niedziela, 17 lutego 2013

Za murami murem stoim…

Kopali, kopali, aż wykopali... Spod warstw asfaltu, kamieni i piachu ukazała się solidna kamienna budowla. Archeolodzy szybko potwierdzili, że są to fundamenty bramy miejskiej, pochodzące prawdopodobnie z przełomu XIV i XV wieku. Nie było to zresztą specjalnym zaskoczeniem, bo wiadomo od stuleci, że gdzieś w pobliżu kościoła farnego był wjazd do miasta od strony Krakowa. Niespodzianką był natomiast fakt, że brukowana ulica miała drewnianą podbudowę!

sieradz - brama krakowska

W październiku 2012 roku, podczas remontu ulicy Kolegiackiej, udało się po raz pierwszy odkryć ślady bramy wjazdowej do Sieradza. Z zachowanych dokumentów wiadomo, że wjazd do miasta możliwy był przez trzy bramy: Warcką, Grodzką i Krakowską. Dwie pierwsze zniszczone zostały w drugiej połowie XVIII wieku. Brama Krakowska przetrwała do 1800-1803 roku. Do tej pory nie natrafiono jednak na żadne pozostałości tych trzech bram, co pozostawia naszą wiedzę o sieradzkich obwarowaniach w sporej części w sferze mitów i domniemań. Dzięki znalezisku, potwierdziły się przypuszczenia, że brama Krakowska była murowana.  Prawdopodobnie stanowiła część murowanych obwarowań chroniących Sieradz od południa. Na fundamentach muru obronnego stoi częściowo kamienica przy Kolegiackiej 15.

Odkrycie fundamentów bramy krakowskiej to doskonała okazja by wrócić do kontrowersyjnego tematu obwarowań Sieradza. Nie ulega wątpliwości, że, jako stolica województwa (od XIV wieku aż do II rozbioru w 1793 r.), miasto miało fortyfikacje. Na terenie województwa jeszcze tylko Piotrków i Wieluń posiadały takie zabezpieczenia. Znany jest nawet z grubsza przebieg obwarowań Sieradza oraz ich całkowita długość (ok. 1,5 kilometra). Tyle mniej więcej wiadomo, reszta to przypuszczenia i interpretacje. O ile bowiem fragmenty murów wieluńskich i piotrkowskich zachowały się, to po sieradzkich nie pozostał na powierzchni nawet ślad. Cała nasza wiedza pochodzi z kilku starych szkiców i map oraz krótkich opisów historyków i geografów. Niewiele mogli do sprawy wnieść archeolodzy, gdyż na miejscu dewastowanych fortyfikacji powstawały nowe domy i ulice. Poszukiwania możliwe więc były i są tylko przy okazji remontów lub budów.

sieradz przebieg murów
Przez długi czas obowiązywała wersja przedstawiona w Słowniku Geograficznym Królestwa Polskiego z 1889 r., mówiąca o murze otaczającym Sieradz z trzech stron (północnej, zachodniej i południowej), zbudowanym jeszcze przez króla Kazimierza Wielkiego. Autor monografii Sieradza z roku 1927, ks. Pogorzelski tak obrazowo opisywał przebieg obwarowań miasta: "Rozpoczynały się więc mury od rzeki Żegliny, na południe od mostu szosowego do Zduńskiej Woli, obejmowały cały klasztor z dziedzińcem, przecinały posesję dra Murzynowskiego, szły wprost ku ulicy Toruńskiej (bliżej Wareckiej) nie dochodząc Toruńskiej, skręcały na południe na wylot ulicy Rycerskiej (wcielały ją do miasta) z tamtąd szły na posesję Podciechowskich, gdzie dziś Magistrat (tam są szczątki murów Kazimierzowskich). Od tego miejsca kierowały się ku ulicy Polnej (Polna była poza murami), wzdłuż ulicy Polnej ku Podrzeczu, obejmowały cała posesję Plebańską z ogrodem i dochodziły do rzeki Żegliny. Poza księżym ogrodem i dotąd istnieje ulica, która się zwie Podwalna albo Podmurna, co wskazuje, że szła pod wałami, albo pod murami otaczającymi miasto."

