* * *
Część II - Masakra w Dobrej czyli trafiła kosa na Moskala
Pobyt w Zgierzu ułatwił Moskwie otrzymanie rzeczywistych wiadomości o sile i uzbrojeniu powstańców i ośmielił ją do zaczepnego ruchu. Powstańcy powrócili na obozowisko pod Dobrą - Moskale w liczbie kilkuset piechoty i sotni kozaków poszli za nimi. Lecz oficerowie carscy nie spieszyli się do bitwy. Marsz odbywali powolnie, a na kwadrans przed wejściem do boru (24 Lutego) zatrzymali się przez dziesięć minut dla popasu, na którym raczyli żołnierzy swoich gorzałką. Nasi mieli więc dosyć czasu do przygotowania się do boju, lecz nie było ładu i komendy w obozie. Można było uniknąć bitwy i pójść głębiej w bory, lub też zdecydowawszy się na walkę, rozstawić się jak należy, dobrze przetrzepać Moskali, którzy nie mieli wielkiej siły, zostawali pod wpływem dziwnego strachu i tylko gorzałką zachęcili się do bitwy. Sawickiego nie było, wydalił się z obozu po żywność i inne potrzeby dla powstańców.Co robił i gdzie był Dr. Dworzaczek w chwili uderzenia na obóz Moskali? Nie wiadomo. Nie było go przecież widać na miejscu w początku bitwy, a gdy już popłoch między powstańcami stał się ogólnym, powstrzymać go nie umiał. Zsiadłszy z konia, pieszo wraz z innymi uchodził. Koloniści niemieccy z Nowosolny schwytali go i związanego dostawili do Łodzi. Moskale przewieźli go do Łęczycy, zkąd po ośmiomiesięcznem więzieniu wysłany na wygnanie do Rossji. Doktór Dworzaczek człowiek z poświęceniem i zdolny urzędnik, wodzem był żadnym, nie dziw więc, że został pod Dobrą rozbity.
Bój przedłużał się od południa do piątej wieczorem i zamienił się w końcu na ręczne zapasy. Obraz pobojowiska był przerażający. Około siedmdziesięciu najokropniej pokaleczonych polskich trupów i bardzo wielu ciężko poranionych, obdartych do naga przez moskiewskie żołdactwo, zaległo pole bitwy. Niektórzy ranni przewiezieni byli do Łodzi, z tych zaraz siedmiu wyzionęło ducha. Pomiędzy poległymi był Gadomski akademik, Orłowski i dwie kobiety. Jedna, Marja Piotrowiczowa z domu Rogalińska,lat 23 licząca, żona nauczyciela wiejskiego, napadnięta i obskoczona przez Moskali, odpędzała ich kosą od siebie, w końcu legła zabita obok swego męża; drugą była Katarzyna, służąca. Pastwienie się żołdaków nad ciałami zabitych kobiet świadczyło o dzikości wojska. Piotrowiczowa miała dwieście pięćdziesiąt ran na swojem ciele. Inne trupy nosiły ślady również barbarzyńskiego okrucieństwa.
Wrażenie jakie ta klęska sprawiła, było najgorsze. Powstanie łęczyckie długo nie mogło po niej przyjść do siły i poważniejszego wystąpienia. Wiele nadziei w niwecz się obróciło, duch w powiecie osłabł, zapał wojenny zmniejszył się w Polakach, a Moskale nabrali otuchy. Lecz mieszkańcy okolicy, nie poprzestali na tej nieszczęśliwej próbie. Sawicki powtórnie zaczął zbierać ochotników, a otrzymawszy nominację na organizatora sił zbrojnych powiatu łęczyckiego, zaczął się szczerze krzątać około sformowania i uzbrojenia oddziału. Organizacja jednak miejscowa cywilna, niechętnie widziała go na wyższym stopniu i nie chciała mu pomagać, co rozumie się niszczyło jego dobre chęci. Sawicki był popularnym w niższej klasie ludności, lecz nie posiadał stosunków i uznania pomiędzy właścicielami. Kredyt zaś i zaufanie w mieszczaństwie utracał powoli z powodu nadużyć, jakich się dopuszczali ajenci, którymi się wyręczać musiał. Temi to nadużyciami tłumaczyła miejscowa organizacja i niestety słusznie swoją niechęć do nowego wojennego organizatora powiatu. Sądzę jednak, że gdyby mu była gorliwie dopomogła, zapobiegłaby przez to nie jednemu smutnemu lub gorszącemu zdarzeniu.
Cdn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz