poniedziałek, 25 maja 2015

Cześć ci za getto, Akademiku!

Bracia Rodacy, Wszechpolacy i inni jacy tacy. Słyszeliście o kurierze Janie Karskim? Polskim patriocie i bohaterze? .. A wiecie, co Karski myślał o antysemitach i nacjonalistach, tych którzy uważają się za "prawdziwych" Polaków?

* * *
Wspominając (...) po wielu latach, Karski nie bez pewnego żalu dodawał: Tej „wojnie akademickiej" kibicowały nie tylko środowiska inteligenckie. Na łamach szczerze znienawidzonego przez moją formację "Wszechpolaka" publikował Stanisław Statkiewicz, przedstawiany jako robotnik z Pabianic. Miał on reprezentować lud roboczy w poparciu dla walki studentów o Polskę prawdziwych Polaków przeciwko "sanacyjnym zdrajcom i ich janczarom", czyli i mnie jako jednemu z tych „janczarów". Byłem już po studiach, kiedy jego wiersz, utrzymany w konwencji ody, o wymownym tytule "Akademikowi", gloryfikował wszechpolską walkę o panowanie na uczelniach...
Nie zajęło wiele czasu, by wycinek tej poezji trafił na stół przyniesiony z profesorskiego gabinetu. Karski czytał ze sztucznym patosem, podkreślając swój dystans i obrzydzenie:


Długo, długo znicz płonął, tak płonął jak świeca
Na poddaszu w Krakowie, w Warszawie czy w Wilnie
Stolik trzeszczał kulawy, ziąb ciągnął od pieca.
Tyś się uczył lat tyle, tyle lat, tak pilnie.
W piersi jeno znicz płonął i oczy gorzały
Ból ci czaszkę rozsadzał, hej, myśli szalały...
Krzywda, zbrodnia w ojczyźnie, tyś łbem tłukł
o ściany,
Jęczał głucho, jak wicher w skalistym wąwozie...
Naród drzemał zakuty przez Żydów w kajdany,
Tyś go budził, znicz płonął... Rozpaczy i grozie nie uległeś!
Tyś Polski całej krzywdzicieli siłą wepchnął do ghetta, od siebie oddzielił.
Ustaliłeś granice krwią zlane obficie:
Padł Wacławski w Wilnie, padł Wieśniak w Przytyku
Znicz w twej duszy poczęty, potężny jak życie
Zmienił Polski oblicze, Hej Akademiku!
Wielkiej Polski Rzeźbiarzu z uniwersytetów Wilna, Lwowa, Krakowa,
Hej cześć ci za ghetto!

On już wtedy bił pokłony za getto urządzane Żydom. Na razie ławkowe uczelniane... - konstatował gorzko Jan Karski. Objaśniał, że przywoływane w tekście nazwisko Stanisława Wieśniaka należało do chłopa, który zginął podczas zamieszek antyżydowskich w miejscowości Przytyk w maju 1936 roku. Sam nie brał w nich udziału. Został trafiony kulą wystrzeloną przez spanikowanego Żyda Szulima Leskę, któremu wcześniej tłum powybijał okna. Narodowcy uczynili Wieśniaka ofiarą "żydowskiej zbrodni z premedytacją" i bohaterem walki o polskość...
Transparent Obozu Narodowo-Radykalnego na Politechnice Lwowskiej

 * * * 
Getto dla Żydów powstało w polskich uczelniach zanim pierwszy niemiecki żołnierz postawił stopę na naszej ziemi we wrześniu 1939. On tylko nadal mu niemiecki ordnung i doprowadził do perfekcji przemysłowe przetwórstwo ludzi.

Tekst pochodzi z biografii Jana Karskiego "Jedno życie. Tom 1: Madagaskar"

sobota, 16 maja 2015

Założę się, że przegram...

Start w demokratycznych wyborach często oznacza duże nakłady bez gwarancji sukcesu. Wielu kandydatów o tym boleśnie się przekonało. Fantazja i kreatywność, o ile się je posiada, potrafią jednak zdziałać cuda.