Ks. Pogorzelski powielał opinię autorów XIX wiecznych, że fortyfikacje Sieradza powstały za Kazimierza Wielkiego, "przed 1380 r." - jak napisał, mając prawdopodobnie na myśli datę śmierci tego króla. Tymczasem Kazimierz zmarł już w 1370 roku. Prace historyków z drugiej połowy XX wieku obaliły mit "kazimierzowski". Okazało się, że budowa obwarowań Sieradza nie została uwzględniona w spisie inwestycji kazimierzowskich, sporządzonych przez skrupulatnych kronikarzy: Jana z Czarnkowa i Jana Długosza. Pierwsza wzmianka o sieradzkich obwarowaniach pojawia się dopiero w 1416 roku, przy opisie lokalizacji szpitala św. Ducha - poza obwodem obronnym miasta.

Fantazja chyba podpowiedziała ks. Pogorzelskiemu taki widok: "Przed murami szły wysokie wały ziemne i głęboka fossa - kanał wypełniony wodą. Takiem potrójnem pierścieniem otoczone było wokoło całe miasto. Wały i mury były miały być tak wysokie, że zakrywały zupełnie domy tak, że ledwie wieże kościołów i czubki dachów wyższych domów były widoczne."

Mit o murowanej konstrukcji obwarowań sieradzkich upadł dopiero pod koniec ubiegłego wieku. Wszystkie dotychczasowe opracowania opierały się na opisie lustracji województw wielkopolskiego i kujawskiego z roku 1616, w którym rzekomo przedstawiono kiepski stan sieradzkich murów. Dopiero po dotarciu do tekstu źródłowego okazało się, że nie ma tam nic o fortyfikacjach sieradzkich. Temat ten poruszali za to lustratorzy z lat 1628-1632, którzy relacjonowali: "wały Sieradza są częścią starością poznoszone, częścią prowadzeniem przez nie drogi porozjeżdżane, miejscami też domami zabudowane".

sieradz średniowieczny plan 1973
O sieradzkich obwarowaniach traktował obszerny artykuł E. i T. Horbaczów "Mury miejskie Sieradza - mity i fakty" zamieszczony w 2000 r. w kwartalniku "Na sieradzkich szlakach". Autorzy przedstawili m.in. przełomowe dla sprawy opracowanie Rutkowskiego i Dunin-Wąsowicz z 1998 roku. Opierając się na informacjach z ksiąg miejskich i weryfikując dotychczasowe źródła, historycy doszli do wniosku, że Sieradz nie był w całości otoczony murem, że istniał on tylko w południowej części miasta. Wjazd od tej strony umożliwiała brama Krakowska umieszczona na wylocie ulicy Wszystkich Świętych (obecnie Kolegiacka). I była to jedyna murowana brama Sieradza. Brama Warcka była drewniana, a o Grodzkiej właściwie nic nie wiadomo. "H. Rutkowski podkreśla - informowali Horbaczowie - że kiedy budowano bramę Krakowską oraz przylegający doń z obu stron mur, planowano niewątpliwie wzniesienie obwodu o takim właśnie charakterze wokół całego miasta, czego nie zrealizowano. Zdaniem autora, Sieradz od południa, zachodu i północy otaczały dwa wały przedzielone fosą suchą lub podmokłą, pozbawioną zasilania wodnego, bądź też wał, fosa oraz jej ściana od strony miasta. Urzadzeń tych nie było od strony wschodniej, gdzie bezpieczeństwo gwarantowała naturalna obronność terenu w postaci wysokiej skarpy, być może w niektórych partiach sztucznie umocnionej".

sieradz w 16 wieku
Jednakże nie był to koniec wątpliwości i polemik. W roku 2007 we wspomnianym już kwartalniku "Na sieradzkich szlakach" doszło w sprawie murów do sporu w stylu iście fredrowskim. Józef Szubzda podjął próbę opisu wałów sieradzkich na podstawie tzw. planu Hoffmannna z 1803 roku. Ten pruski kartograf sporządził kilka szkiców obwarowań miasta tuż przed całkowitą ich likwidacją. Militarnego znaczenia umocnienia te nie miały żadnego już od stulecia. Tam gdzie zaistniała potrzeba, wały wyrównywano i budowano na nich ulice lub domy. J. Szubzda tak opisał stan wałów w 1803 roku: "...składały się pięciu fragmentów oddzielonych ulicami lub przejazdami. Umocnienia od ulicy Warckiej na południe poza obecną ul. Rycerską zostały rozplantowane. W najlepszym stanie zachowały się w okolicach klasztoru, dominowały nad nadrzeczną skarpą. Przetrwały dłużej w dobrym stanie dzięki naturalnemu usytuowaniu. (...) Wały w zachodniej części miasta wykorzystywane jako droga, uległy szybszemu zniszczeniu. W niezłym stanie zachowały się wały położone na południu, na przestrzeni od bramy przy Krakowskim Przedmieściu do drogi prowadzącej do Kalisza. Na planie nie zaznaczono murów obronnych. Na początku XIX wieku z pewnością ich nie było. Być może nigdy nie zostały wybudowane"!!!!

