to zapłaciliśmy. Za "opiekę" papieską płaciliśmy tzw. świętopietrze, najdłużej w Europie, bo aż do 1564 roku. Dopiero reformacja przerwała ten proceder, gdyż szlachta ewangelicka odmówiła płacenia papieżom. Były to obciążenia bardzo duże. W czasie 24 lat panowania Zygmunta Augusta do Rzymu pojechało z Polski i Litwy około 2 tysiące wozów ze złotem i srebrnymi monetami. Jak łatwo policzyć, średnio co 4-5 dni Rzeczypospolita wysyłał do papieży wóz pełen kosztowności. Nasi rzymscy "opiekunowie" uważali nas przy tym za swoich poddanych. W roku 1253 papież Innocenty IV stwierdził jasno: "następcy [książąt Polskich] odkąd poznali wiarę chrześcijańską poddani byli Stolicy Apostolskiej…

św. stanisławW roku 1079 Bolesław II zwany Śmiałym lub Szczodrym odbudował potęgę pradziadka Chrobrego. Z powodzeniem interweniował na Węgrzech i na Rusi, zdobył Kijów, koronował się na króla. Był sojusznikiem papieża, skutecznie bił się z Niemcami. Nie walczył z Kościołem, wręcz przeciwnie – umacniał go. Jednak silna władza Bolesława okazała się dla Kościoła nie do przyjęcia. Przywrócenie w Polsce tronu królewskiego i wzmocnienie władzy Bolesława spowodowały niezadowolenie władców państw sąsiednich Niemiec i Czech. Z pomocą niektórych polskich rodów możnowładczych starali się zbudować opozycję przeciwko królowi. W spisku brał udział biskup krakowski Stanisław, którego Bolesław skazał za zdradę na śmierć i poćwiartowanie. Gall Anonim w swojej Kronice uczynek Stanisława nazywa grzechem i zdradą. Potem przez ponad sto lat kościelne źródła fałszowały fakty, by "uświęcić" śmierć biskupa. Wieść o męczeńskiej śmierci Stanisława z czasem obrosła w legendę i w 1253 roku doszło do kanonizacji krakowskiego biskupa na świętego. Król Bolesław, który skutecznie rządził państwem, wskutek intryg został wygnany. Kościelna propaganda dorobiła mu gębę mordercy i awanturnika. Tron po nim otrzymał młodszy brat Władysław Herman, bardziej ugodowy wobec sąsiadów.

Podczas rozbicia dzielnicowego biskupi wszelkimi sposobami osłabiali państwo, szczując na siebie książęta dzielnicowe. Za poparcie jednych przeciw drugim wyłudzali kolejne nadania i przywileje. Zanarchizowana Polska stała się areną nieustannej wojny domowej. Osłabiona, straciła Śląsk, Pomorze, Ziemię Lubuską, płaciła Niemcom daninę lenną. Osamotnione Mazowsze, nie mogąc sobie poradzić z najazdami Prusów, sprowadziło w 1226 roku na ziemię chełmińską zakon krzyżacki. Wkrótce ziemię, którą dostali w dzierżawę, Krzyżacy sobie przywłaszczyli na podstawie sfałszowanego dokumentu. Pełnię ich praw do tych wyłudzonych terenów potwierdził papież Grzegorz IX. Przez kolejne trzy wieki zakon krzyżacki był jednym z najgroźniejszych wrogów Polski.

jan muskata
Spośród plejady zdrajców, którzy z całych sił przeciwstawiali się zjednoczeniu ziem polskich, wymienić trzeba arcybiskupów gnieźnieńskich: Jakuba ze Żnina, Janika, Henryka Kietlicza; biskupów krakowskich: Gedkę, Pawła z Przemankowa i Jana Muskatę; wrocławskich: Wawrzyńca, Tomasza I i Tomasza II oraz biskupa poznańskiego Andrzeja. Posługiwali się zdradą, fałszerstwem i klątwą. Wyklęli m.in. Władysława Wygnańca, Mieszka Starego, Henryka Brodatego, Konrada Mazowieckiego, Leszka Czarnego, Henryka Probusa, Władysława Łokietka, potem Kazimierza Wielkiego. Klątwa w średniowieczu oznaczała faktyczną utratę władzy, gdyż poddanych zwalniano z posłuszeństwa wobec wyklętego władcy. O zdjęcie klątwy trzeba było zabiegać w Rzymie, a trwało to długo i kosztowało słono. Jak w tych warunkach Polska mogła normalnie funkcjonować?
Na zjazdach w Łęczycy (1180 r.) w Borzykowej (1210 r.) i w Wolborzu (1215 r.) Kościół, wygrywając książąt przeciw sobie, wyłudził przywileje osłabiające cały kraj i całkowicie uniezależniając się od polskiego państwa. Kiedy Łokietek jednoczył Polskę, zwrócił się do papieża o pomoc w rozwiązaniu konfliktu z Krzyżakami oraz o zgodę na koronację. Odpowiedź Jana XXII z zasadzie była pozytywna, ale zawierała warunki trudne do spełnienia. Papież zażądał wprowadzenia w Polsce inkwizycji przeciw heretykom, zwiększenia świętopietrza oraz rehabilitacji zawziętego wroga polskości oraz samego Łokietka - byłego biskupa krakowskiego Jana Muskaty. Wszystkie te warunki zostały spełnione, ale papież wskutek nacisków Czechów, nie mianował Łokietka królem Polski, lecz przyznał mu tylko prawo do ubiegania się o tytuł króla krakowskiego. Mimo to, w styczniu 1320 roku Łokietek został w Krakowie koronowany na króla Polski. Sowicie opłacony papież nie protestował...