Przed II wojną światową pewien francuski poseł departamentu Sekwany, człowiek bogaty i przedsiębiorczy, postanowił skutecznie powalczyć o reelekcję. Aby nie ściągnąć na siebie podejrzenia o zabronione i nieetyczne kupowanie głosów, wpadł na genialny pomysł. Pan B. odwiedzał mieszkania wyborców, gdzie z tragiczną miną i rozpaczą w głosie przekonywał każdego, że tym razem jego kandydatura z pewnością przepadnie.

Jestem tego tak pewnym, że mógłbym się z każdym założyć - zapewniał - Stawiam zakład: 20 franków na wasze 10 centimów.

Taka "okazja" zdarza się nieczęsto, więc wyborcy zakładali się chętnie. I właśnie na to liczył poseł. Po dokonanym zakładzie, każdy z wyborców nie tylko sam na niego głosował, ale stawał się jego aktywnym agitatorem. W końcu każdemu chodziło o wygranie zakładu. Poseł B. uzyskał kolejny mandat z ogromną przewagą nad konkurentami. Wybory kosztowały go sporo, ale nikt nie mógł mu zarzucić, że przekupił jakiegokolwiek wyborcę...
Źródło: Echo 2 listopada 1929

czwartek, 14 maja 2015

Jedno życie kuriera

Nic nie zabija prawdy skuteczniej niż banał… Nie wiem, jak można opowiedzieć coś o tym "łobuzie" Karskim, tak, by uniknąć banału...
jan karski jedno życie20 maja 2015 roku pojawił się w księgarniach pierwszy tom opowieści o Janie Karskim. Takiej publikacji o legendarnym emisariuszu jeszcze nie było i już nie będzie. To pewne, gdyż Jan Kozielewski (znany jako Karski) tak szczegółowo swoją historię opowiedział tylko jednemu człowiekowi, współpracownikowi i przyjacielowi, Waldemarowi Piaseckiemu. A przecież ta porywająca opowieść o życiu legendarnego emisariusza, miała wcale nie powstać. Karski przez wiele lat żył sobie w spokoju i dawał o sobie zapomnieć. Trzeba było kilku lat nalegań autora, aby zgodził się na spisanie swoich przeżyć. Niestety, Karski nie doczekał jej ukończenia. Poza tym zastrzegł, żeby jego historię opublikować dopiero 10 lat po jego śmierci.

Powstała opowieść pełna dramatycznych wydarzeń z fascynującymi detalami i wydarzeniami dotąd nieopisywanymi. Czyta się ją jak najlepszą beletrystykę. Waldemar Piasecki, autor tej niezwykłej książki jest polskim dziennikarzem i pisarzem mieszkającym w Nowym Jorku. W ostatnich latach życia Jana Karskiego był jego sekretarzem, koordynatorem działalności publicznej, a przede wszystkim przyjacielem. Jest współautorem dokumentu TVP „Moja misja” o Janie Karskim i autorem przekładu na polski „Story of a Secret State” („Tajne Państwo”) – wojennego bestsellera Jana Karskiego.

Pierwszy tom biografii Jana Karskiego, zatytułowany "Madagaskar" trafił już do księgarń. Poniżej publikujemy fragment tego unikalnego opisu dziejów II Rzeczpospolitej.

jan karski
„Był 9 lipca 2000 roku, krótko po dziewiętnastej. Restauracja »Julian« w podwaszyngtońskim Chevy Chase w ten weekendowy wieczór nie był przepełniona gośćmi. Profesor Jan Karski mieszał w coctailowej szklance swój ulubiony »Manhattan« z dwiema kostkami lodu. […]
– Już chyba nie zdążymy… – powiedział nagle.
– Z czym?
– Z tą książką… Chyba że będę ci opowiadał stamtąd. – Uniósł w górę wskazujący palec.
Zaprotestowałem ostro. Jak zawsze, kiedy stroił sobie z tego żarty. Żarty? Nigdy nie mówił: »kiedy umrę«, »kiedy odejdę«. Pokazywał w górę.
– Obiecaj mi jedno. Gdybyśmy nie zdążyli, nie opublikujesz książki o mnie wcześniej niż po dziesięciu latach. Do wszystkiego trzeba dystansu. Jak go nie masz, widzisz drzewa, jak masz, widzisz las… – użył swojej ulubionej metafory. Dodał, że powinienem zmierzyć się z tym, co ludzie będą o nim mówić, kiedy go już nie będzie.
[…] Wróciliśmy do apartamentu Profesora około dwudziestej drugiej. Rozmawialiśmy długo. Miał poczucie uciekającego czasu. Śpieszył się.
– Nic nie zabija prawdy skuteczniej niż banał… – mówił. – Nie wiem, jak można opowiedzieć coś o tym »łobuzie« Karskim, tak, by uniknąć banału. Próbuj, jak chcesz. Nie będę przeszkadzał… W końcu nikt nie wie o mnie tyle co ty”.