To ostatnie zdanie to był niemal zdradziecki cios w tradycyjne poglądy na temat roli Sieradza w I Rzeczpospolitej i jego umocnień. W obronie sieradzkich fortyfikacji, a w szczególności murów, wystąpiła Anna Kufel-Dzierzgowska. Przypomniała o uchwale sejmiku sieradzkiego z 1792 roku (nawiasem mówiąc mało patriotycznej), która zdecydowała o rozebraniu murów zamku i miejskich. Co wskazuje, że jednak jakieś mury miejskie musiały istnieć, skoro chciano je rozebrać. Nie zgodziła się również z tezą, że od wschodu osłonę stanowiła wysoka skarpa nadbrzeżna oraz bagnista dolina Żegliny. Byłoby to jej zdaniem zbyt łatwe do przebycia przeszkody dla najeźdźcy, aby i tam nie postawiono jakichś obwarowań. Chociaż na to nie daje żadnych innych argumentów poza opinią: "Trzeba jednak pamiętać o roli gospodarczej i politycznej, jaką pełnił Sieradz w średniowieczu. Nie wydaje się, aby jedno z ważniejszych miast Polski nie miało przyzwoitych umocnień obronnych..."

Podsumowując: mury jakoweś były, tylko nie wiadomo jakie. Nie musiały więc to być "mury wynikłe ściśle" - jak napisałby awangardowy poeta, ale wynikłe nieściśle raczej,  z powodów jak wyżej... Stanowczo jednak zaprotestować trzeba przeciw wszelakim  "ekstremistom" i "niedowiarkom" powątpiewającym w ich istnienie. Albowiem, my za murami murem stoim...

sieradz ulica kolegiacka

W grudniu 2012 roku oddano do użytku wyremontowaną ulicę Kolegiacką. W miejscu, gdzie znajdowała się dawna brama Krakowska, postawiono 4 słupy z herbem Sieradza, które mają symbolizować historyczny wjazd do miasta. Niestety, zapomniano o umieszczeniu jasnej informacji co oznacza ta nowa dekoracja. Kierowcy jadący od Krakowskiego Przedmieścia i Polnej w kierunku Rynku w pierwszych dniach przekraczali bramkę z pewną nieśmiałością i obawą czy zza któregoś słupa nie wyskoczy zbój Madej z żądaniem okupu. Przypomnijmy, że w bramie Krakowskiej znajdowała się kiedyś rogatka, przy której pobierano opłaty i podatek na konserwację dróg. Odbywała się tam też kontrola wjeżdżających. Na szczęście, włodarze miasta nie zdecydowali się na razie na powrót do tej tradycji...

Wiadomości TVP Łódź

Bibliografia dla zainteresowanych tematem [do pobrania tutaj - w okienku wpisz  hasło: Czasopisma]:

E. Bąbka-Horbacz, T. Horbacz " Mury miejskie Sieradza - mity i fakty" - "Na sieradzkich szlakach" nr 1/2000

Józef Szubzda "Wały miejskie Sieradza na planie Hoffmanna z 1803 r." - Na sieradzkich szlakach" nr 1/2007

Anna Kufel-Dzierzgowska "W sprawie obwarowań Sieradza wg planu Hoffmanna z 1803 r." - Na sieradzkich szlakach" nr 4/2007.

sobota, 16 lutego 2013

Królikotyrania

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, a właściwie nie wiadomo gdzie, była kraina rządzona przez okrutne króliki...

Polowanie na zające to częsty motyw marginaliów w rękopisach średniowiecznych. Zazwyczaj przedstawiano sceny ścigania zwierzyny przez myśliwych i psy gończe. Tym razem jednak zwierzyna bierze srogi odwet. Historyjka zaczyna się od królika strzelającym z łuku do psa myśliwskiego. Można pomyśleć, że ogary są wprost stworzone do tego, aby króliki strzelały do nich niczym myśliwy do kaczek.



