Od soboty unosi się widmo wojny nad Europą, które jak potworny nietoperz, olbrzymie swoje skrzydła to zupełnie rozpościera, zaciemniając widnokrąg, to znowu nieco je ściąga i wtedy przepuszcza błyski nadziei pokoju.Lipiec 1914 roku - ostatni miesiąc starej Europy. Potem już nic nie będzie takie samo. Podręczniki historii okres od zamachu w Sarajewie do wybuchu wojny zwykle pomijają, jako mało istotny. Tymczasem pomiędzy 28 czerwca a 28 lipca 1914 miały miejsce wydarzenia, które dramatycznie wpłynęły na losy Europy i świata. I nie chodzi tu tylko o austriackie ultimatum wobec Serbii i serbską na nie odpowiedź.
Po zabójstwie arcyksięcia Franciszka Ferdynanda i jego małżonki w dyplomacji europejskiej zapanowała nerwowa atmosfera. Niezależnie od panujących upałów, gorączka polityczna udzieliła się tłumom nasiąkniętym nacjonalistyczną propagandą. Mało kto sądził jednak, że już za chwilę dojdzie do niespotykanej rzezi i niesłychanych zniszczeń na kontynencie, który wydawał się pionierem cywilizacji, kultury i postępu w świecie. Spodziewano się co najwyżej kolejnej lokalnej wojny bałkańskiej.
W Sarajewie (czy Serajewie, jak wtedy mówiono) prowadzono intensywne śledztwo. Szybko wyszło na jaw, że za zamachem stała nie tylko nacjonalistyczna serbska organizacja "Czarna ręka", ale i przedstawiciele serbskich służb rządowych. Gawriło Princip (początkowo gazety podawały nazwisko Princzicz) zeznał, że nie tylko broń i bomby, ale i pieniądze na zamach dostał w Białogrodzie (jak wtedy nazywano w Polsce Belgrad). Ustalono również, że kule, których zamachowiec użył należały do rodzaju eksplodujących tzw. dum-dum, zakazanych przez konwencję haską, nie dających ofierze szans na przeżycie.
Podejrzenia śledczych wzbudziła praca policji bośniackiej, której funkcjonariusze o serbskiej narodowości zadziwiająco lekceważąco podchodzili do swoich obowiązków. Robili wszystko, aby nie utrudnić roboty zamachowcom. Komisarz policji, który odpowiadał za bezpieczeństwo pary arcyksiążęcej podczas wizyty w Sarajewie, popełnił samobójstwo w godzinę po zamachu.
Natychmiast po zbrodni w Austro-Węgrzech nastąpił gwałtowny wzrost antyserbskich nastrojów. Na ulice wyszli mieszkańcy wielu miast, demonstrując swój gniew wobec Serbów oraz poparcie dla rządu i cesarza. W niektórych miejscach wystąpienia te przekształciły się zamieszki, których ofiarami padli obywatele narodowości serbskiej. Tłumy Chorwatów i bośniackich muzułmanów upodobały sobie szczególnie sklepy i bogatsze serbskie domy. W Sarajewie, według niektórych relacji, w serbskiej dzielnicy nie ostał się po tych wydarzeniach ani jeden cały dom, a po ulicach walały się gruzy z rozbitych sklepów, fragmenty mebli, resztki ubrań i inny mniej wartościowy dobytek serbskich mieszkańców. Kompletnie zdemolowano między innymi hotel "Evropa" należący do Gligorije Jeftanovića, serbskiego polityka, teścia posła Serbii w Petersburgu.
Zamieszki w Bośni na bieżąco relacjonowały polskie gazety we wszystkich zaborach. Krakowski "Czas" oceniał, że antyserbskie demonstracje „zrodziły się z ogromnego etycznego i ludzkiego rozgoryczenia katolickiego i mahometańskiego obywatelstwa” i z tego powodu wojsko austriackie musiało postępować bardzo ostrożnie. Nie mogło przecież surowo tłumić wystąpień tłumu z pobudek patriotycznych. Agresywni Bośniacy skwapliwie z tego korzystali, rabowali bezczelnie serbskie sklepy, a gdy tylko nadeszło wojsko, śpiewali hymn cesarski i pokazywali portret cesarza.