Jan Karski - Jedno Życie tom I Madagaskar

wtorek, 12 maja 2015

Mózg - nauce, serce - matce

Na twarzach smutek dojmujący, w licznych oczach łzy. Paru młodszych oficerów nie może opanować łkania, kryjąc się przed oczyma kolegów.

12 maja 1935 roku, w niedzielę o godzinie 20.45 zmarł w pałacu belwederskim marszałek Józef Piłsudski. W chwili zgonu poza najbliższą rodziną obecni przy marszałku byli: generał Edward Rydz-Śmigły, generał Stanisław Rouppert oraz lekarze opiekujący się chorym. Choroba, która doprowadziła do jego śmierci rozwijała się od kilku  miesięcy. Wezwany z Wiednia profesor Karel Weckenbach oraz doktor Antoni Stefanowski rozpoznali raka żołądka i wątroby. Śmierć Piłsudskiego była jednak dla społeczeństwa szokiem. Tylko część Polaków, ta lepiej poinformowana, wiedziała, że marszałek jest ciężko chory. Już pod koniec 1934 roku stan jego zdrowia był bardzo zły.

Informacja o śmierci Piłsudskiego, podana późnym wieczorem przez polskie radio, była wielkim wstrząsem. Marszałek cieszył się wielkim uznaniem u większości Polaków, nawet przeciwnicy mieli do niego ogromny szacunek. W nocnych lokalach spontanicznie przerwano zabawy, a pod Belwederem zebrał się płaczący tłum. Na Wawelu bił donośnie dzwon "Zygmunt", słychać było dzwony wielu kościołów oraz syreny fabryczne. Na ulicach wywieszano czarne flagi, a w oknach i witrynach sklepów wystawiano portrety marszałka i kwiaty.

 Wkrótce po otrzymaniu informacji o śmierci Piłsudskiego prezydent Ignacy Mościcki wygłosił orędzie:
Do obywateli Rzeczypospolitej.

Marszałek Józef Piłsudski życie zakończył. Wielkim trudem swego życia budował siłę w narodzie, genjuszem umysłu, twardym wysiłkiem woli Państwo wskrzesił, prowadził je ku odrodzeniu mocy własnej, ku wyzwoleniu sił, na których przyszłe losy Polski się oprą. Za ogrom jego pracy dane mu było oglądać Państwo nasze jako twór żywy, do życia zdolny, do życia przygotowany, a armję naszą - sławą zwycięskich sztandarów okrytą.
Ten największy na przestrzeni całej naszej historji człowiek z głębi dziejów minionych moc swego ducha czerpał, a nadludzkiem wytężeniem myśli drogi przyszłe odgadywał.
Nie siebie tam już widział, bo dawno odczuwał, że siły jego fizyczne ostatnie posunięcie znaczą. Szukał i do samodzielnej pracy zaprawiał ludzi, na których ciężar odpowiedzialności skolei miałby spocząć.
Przekazał narodowi dziedzictwo myśli o honor i potęgę Państwa dbałej.
Ten jego testament nam żyjącym przekazany, przyjąć i udźwignąć mamy.
Niech żałoba i ból pogłębią w nas zrozumienie naszej - całego narodu - odpowiedzialności przed jego duchem i przed przyszłemi pokoleniami.
Kierowana przez premiera Walerego Sławka rada ministrów jeszcze tego samego wieczoru ogłosiła żałobę narodową. Kondolencje nadesłali przywódcy wielu krajów, m.in. cesarz Etiopii Haile Selassie I, prezydent Francji Albert Lebrun, szach Iranu Reza Pahlawi, cesarz Japonii Hirohito, prezydent Senatu Wolnego Miasta Gdańska Arthur Greiser, prezydent USA Franklin Delano Roosevelt, Papież Pius XI, król Anglii Jerzy V, król Włoch Wiktor Emanuel oraz Benito Mussolini. Adolf Hitler wydał rozporządzenie żałobne obowiązujące przy zgonach głów państw, mimo że  Piłsudski głową państwa nie był.
Natychmiast po zakończeniu oficjalnych wizyt prezydenta i rządu RP do Belwederu wezwano wybitnego artystę profesora Jana Szczepkowskiego. Na ogoloną twarz zmarłego nałożył on masę gipsową, by uzyskać odlew do wykonania maski pośmiertnej. Potem ciałem marszałka zajęli się lekarze: major doktor Wiktor Kaliciński i doktor Józef Laskowski. Przeprowadzili sekcję zwłok, w trakcie której z ciała marszałka został wyjęty mózg i serce. Zabalsamowane i ubrane w mundur marszałkowski zwłoki Piłsudskiego zostały wystawione na widok publiczny w salonie pałacu belwederskiego. 