Król Władysław I Łokietek
Nie rozwiązany pozostał konflikt z zakonem krzyżackim. Królestwo polskie było zbyt słabe, żeby podjąć się kolejnej walki. Król Łokietek oddał więc zakonników pod sąd papieski. Wyrok z 1321 roku nakazał Krzyżakom zwrot Pomorza Gdańskiego. Zakon, mimo polskich akcji dyplomatycznych i orzeczeń sądów papieskich, nie zamierzał tego zrobić. Wojny Polski z zakonnikami z Malborka trwały aż do 1521 roku. Jeszcze za Łokietka, w 1331 roku, Krzyżacy najechali na Wielkopolskę, Kujawy, Ziemie: Łęczycką i Sieradzką. Spalili Słupcę i Pyzdry. Szturmem wzięli Łęczycę i próbowali opanować Kalisz. Potem zdobyli i spalili Gniezno, Żnin, Nakło, Środę i Kostrzyń. W Gnieźnie nasi "bracia w wierze" obrabowali kościół katedralny. Podobny los spotkał miasta Sieradz, Uniejów, Warta i Szadek. W Sieradzu przeor dominikański, znający dobrze komtura elbląskiego, udał się do niego z prośbą, aby jako chrześcijanin, nie zabierał życia i majątku niewinnym ludziom. Komtur udał, że nie rozumie i kazał dominikanów obedrzeć nawet z habitów...

Syn i następca Łokietka, Kazimierz III Wielki starał się prowadzić politykę racjonalną, jak najmniej zależną od kościoła. Korzystając z sądów papieskich i zawierając taktyczne sojusze odzyskał dla Polski Kujawy i ziemię dobrzyńską. Tylko Pomorze Gdańskie zgodził się oddać zakonowi, jako „wieczystą jałmużnę”.

Polityka ta nie spodobała się biskupowi krakowskiemu Janowi Grotowi, który krytykował króla za ustępstwa wobec Krzyżaków oraz protestował przeciwko zbytnim, jego zdaniem, obciążeniom podatkowym biskupstwa na rzecz państwa. W 1334 rzucił klątwę na króla i nałożył interdykt na diecezję czyli zakaz odprawiania obrzędów religijnych. Król zrewanżował się oskarżeniem biskupa o zdradzanie tajemnic stanu, nawoływanie do buntu i nadużycia w nadawaniu beneficjów kościelnych. Kiedy w 1338 roku ekskomunikowany Kazimierz Wielki wszedł do katedry wawelskiej, biskup Grot z tego powodu przerwał nabożeństwo. Po kilku latach doszło do pojednania, ale pod pokojem kaliskim w 1343 roku biskup krakowski nie chciał się podpisać. Historia przyznała w tym sporze rację Kazimierzowi, jedynemu królowi polskiemu, któremu nadano przymiotnik Wielkiego...

cdn...

środa, 4 listopada 2015

Potwornie ludzka solidarność

W obecnych czasach bardziej niż kiedykolwiek żywi potrzebują martwych - twierdzi patolog Philippe Charlier.
W 2005 roku w okolicach Paryża znaleziono szkielet z okresu neolitu. Na pozór, odkrycie jakich wiele. Jego niezwykłość tkwi w lewym, brakującym przedramieniu zmarłego. Badania mikroradiologiczne wykazały, że człowiek ten stracił łokieć i przedramię długo przed śmiercią. Nie wchodziła w tym przypadku w grę dziedziczna wada, ani uraz powypadkowy. Naukowcy postawili śmiałą tezę: ręka została amputowana. 7000 lat temu prehistoryczny chirurg dokonał skutecznie i bez powikłań amputacji przedramienia swojego pacjenta. Cięcie było precyzyjne, proces gojenia przebiegał bez powikłań. Nie stwierdzono śladów przypalania rany, więc chirurg musiał wykonać dezynfekcję jakąś inną znaną sobie metodą.