Pies trafiony dwoma strzałami jest na tyle osłabiony, że zostaje pochwycony przez króliczą bandę i skrępowany.

Ale teraz okazuje się, że króliki wcale nie są myśliwymi. Są organem wymiaru sprawiedliwości, jakąś króliczą policją. Pies zostaje doprowadzony przed trybunał i osądzony.


Wyrok zapada szybko i jest bardzo surowy: śmierć przez powieszenie. Związany ogar jest przewożony pod szubienicę.


Biedny pies! Poniósł śmierć za to, że natura i społeczeństwo kazały mu gonić po polach króliki i zające.

A to jeszcze nie koniec jego nieszczęść.  Na odwrotnej stronie rękopisu jest jeszcze rysunek, na którym grób ogara i jego kości zbezczeszczone są przez innego psa.


Ta zagadkowa historyjka o okrutnych królikach ozdabia niezwykle poważną księgę - "Dekretały" Grzegorza IX. Wojowniczy ten papież - organizator wypraw krzyżowych i pogromów heretyków, w 1230 roku polecił zebrać prawa kanoniczne w jeden dokument, oparty na decyzjach soborowych i listach papieskich. "Dekretały" ogłoszono w 1234, a zawarte w nim prawa obowiązywały wiernych kościoła aż do 1918 roku. Co autor rysunków - anonimowy mnich, chciał powiedzieć o prawie i sprawiedliwości raczej się nie dowiemy. Daje nam za to duże pole do własnych opinii i interpretacji.
Egzemplarz "Dekretałów" z króliczymi rysunkami znajduje się w British Library.

Źródło: http://www.gotmedieval.com.

sobota, 2 lutego 2013

Tydzień pokoju z nazistą

Nie interesujesz się polityką? No to masz problem, bo ona bardzo poważnie interesuje się tobą.

Hitler karykatura
Było to jedno z gatunku tych wydarzeń, które zmieniają świat. W tym przypadku zmieniło go zdecydowanie na gorsze. 30 stycznia 1933 roku Adolf Hitler, całkowicie legalnie, objął stanowisko kanclerza Niemiec. 6 listopada jego partia - NSDAP, zwyciężyła w wyborach parlamentarnych z 33% głosów. Ponieważ nie uzyskała większości, musiała podzielić się władzą. W nowym rządzie naziści otrzymali tylko 3 ministerstwa spośród 11.

Mało kto jeszcze zdawał sobie sprawę, jak tragiczna przyszłość czeka Niemcy i Europę. Wielkie tytuły prasowe, jak ten z "Głosu Porannego" (31 stycznia 1933 r.) informowały optymistycznie o umiarkowaniu narodowych socjalistów. Na konferencjach prasowych minister spraw wewnętrznych Frick zapewniał, że rząd Hitlera "chce żyć ze wszystkimi w pokoju". Kiedy podczas spotkania z prasą niemiecką zapytano go czy nowy rząd zamierza rozwiązać partię komunistyczną, stwierdził, że gabinet Hitlera sprzeciwia się takim zamierzeniom.
- Rząd nie powróci do planów reformy konstytucji rozważanej przez Papena - opowiadał.
- A co zrobi rząd kiedy większość Reichstagu uchwali wotum nieufności? - naciskano.
- Decyzję już podjęto, ale nie widzę potrzeby informowania jaka to uchwała. Rząd będzie się trzymał przepisów konstytucji i nie ogłosi stanu kryzysu państwowego - zapewniał Fricke.


Już dniu objęcia urzędu kanclerza, 30 stycznia, o godzinie 17.00 Hitler zwołał pierwsze posiedzenie rządu, na którym przedstawił swój program. Potem z inicjatywy Goebbelsa przez Wilhelmastrasse przeprowadzono marsz poparcia z pochodniami setek tysięcy manifestantów. Wieczorem Hitler po raz pierwszy przemówił do narodu niemieckiego przez radio jako kanclerz. Odczytał "Apel rządu Rzeszy do narodu niemieckiego". Obiecywał naprawę gospodarki, likwidację bezrobocia i pomoc dla rolnictwa.
Nowy kanclerz był bardzo pracowity. Kilka dni później spotkał się z dowództwem armii, któremu przedstawił swój program odzyskania przez Niemcy niezależności politycznej i ambitny plan odbudowy sił zbrojnych.

pożar reichstag
Okres dobroci i obietnic skończył się szybciej niż miesiąc miodowy. Wkrótce przyszedł czas na działanie. 27 lutego 1933 roku spłonął gmach Reichstagu, podpalony rzekomo przez komunistów (czego do dziś nie udało się potwierdzić). Rząd Hitlera rozpętał natychmiast histerię antykomunistyczną i zmusił (już następnego dnia!) prezydenta Hindenburga do podpisania dekretu "O ochronie narodu i państwa".