Zgodnie z wolą zmarłego jego mózg został przekazany do badań naukowych. Pracował nad nim powołany w Instytucie Badań Mózgu w Wilnie zespół pod kierunkiem profesora Maksymiliana Rose (1883 – 1937). Naukowcy mieli za zadanie przygotować opracowanie zawierające wynik badań nad mózgiem Marszałka. Powszechnie spodziewano się, że badania makroskopowe udokumentują w sposób materialny geniusz Piłsudskiego. Nic szczególnego w mózgu marszałka jednak nie znaleziono. Przed śmiercią profesora Rose w 1937 roku wydano tylko pierwszy tom opracowania o nazwie "Mózg Józefa Piłsudskiego" w niewielkim nakładzie. Losy mózgu, pobranych z niego preparatów oraz dokumentacji badań po 1939 roku nie są znane.

Serce marszałka w srebrnej urnie z napisem: "Serce Józefa Piłsudskiego. 12 maja 1935", zgodnie z jego życzeniem, zostało pochowane na wileńskim cmentarzu na Rossie w grobie matki, Marii z Billewiczów Piłsudskiej. W pobliżu mogił żołnierzy polskich poległych w walkach o Wilno w 1919 i 1920 roku.

Ciało Józefa Piłsudskiego 18 maja 1935 po uroczystym pogrzebie złożono w krypcie św. Leonarda katedry wawelskiej. Marszałek spoczął obok księcia  Józefa Poniatowskiego, Tadeusza Kościuszki oraz króla Jana III Sobieskiego. Po dwóch latach jego trumnę przeniesiono do krypty pod Wieżą Srebrnych Dzwonów.

* * *

Na podstawie: "Bramy przepastne śmierci dla niektórych ludzi nie istnieją. 12-18 maja 1935" - wydawnictwo z okazji 75 rocznicy śmierci marszałka Józefa Piłsudskiego, Warszawa 2010.

środa, 6 maja 2015

Loretka z saskiej porcelany

Jej obecność zawsze budziła sensację, wszystkie oczy łapczywie chłonęły tę świeżą, rafaelicką twarz.
Kamil Roqueplan - Maria Duplessis w teatrze
18 lutego 1847 roku w paryskich gazetach ukazało się ogłoszenie o planowanej licytacji "dużego i eleganckiego majątku". Prasowe anonse oraz setki plakatów i katalogów nie wzbudziłyby większego zainteresowania, gdyby nie informacja podana małą czcionką: "Po śmierci madame Plessis zamieszkałej przy boulevart de la Madeleine 11".

Pod młotek poszło całe wyposażenie zmarłej na suchoty słynnej kurtyzany Marii Duplessis: meble, dzieła sztuki, ubrania, kosmetyki, konie i powozy. Paryżanie (i nie tylko) stawili się tłumnie, niekoniecznie żeby kupować, ale by zaspokoić ciekawość i obejrzeć zakazane królestwo płatnej miłości. To mogło zaskakiwać, gdyż parę dni wcześniej w ostatniej drodze na cmentarz Montmartre towarzyszyły Marii zaledwie dwie osoby. W tzw. "dobrym towarzystwie" kontakty z kurtyzaną były nie do przyjęcia. Oficjalne kontakty rzecz jasna, bo potajemne nikomu nie przeszkadzały... Podczas czterodniowej aukcji sprzedano wszystko na pniu, za cenę czterokrotnie przewyższającą długi kurtyzany.