Odnotowano również demonstrację serbską. 1 lipca Serbowie sarajewscy zgromadzili się, aby pokazać swoją siłę Chorwatom. Jak relacjonowała prasa, demonstranci mieli krzyczeć: "Nie boimy się was. Za kilka dni przyjdą tu wojska serbskie i pomszczą nasze krzywdy. Przyjdą i zajmą te rdzennie serbskie ziemie!" Bośniaccy Serbowie czuli poparcie swoich rodaków zza pobliskiej granicy. W Belgradzie i innych miastach Serbii na porządku dziennym były manifestacje antyaustriackie. Dopiero kiedy zamieszki w Bośni wymknęły się spod kontroli władze Austro-Węgier wprowadziły stan wyjątkowy i sądy doraźne. Karano jednak głównie Serbów.
W Wiedniu było mniej dramatycznie, ale może dlatego, że w pobliżu nie było wielu Serbów. "Nowa Gazeta Łódzka" informowała 1 lipca 1914:
Wiedeń. Wczoraj koło 9 wieczorem odbyły się burzliwe demonstracje przed poselstwem serbskim. Demonstranci wołali: "Niech żyje Austrja, niech żyje dynastia Habsburgów, precz z Serbią, precz z królem Piotrem, zdrajcą i mordercą." W pewnej chwili pojawiła się nad głowami tłumu trikolora serbska i została momentalnie rozszarpana wśród dzikich okrzyków patrjotycznych. W poselstwie widoczne nie było nikogo, gdyż światła nie były zapalone. Następnie demonstranci udali się pod pomnik Schwartzenberga, gdzie przygodni mówcy wygłosili szereg płomiennych mów podburzających przeciwko Serbii.Tydzień później w podobnym tonie relacjonował kolejne wiedeńskie demonstracje krakowski "Ilustrowany Kurier Codzienny":
My chcemy wojny. Wiedeń. W sali ratuszowej odbyło się wczoraj liczne zgromadzenie katolickiego związku ludowego. Przemawiali między inemi hr. Trautmannsdorf i redaktor „Reichspost". Po zgromadzeniu odbył się pochód pod pomnik 4 pp. Po drodze tłum wznosił okrzyki przeciw Serbii, domagając się wojny ze Serbią.
Rząd Austro-Węgier już 30 czerwca wydał oświadczenie, w którym informował, że w zamachu brały udział zagraniczne siły i, że w tej sytuacji będzie on działał stanowczo, nie okaże słabości:
Przyszłe dni i tygodnie muszą wykazać, czy uznaje się wszędzie obowiązki jakie podobna zbrodnia nakłada rządom zagranicznym wobec irydentystycznych* podburzań i spekulacji. Dalsza polityka Austro-Węgier zależeć będzie od od tego jak się miarodajne czynniki wchodzącej w rachubę zagranicy załatwią z tym obowiązkiem i żadna próba zastraszenia nie powstrzyma jej od tego, by poczynić zarządzenia, które uważać będzie za potrzebne dla ochrony swych krajów..."Cesarz Franciszek Józef wysłał 2 lipca list do cesarza Niemiec Wilhelma II, w którym informował o powadze sytuacji i konieczności podjęcia zdecydowanych działań przeciw serbskim spiskowcom. 5 lipca Wilhelm II odpowiedział oficjalnie ambasadorowi C.K. Monarchii, hrabiemu Szogeny-Marichowi, że Niemcy z całą pewnością nie opuszczą sojusznika, nie zostawią Austro-Węgier bez pomocy, choćby akcja przeciw Serbii miała wywołać wojnę europejską.
Cesarsko-królewski rząd 7 i 8 lipca debatował nad podjęciem konkretnych działań przeciw inspiratorom zamachu. Uznając za udowodnione, że źródło spisku znajdowało się w Belgradzie, ministrowie postanowili przedstawić rządowi belgradzkiemu wyniki swojego dochodzenia oraz stanowczo zażądać od Serbów przeprowadzenia śledztwa w tej sprawie, ukarania winnych oraz ukrócenia antyaustriackiej propagandy. Prawdopodobnie w tym pierwszym wystąpieniu do rządu w Belgradzie, mimo takich zapowiedzi, nie zdecydowano się na żądanie dopuszczenia austriackich organów śledczych do pracy na terytorium Serbii. Gdyby Serbia odpowiedziała odmownie, grożono zerwaniem stosunków dyplomatycznych. Cesarz zaakceptował decyzje rządu, a poseł austro-węgierski w Belgradzie baron Giesl von Gieslingen miał je przedstawić rządowi serbskiemu.