Na tydzień przed kolejnymi przedterminowymi wyborami do Reichstagu Hitler i spółka dostali do ręki instrument, z którego nie mogli nie skorzystać i, z którego nie mieli zamiaru zrezygnować. Podstawowe prawa obywatelskie zawarte w konstytucji Republiki Weimarskiej z 1919 roku zostały zawieszone. Wprowadzono stan wyjątkowy, policja pod wodzą Goringa otrzymała pełne uprawnienia do stosowania wszelkich środków przymusu.

Zawieszono m.in. tajemnicę korespondencji, wolność zgromadzeń, nietykalność osobistą obywateli i ich mieszkań oraz wolność publikacji. Dozwolono na tzw. "areszt prewencyjny" czyli internowanie bez nakazu sądowego przez policję oraz pozbawiono obywateli możliwości odwoływania się do sądu wobec decyzji administracyjnych. Niemcy stały się z dnia na dzień państwem policyjnym.
W ciągu kilku następnych dni NSDAP wyłapała prawie wszystkich liczących się przeciwników politycznych. Powstały i zapełniły się więźniami pierwsze obozy koncentracyjne. Kampania wyborcza do Reichstagu zmieniła się w łapankę. Bezpośrednio po podpaleniu Reichstagu aresztowano 4 tysiące komunistów. Do czerwca 1933 roku w obozach znajdowało się już ok. 50 tys. przeciwników reżimu.

W wyborach 5 marca wzięło udział 40 milionów Niemców. Mimo eliminacji przeciwników i terroru, na NSDAP zagłosowało "tylko" 44 procent wyborców. Nawet nielegalna już Komunistyczna Partia Niemiec weszła do parlamentu z 81 mandatami (12%).
Hitlerowcy ciągle nie mieli większości, ale usilna "praca" szybko dała rezultaty. 23 marca odbyło się pierwsze posiedzenie Reichstagu w gmachu Kroll Opera w Berlinie. Pod nieobecność posłów komunistycznych (byli aresztowani lub ukrywali się) przegłosowano "Ustawę o nadzwyczajnych pełnomocnictwach". 441 posłów było za, przeciwko tylko 91. Rządowi Hitlera udzielono nie kontrolowanych pełnomocnictw na cztery lata. Uzyskał inicjatywę ustawodawczą i pełnię władzy wykonawczej. Tym samym Reichstag oddał swoje kompetencje w łapy nazistów.

moby dick
W życiu każdego narodu może przyjść chwila, kiedy ma do wyboru jako przywódcę: szalonego wizjonera, albo ostrożnego do przesady oportunistę. Tak, jak załoga statku ścigająca legendarnego białego wieloryba - Moby Dicka, musiała wybierać kto ma ją prowadzić: szalony kapitan Ahab czy ostrożny realista - pierwszy oficer Starbuck. Wybrali, jak wybrali, jak Niemcy w 1933: szaleństwo zakończone katastrofą.

Kiedy widzisz polityka z butną miną obrzucającego przeciwników błotem, opowiadającego, że żyje tylko po to, aby uratować pogrążającą się Ojczyznę, twierdzącego, że wszyscy inni to zdrajcy, wiedz, że coś się dzieje... Dla ambitnych, żądnych pełni władzy, cynicznych, politycznych buldożerów, tydzień to dość czasu, aby zrobić z demokracji totalną dyktaturę. Nie muszą nawet łamać konstytucji, po prostu wyrzucą ją do kosza.

Kiedy krytykujemy polityków za lenistwo, nepotyzm, demagogię czy głupotę, pamiętajmy, że to nie muszą być największe zagrożenia dla naszych wolności. Może nawet powinniśmy cieszyć się, że nie mamy nikogo tak pracowitego i tak ambitnego jak Hitler. A może się mylę...?