Maria Duplessis należała do elity swego fachu w Paryżu lat czterdziestych XIX wieku. Była podziwiana za niezwykłą metamorfozę: od normandzkiej gęsiareczki do wrażliwej i inteligentnej damy utrzymywanej przez arystokratów i największych artystów epoki. W hierarchii kobiet żyjących na koszt swoich kochanków awansowała do stopnia loretki* - dziewczyny, która nie zadowala się skromnym ubiorem, tanim mieszkaniem i pierwszym lepszym kochankiem. Kupowała tylko rzeczy luksusowe, w wieku szesnastu lat była już jedną z najbogatszych i najsłynniejszych kurtyzan w Europie. Wśród jej kochanków (dziś powiedzielibyśmy: "sponsorów") byli bogaci arystokraci oraz najwybitniejsi artyści epoki, m.in. Alfred de Musset, Eugene Sue, Franz Liszt, Roger de Beauvoir, Teofil Gautier i Aleksander Dumas syn, który swój kilkumiesięczny romans z Marią uwiecznił w powieści i dramacie "Dama Kameliowa". Dumas tak wspominał kochankę po latach:
Była to wysoka, smukła brunetka, biała i różowa. Głowę miała małą, oczy podłużne, emaliowane niby u Japonki, ale żywe i inteligentne; wargi wiśniowe, prześliczne zęby - rzekłbyś figurynka z saskiej porcelany...
Dzięki umiejętnym zabiegom młody Dumas stworzył melodramat wszech czasów. Pokazując jawnie życie współczesnej kobiety lekkich obyczajów i rolę pieniądza w świecie paryskich elit jednak naraził się cenzurze. Sztuka teatralna, którą napisał wkrótce po wydaniu powieści, udało się wystawić dopiero po dwóch latach starań, w roku 1852. Później historia kurtyzany, która kochała kamelie stała się tematem przedstawień teatralnych, opery "Traviata" oraz niezliczonych adaptacji filmowych. W rolę ekskluzywnej prostytutki, której nie chciała podać ręki żadna szanująca się kobieta, wcielały się największe gwiazdy sceny i ekranu: Sara Bernhard, Maria Callas, Greta Garbo czy Nicole Kidman.

Julie Kavanagh: Dziewczyna, która kochała kamelie
Postać Marii Duplessis trafiła do popkultury. Jaka była prawdziwa dama kameliowa, wiedzą tylko nieliczni. Trudnego zadania dotarcia do faktów i wyłuskania ich z masy mitów podjęła się ostatnio Julie Kavanagh - była tancerka baletowa, dziennikarka oraz autorka biografii Frederica Ashtona i Rudolfa Nuriejewa. Wykonała ogromną pracę, aby dotrzeć do licznych rozproszonych źródeł. Dzięki temu zrozumieć można, jak doszło do niezwykłej przemiany biednej normandzkiej dziewczynki w kobietę, która bez kompleksów rozprawiała o sztuce z najsłynniejszymi artystami oraz skąd miała w sobie tyle siły, aby wpływać na decyzje możnych tego świata.

"Dziewczyna, która kochała kamelie" to książka o potędze ludzkich możliwości, ale i ciemnej stronie życia na szczytach drabiny społecznej. Książka o braku tolerancji i hipokryzji francuskich elit dziewiętnastego wieku. Hipokryzja, to nie gruźlica, ani cholera. Z tą nieśmiertelną chorobą przenoszoną drogą umysłową ludzkość nie może dać sobie rady do dziś...

Julie Kavanagh "Dziewczyna, która kochała kamelie. Życie i legenda Marie Duplessis" - "Wydawnictwo Znak Literanova" 2015. Tłumaczenie: Anna Gralak.
* * *

* Nazwa "loretka" pochodzi od kościoła Notre Dame de Lorette w dziewiątej dzielnicy Paryża, gdzie mieszkało wyjątkowo dużo luksusowych utrzymanek.

piątek, 1 maja 2015

Bułek się u nas nie piecze...