Wśród grupy ostrożnych polityków CK Monarchii, którzy nie chcieli, aby światowa opinia oskarżyła ich o eskalację konfliktu, panował w tej sprawie umiarkowany optymizm. Niepokoiła za to wroga postawa serbskiej prasy, która w większości pochwalała zamach i podszczuwała nastroje antyaustriackie. Belgradzka "Stampa" oskarżając władze CK (poniekąd słusznie) o ukrywanie zamieszek antyserbskich w Bośni, podawała, że było tam ok. 10 000 rannych lub zabitych. "Krwiożercze Austro-Węgry chciały pić krew serbską i piły ją", "Nikt w Bośni i Hercegowinie nie kocha tego paskudztwa, które się nazywa Austryą" - podburzała czytelników.
Kiedy wydawało się, że sytuacja jest w miarę opanowana, pojawiły się nowe, niespodziewane okoliczności. Otóż rosyjski ambasador w Wiedniu, Mikołaj Szebeko, zaoferował ministrowi spraw zagranicznych, hrabiemu Berchtoldowi, pomoc w zażegnaniu konfliktu z Serbią. Pośrednikiem i negocjatorem miał być słynny z antyaustriackich intryg poseł rosyjski w Serbii, Mikołaj Hartwig. Wobec takiej propozycji Austriacy wstrzymali ustalone wcześniej kroki dyplomatyczne.
Do spotkania posła austriackiego, barona Giesla z Hartwigiem doszło 10 lipca 1914 roku. Ich rozmowa w gmachu poselstwa austriackiego w Belgradzie miała być ważnym krokiem ku zmniejszeniu napięcia. Stało się jednak inaczej. W trakcie spotkania Rosjanin nagle poczuł się słabo i zmarł wskutek udaru serca. Śmierć Hartwiga w siedzibie austriackiego poselstwa narodowcy serbscy uznali za mord polityczny. Po Belgradzie krążyły plotki, że otruto go herbatą, mimo iż rządowe media to zdementowały. Rokowania austriacko-serbskie zostały w tej sytuacji odroczone. Zamiast uspokojenia doszło do dalszego podgrzania atmosfery.
Mikołaj Hartwig był ulubieńcem serbskich nacjonalistów. Dzięki jego działaniom Serbia wiele zyskała w wojnach bałkańskich i mogła się rozwijać idea "Wielkiej Serbii" - sojuszniczki Rosji. Mówiło się nawet, że właśnie jego dziełem był, snujący się gdzieś po europejskich gabinetach, plan rozbioru Austro-Węgier. Śmierć Hartwiga w tak ważnym momencie i w takich okolicznościach właściwie przekreśliła szanse na pokojowe rozstrzygnięcie konfliktu. Wojenne frakcje w obu krajach złapały wiatr w żagle...
14 lipca napięcie stosunków austriacko-serbskich wchodzi w tak ostrą fazę, że możliwe są już wszelkie dramatyczne scenariusze. Rząd w Belgradzie nie jest w stanie zahamować parcia serbskiej opinii publicznej do wojny. Prasa belgradzka otwarcie prorokuje, że Austria wiecznie w Bośni siedzieć nie będzie... Nienawiść do Austrii jest tak wielka, że rozpuszczona przez kogoś plotka o planowanej rzezi poddanych austriackich dla wszystkich wydaje się prawdopodobna. Szef policji granicznej w Zemunie opowiadał, że otrzymał z Belgradu informacje o serbskich planach wymordowania 600 poddanych węgierskich. Powstała panika wśród obywateli austriackich w Belgradzie, większość z nich uciekła do pobliskiego Zemunu, który był już po drugiej stronie granicy. Wkrótce pojawiła się nieoficjalna groźba zamachu na austriackie poselstwo w Belgradzie. Poseł Giesl poinformował o tym premiera Serbii Pasicza i na skutek decyzji rządu serbska policja wzmocniła ochronę budynku poselstwa.