Zdaniem autora "Czego uczą nas umarli" Philippe`a Charlier`a ten przypadek dowodzi nie tylko tego, że już w zamierzchłych epokach ludzie potrafili skutecznie się leczyć, ale i wykazywali solidarność z osobami upośledzonymi fizycznie. Młodzi i sprawni pomagali starszym, z wadami rozwojowymi i rannym w dobrze pojętym interesie swojej zbiorowości. Naczelnym celem grupy koczowników było bowiem przetrwanie, a było ono możliwe pod warunkiem zachowania odpowiedniej jej liczebności i inteligentnego kierownictwa. Stąd osobnik posiadający zdolności do prokreacji i jakiekolwiek umiejętności przydatne społeczności był zbyt cenny, aby z niego rezygnować.
Odnaleziono na przykład ludzkie czaszki pozbawione zębów. Należały one do osób starszych, a na podstawie obserwacji stwierdzono, że rany zdążyły się całkowicie zabliźnić, co dowodzi, iż do utraty zębów doszło na długo przed śmiercią. Pozbawieni uzębienia, ludzie ci nie byliby w stanie przeżyć, po określonym czasie umarliby z głodu. Ich przetrwanie można wytłumaczyć tym, że pozostali członkowie wspólnoty przygotowywali dla nich potrawy w postaci kaszek lub papek.
Philippe Charlier

Z tych samych racjonalnych przyczyn opiekowano się rannymi, opatrywano i leczono ich rany oraz karmiono ich, kiedy nie mogli samodzielnie funkcjonować. U odnalezionej w Algierii kobiety z okresu mezolitu (9000 rok p.n.e.) badacze stwierdzili paraliż nóg spowodowany pęknięciem miednicy. Ustalili, że osoba ta żyła jeszcze długo po wypadku, co bez solidarności i pomocy innych ludzi nie byłoby możliwe. Istnieją również dowody na to, że opieką otaczano jednostki z wadami rozwojowymi i genetycznymi. Na trwałość wspólnoty duży wpływ miała obecność osób w podeszłym wieku, które wnosiły do niej wiedzę i doświadczenie. O jej rozwoju nie decydowała rywalizacja jednostek, ale współpraca.
W epoce prehistorycznej życie było rzadkim i cennym darem. Droga do przetrwania wspólnoty wiodła poprzez pomoc najsłabszym – jest to idea w dużej mierze zapomniana w dzisiejszych społeczeństwach, zwanych „nowoczesnymi”. Wówczas – solidarność i liczebność stanowiły siłę.
Oczywiście, w wielu prehistorycznych społecznościach dochodziło do składania ofiar z osób niepełnosprawnych, archeologia nie daje jednak podstaw, aby uznawać takie przypadki za normę. Zwyczaje te bywały różne u różnych ludów i ulegały zmianom. W pierwszych latach XX wieku na terenie Forum Romanum, w centrum Rzymu odnaleziono szkielet dziecka o dziwnej czaszce. Szczegółowe badania wykazały, że szczątki pochodzące z czasów Romulusa i Remusa (IX–VI wiek p.n.e.) należały do dziewczynki z typowymi objawy zespołu Downa. Przerażająca była jej śmierć w wieku, jak oszacowali naukowcy, 9-14 lat. Zginęła od uderzenia toporem w głowę. Została złożona w ofierze jakiemuś bóstwu lub zlikwidowana jako osoba bezproduktywna dla społeczności. Tego nie udało się ustalić z całą pewnością. Choć wiadomo, że miejsce kaźni, bagno pod wzgórzem, na którym mieściła się wioska Roma, w tamtych czasach służyło do odprawiana rytuałów religijnych.