Od początku 1915 roku młoda zduńskowolanka opisywała "na gorąco" życie w mieście okupowanym przez Niemców. Zapisywała także ważne wojenne daty i obcojęzyczne słówka do zapamiętania. Nie wiemy ile lat miała Renia Królikowska, kiedy pisała swój dziennik i czy przeżyła wojnę. Poniżej notatki z maja, czerwca i lipca 1915 roku. Styl i ortografia oryginalne.
sklep zduńska wola 1910
3 maj poniedziałek
Nieszpory majowe śpiewali pieśni narodowe. Wieczorem o 9 przyszła piechota z orkiestrą, grała, przeszła naokoło rynku i poszła do komendanta. Tam była mowa skończona wielkiemi oklaskami krzykiem. Pogoda sprzyja. (...). Jasio wstąpił w legiony 24 sobotę kwietnia.

Maj 7 otworzyliśmy sklep.

8 maja przyszła p. A. F. na stałe. 8 maja zapisywali mąki żołnierze wszystką z 11 maja żandarm zapisywał. Pogodę mamy śliczną. Chodzimy na spacery. Często areoplany jeździły nad miastem. W piątek zabrali 10 worków mąki, ale połowę odesłali z powrotem 28 maja.
30 maj. Przybyli żołnierze i zabrali Jasia do magistratu. Wszystko nadaremno czekamy. Żołnierze przybyli nowi do miasta.

1 czerwca puścili wtorek. Odczasu do czasu areoplany jeżdżą nad miastem. Pogoda bardzo śliczna. W polach bardzo sucho ludzie opowiadają, że słychać strzały bardzo podróżnych bardzo wiele idzie z Łodzi do Sieradza.

kamienica przy łaskiej zduńska wola

5 lipca. Przez całą noc pociągi jechały do Sieradza z amunicyą, armatami i wojskiem. W poniedziałek jechał areoplan do Łodzi i pociąg z ministrami i z ces. (arzem) Wilhelmem. Ludzi nie było. Wczoraj w środę od godziny piątej przyjechały podwody na rynek i wojsko które czekało, wsiadło i wyjechało do Szadku z oficerami. Pogoda bardzo ładna. Bułek się nie piecze od 5 lipca.

W piątek 9 lipca chodzili spisywać miedź i u nas zapisali cztery sztuczki, czajnik i trzy wazoniki. U Hofmanów też zapisali.

Ona przyjechała w sobotę p. H. z panienką Kotlina. W niedzielę byli goście u nas. Antoni w Widawie.

12 lipiec. Złote wesele u p. Arlet. Gości moc tutejszych i obcych. Śpiewacy już od rana samego szli. Moc bukietów nieśli. Różnych zapasów. Ludzi dużo jedzie do Sieradza. Zakładników wzięli i kontrybucyę musi miasto zapłacić kilka tysięcy rubli. Oprócz tego jeszcze dali różnym lokatorom podatek. Kury i kaczki też zapisali. Oficer dzisiaj rano rozmawiał z p. A. Pogoda nie bardzo ładna, bo chłodno.
zduńska wola ratusz

13 lipiec. Wszędzie chodzą po podatki, po mieście wpierw 30 żołnierzy i niemcy. Nałożyli kontrybucyję-podatek na miasto Zduńska Wola, 51,747 marek 80 fenigów trzeba zapłacić do 15-go lipca, a jeśli nie to o 50 % procent więcej to 30,843 m. Wszyscy są zdenerwowani okropnie. Dla rynku gosp. u nas 129 marki 32 fenigi a w kościelnej ulicy 171 marek i 28 fenigów. Moc żydów wzięli do magistratu i żydówek.

Od 18 lipca zaszły dwie zmiany. Bardzo słychać strzały w ogrodzie cały tydzień. W tym tygodniu są urodziny 27 p. (nieczytelne) i Mamusi 29. Serwetki są ukończone. Dwa areoplany jechały jeden do Łodzi a drugi do Widawy. Moc łódek przywieźli z sobą do Warszawy. I wojska się pakuje moc. Wszystko tam.

D(nia) 27 imieniny p. Aurelji. Matka przyjechała z córką do nas. (nieczytelne). Mamusi były imieniny. Moc prezentów dostała od nas. W naszym ogrodzie bardzo słychać strzały.
 * * *

Dziennik Reni Królikowskiej znajduje się w Muzeum Historii Miasta Zduńska Wola. Dziękujemy za jego udostępnienie.