Wydawało się, że ich plany zostaną w zupełności zrealizowane. Zgodnie z otrzymanymi instrukcjami poseł C.K. baron Wladimir Giesl von Gieslingen w czwartek, 23 lipca o godzinie 18, złożył notę z tekstem ultimatum ministrowi skarbu w rządzie serbskim. Nota składała się z części wstępnej oraz dziesięciu postulatów rządu austro – węgierskiego, niepodlegających negocjacji. W części wstępnej rząd Austro-Węgier przypominał Serbom o deklaracji z 31 marca 1909 roku, w której uznali austriacką aneksję Bośni za niezagrażającą ich interesom oraz poinformował o wynikach śledztwa w sprawie zamachu w Sarajewie, które wykazało, że na terenie Serbii działają bez przeszkód ruchy wywrotowe dążące do oddzielenia części terytorium Monarchii Austro-Węgierskiej. Żeby położyć temu kres, rząd wiedeński zażądał od rządu serbskiego zobowiązania się do stłumienia takiej działalności i niezwłocznego ogłoszenia następującej deklaracji:
Królewski Rząd Serbii potępia propagandę skierowaną przeciwko Austro-Węgrom, to jest całość działań, których ostatecznym celem jest oddzielenie od Monarchii Austro-Węgier terytoriów, które do Niej należą, i szczerze żałuje strasznych konsekwencyj tych kryminalnych transakcyj. Królewski Rząd Serbii wyraża ubolewanie, że oficerowie i urzędnicy serbscy brali po części udział we wspomnianej wyżej propagandzie i w ten sposób zagrozili przyjaznym i życzliwym stosunkom, do kultywacji których Królewski Rząd uroczyście się zobowiązał swoimi deklaracjami z 31 marca 1909 roku. Królewski Rząd, który nie pochwala i odpiera każdy pomysł i każdą możliwość wtrącania się do losów ludności jakiejkolwiek części Austro-Węgier, wyraża ubolewanie, gdyż jest jego najbardziej wyraźnym obowiązkiem zwracać uwagę na oficerów, urzędników i całej ludności królestwa, że na przyszłość będzie kontynuował najwyższą surowość w stosunku do osób, które staną się winne takich działalności, działalności do których zapobieganiu i tępieniu Rząd użyje wszelkich wysiłków.Kolejne postulaty dotyczyły:
- konfiskaty publikacji wrogich Austro – Węgrom
- rozwiązania organizacji popularyzujących nienawiść wobec c. k. monarchii, a w szczególności "Narodnej Obrany"
- usunięcia ze szkół programów nauczania i osób siejących nienawiść do Austro – Węgier
- wykluczenia z wojska i administracji ludzi o antyaustriackich postawach
- umożliwienia współpracy organów rządu austriackiego w ściganiu zamachowców na terenie Serbii
- wszczęcia śledztwa przeciw osobom zamieszanym w zamach Sarajewski i pozwolenia uczestnictwa w jego udziale przedstawicielom monarchii habsburskiej
- aresztowania majora Vojislava Tankosića i Milan Ciganovića
- zakazu nielegalnego handlu bronią i ukarania winnych kontrybucji
- wyjaśnienia antyaustriackich wypowiedzi po zamordowaniu Franciszka Ferdynanda
- poinformowania Austro – Węgier o wykonaniu żądań.
"Europa znalazła się w wymiernej odległości od prawdziwego Armageddonu" - stwierdził po zapoznaniu się z notą austro – węgierską brytyjski premier Herbert Asquith. Część polityków europejskich zrozumiała, że Europa stanęła przed widmem wielkiej wojny. Dla dalszych losów kontynentu najważniejsza była teraz reakcja Niemiec i Rosji, poza Austro – Węgrami, mocarstw najbardziej zainteresowanych sprawą. II Rzesza zaproponowała "lokalizację” konfliktu czyli sprowadzenia go do lokalnego starcia pomiędzy Austro – Węgrami, a Serbią. Rosja zamierzała bezwzględnie poprzeć Serbię, sugerując jej przyjęcie większości słusznych postulatów austro-węgierskich, dotyczących walki z wielkoserbskim terroryzmem, a odrzucenie co najmniej punktów 5 i 6, jako godzących w niezawisłość kraju.