W starożytnych społeczeństwach Grecji i Rzymu panował zwyczaj "pozbywania" się osób z wadami rozwojowymi lub poważnie upośledzonych. Jako wybryk natury miały przynosić nieszczęście, były złowrogim ostrzeżeniem od bogów. Gońców przynoszących złe wieści nikt nie kocha, a starożytni często ich likwidowali...
głowa henryka 4

Później, w Grecji hellenistycznej i w cesarstwie rzymskim to się zmieniło. Postępy wiedzy o anatomii człowieka oraz medycyny sprawiły, że zaczęto bardziej tolerować ludzi ułomnych i próbowano im w miarę możliwości pomagać. W cesarskim Rzymie z czasem doszło do kuriozalnej sytuacji. Osoby o widocznych wadach rozwojowych, zwane "potworami" stały się cennym dobrem. Kto miał "potwora" na własność był kimś. Organizowano nawet „targi potworów”, na których kalectwo i dziwy natury szły jak woda... Ponieważ w najwyższej cenie były najrzadsze ułomności, dochodziło do hodowli "potworów". Krzyżowano je między sobą, aby osiągnąć wyższy stopień kalectwa. A kiedy efekty nie zadowalały hodowcy, nie wahał się oszpecać swojego dobytku operacyjnie. Na przedmieściach Rzymu odnaleziono cmentarz ponad stu niewolników, wśród których były szczątki wielu osób z wadami rozwojowymi. Może to oznaczać, że w pobliskiej rzymskiej willi prowadzono taką hodowlę "potworów".

Książka Philippe Charlier`a dowodzi, że archeologia wsparta przez inne nauki: historię, medycynę sądową, antropologię i etnologię pozwala nam dowiedzieć się więcej o życiu naszych przodków. Lepiej poznać również nas samych. Wydaje się, że niesłychany postęp nauk badawczych może przynieść jeszcze wiele niespodziewanych odkryć i zmienić wiele utartych poglądów na dzieje ludzkości. Autor, nazywany przez media „francuskim doktorem Housem”, "najlepszym detektywem wszech czasów" czy "spowiednikiem umarłych", przedstawia nowe, nieoczekiwane przyczyny śmierci królów: Ryszarda Lwie Serce, Henryka IV i Ludwika XIV , a także Joanny d`Arc i Agnieszki Sorel - faworyty Karola VII. Stawia też tezę o nieudanej próbie samobójczej Robespierre`a krótko przed śmiercią na gilotynie.

agnes sorel
Różnorodne przypadki opisane przez Charlier`a mają jedną wspólną cechę: analizując szczątki kostne metodą typową dla medycyny sądowej odtwarzają stan zdrowia, sposób życia oraz przyczyny śmierci osób sprzed wielu wieków.  Takich zagadek z przeszłości autor książki ze swoim zespołem rozwiązał wiele. Potwierdza swoją pracą poglądy zapomnianego nieco materialisty francuskiego La Mettrie`go, który zachęcał lekarzy i naukowców w XVIII wieku:
Doświadczenie i obserwacje winny być jedynymi naszymi przewodnikami. Jest ich bardzo wiele w kronikach lekarzy, którzy byli zarazem filozofami, nie ma natomiast wcale u filozofów, którzy nie byli lekarzami.
Wniosek jest oczywisty: należy słuchać umarłych i uczyć się od nich. Jednakże badanie szczątków ludzi zmarłych w odległych czasach niesie pewne niebezpieczeństwa. I nie chodzi tylko o ryzyko zakażenia się nieznanymi współczesnej medycynie bakteriami i wirusami. Ważną kwestią poruszoną przez Philippe Charlier`a  jest sposób traktowania ludzkich szczątków przez badaczy. O ile zwłoki ludzi umarłych współcześnie badane są za zgodą rodziny i z pełnym szacunkiem, to szczątki sprzed wieków wielu badaczy uważa za zwykły obiekt archeologiczny, jak antyczny garnek, który nie ma żadnych praw ludzkich. Można opisywać jego wady i ułomności, przypominać złe prowadzenie się za życia, publikować zdjęcia genitaliów, zapominając o dyskrecji i zasadzie, że o zmarłym należy mówić tylko dobrze. Charlier uważa, że należy się tym szczątkom więcej poważania:
Każdemu z tych „pacjentów” winniśmy okazać szacunek – taki, jakiego oczekiwalibyśmy dla naszych zwłok, gdy za kilka stuleci będą badane przez naszych przyszłych kolegów...
Doktor Philippe Charlier, paleopatolog, etyk medycyny i antropolog pracuje jako wykładowca w Ecole Pratique des Hautes Etudes w Paryżu oraz w Szpitalu Raymond Poincaré w Garches. Znaczną popularność zdobył, prowadząc program „Na tropach sacrum” emitowany w Planete+. Ma w swoim dorobku kilkanaście publikacji. Zwykle budziły one wiele kontrowersji, bo przedstawiały zaskakujące odkrycia dotyczące ważnych postaci historycznych. „Czego uczą nas umarli” to książka, która daje w pigułce niezwykłą wiedzę, której nie znajdziemy w żadnym podręczniku historii.
lekcja anatomii rembrandt


Philippe Charlier, „Czego uczą nas umarli. Patolog na tropie zagadek historii”, Wydawnictwo Esprit.