Zarówno rząd serbski, jak i panujący Karadziordziewiciowie nie mogli przyjąć w całości żądań Austrii, gdyż groziłoby to wybuchem buntu antyhabsburgsko nastawionej ludności oraz części wojska. Jednym zdaniem: Serbia musiała wybierać: upokorzenie, albo wojna. Wybrała wojnę. Jeszcze przed udzieleniem odpowiedzi na ultimatum (po południu 25 lipca) ogłoszono w Belgradzie powszechną mobilizację. Zarządzono również ewakuację Belgradu, rząd przeniósł się do odległego o 200 kilometrów Niszu. Mobilizację zaczęła także Rosja, na razie od korpusu kijowskiego.
Serbska odpowiedź na ultimatum dotarła do austro-węgierskiego posła Giesla na czas: dwie minuty przed godziną 18, 25 lipca 1914 roku. Wręczył ją sam premier Pasič. Serbowie sporządzili pismo niby dyplomatyczne i rzeczowe w treści, ale ironiczne i wymijające. Przyjmowali jakoby wszystkie warunki za wyjątkiem 5 i 6, ale w taki sposób, że dyplomacja w Wiedniu musiała ją uznać za szyderstwo. Zgodzili się na przykład na zwalczanie propagandy antyaustriackiej, lecz z powątpiewaniem, że coś takiego w ogóle ma miejsce w Serbii... To nie mogło zadowolić Austro-Węgier. Nie dopuszczenie cesarsko-królewskich przedstawicieli do udziału w śledztwie na terenie Serbii nie dawało żadnej gwarancji, że władze belgradzkie uczciwie wypełnią przyjęte postulaty. Wojna była już nieunikniona. Tylko cesarz Wilhelm II mógł naiwnie stwierdzić: "To wielkie moralne zwycięstwo Wiednia, teraz nie ma powodu do wojny".
Baron Giesl wkrótce po otrzymaniu odpowiedzi wsiadł do pociągu i opuścił Belgrad. Nie było już wątpliwości: Austro-Węgry zerwały stosunki dyplomatyczne z Serbią, wojna wisiała na włosku... 26 lipca ogłoszono w Wiedniu częściową mobilizację, a pełną mobilizację - w Czarnogórze.
Od soboty unosi się widmo wojny nad Europą, które jak potworny nietoperz, olbrzymie swoje skrzydła to zupełnie rozpościera, zaciemniając widnokrąg, to znowu nieco je ściąga i wtedy przepuszcza błyski nadziei pokoju. Nadzieja ta — powiedzmy otwarcie — jest bardzo słaba. Austro-Węgry nie są z pewnością za wojną "a outrance"**, gdyby bowiem takie usposobienie panowało na Ballplatzu w Wiedniu, to po sobotniem odrzuceniu noty austro-węgierskiej przez Serbię, już gabinet wiedeński wypowiedziałby do dzisiaj wojnę, rzucając równocześnie nad Dunaj całe korpusy wojska. Wojny pragnie widocznie Serbia pod parciem oficerów, a wbrew lepszemu przekonaniu jej polityków, którzy już muszą chyba przewidywać pogrom kraju. Jak niepomyślnem jest wojskowe stanowisko Serbii wobec Austryi, świadczy fakt, że natychmiast po wyjeździe posła austryackiego z Belgradu, dwór serbski i wszystkie władze opuściły Belgrad, a nawet wojsko cofnęło się na południe w głąb kraju. Opuszczona i opustoszała stolica Serbii budzi grozę wśród ludności, która uważa to mimowoli za złą wróżbę.Próbowano podejmować jeszcze działania w obronie pokoju. Rząd carski proponował Austrii negocjacje w sprawie serbskiej odpowiedzi na ultimatum, ale Wiedeń odmówił. Próbował także Wilhelm II, zwracając się do swych kuzynów: cara Mikołaja II i do króla Jerzego V. Nadzieją dla Europy miała być lokalizacja konfliktu, ograniczenie go do Austrii i Serbii. Jednak szybko okazało się to political fiction. Pozostawiona sama sobie Serbia poległaby szybko wobec znacznej przewagi militarnej CK Monarchii. Do tego nie mogła dopuścić Rosja, która znów musiałaby przełknąć gorzką pigułkę, jak 6 lat wcześniej, gdy Austria dokonała aneksji Bośni i Hercegowiny, nie licząc się z nikim. Także dla Francji porażka Serbii byłaby problemem. Choć politycy znad Sekwany powtarzali, że nie zamierzają narażać swego kraju dla serbskich interesów, to musieli przecież dbać o zainwestowane w tym kraju własne kapitały i narażać się na brak spłaty pożyczek udzielonych Serbom. Poza tym Francuzi nie widzieli możliwości pokojowego odzyskania swoich prowincji Alzacji i Lotaryngii, utraconych podczas wojny z Prusami w 1871 roku.
Ostatnią nadzieją mógł być w tej sytuacji projekt brytyjskiego ministra spraw zagranicznych Edwarda Greya. Deklarował on Niemcom niechęć Wielkiej Brytanii do wojny, lecz przestrzegał, że wojny nie da się zlokalizować, a jego kraj nie będzie wtedy stał na uboczu. Zaproponował Grey konferencję czterech mocarstw: Anglii, Francji, Niemiec i Włoch, która miałyby doprowadzić do pokojowego rozwiązania konfliktu. Niemcy odmówiły jednak udziału pod pretekstem, że nie wypada pozywać Austrii przed trybunał europejski, gdy to ona jest ofiarą (zamachu sarajewskiego).
Później okazało się, że Wilhelm II mógł odrzucić propozycję pokojową wskutek przekonania, że Wielka Brytania w razie wojny pozostanie neutralna. Taką informację otrzymał od swego młodszego brata, księcia pruskiego Henryka, który rozmawiał o tym z królem Wielkiej Brytanii, Jerzym V. Niefortunna rozmowa odbyła się 26 lipca i była jednym ważnych czynników, które zdecydowały o dalszych losach Europy i świata. Z powodu tej niefortunnej rozmowy Niemcy przez całą wojnę będą uważać Anglików za wiarołomnych zdrajców. W tym samym dniu w Petersburgu uchwalono rozpoczęcie mobilizacji wojsk na zachodzie i południu Rosji.
27 lipca już nikt nie miał złudzeń, rząd w Wiedniu ogłosił stan wyjątkowy w całej C.K. Monarchii. Zawieszono wolność osobistą i tajemnicę korespondencji, wprowadzono kontrolę połączeń telekomunikacyjnych oraz wzmocniono cenzurę mediów. Ponadto ustawy wyjątkowe doprowadziły do zamknięcia parlamentu i sejmów krajowych. Rozpoczęła się mobilizacja przeciw Serbii.
We wtorek 28 lipca rząd cesarsko-królewski ogłosił wypowiedzenie wojny wobec Serbii. Nota podpisana przez ministra Berchtolda brzmiała następująco:
Królewski Rząd Serbii nie odpowiedział w sposób satysfakcjonujący na notę z 23 lipca 1914 roku, przedstawioną przez austro-węgierskiego Ministra w Belgradzie. Cesarski i Królewski rząd jest zmuszony sam zajmować się ochroną swoich praw i interesów, i, co jest tego wynikiem, musi uciec się do siły broni. W rezultacie, Austro-Węgry uznają się odtąd za będące w stanie wojny z Serbią.Te samego dnia następuje częściowe mobilizacje: rosyjska przeciw Austro-Węgrom oraz belgijska.
29 lipca wojska austriackie zaczynają działania wojenne, ostrzeliwując Belgrad znajdujący się po drugiej stronie Dunaju. Cesarz Franciszek Józef ogłasza manifest dla poddanych:
Manifest Najjaśniejszego Pana. W wielkiej historycznej godzinie Najjaśniejszy Pan zwraca się do swoich wiernych ludów, wzywa je do obowiązku, pełnego ofiar, odwagi, pogardy śmierci, celem utrzymania państwa. Zionący nienawiścią wrogowie Austrii nie chcieli uczynić zadość sprawiedliwym i umiarkowanym żądaniom Monarchii, nie chcą wyrazić żalu i dać rękojmię pokojowego sąsiedztwa. W tej sytuacji, według Najwyższej Woli, miecz ma powiedzieć ostatnie słowo. Ta narzucona Monarchii wojna jest dobra i sprawiedliwa, a błogosławieństwo Boże będzie po naszej stronie. Manifest cesarski znajdzie echo radosne w jednym, pełnym mocy, daleko brzmiącym okrzyku: Boże wspieraj ukochanego Cesarza, Boże ochroń drogą ojczyznę!
Bóg nie dosłyszał chyba próśb sędziwego cesarza, następnego dnia Rosja wypowiada Austro-Węgrom wojnę. Rozpoczyna się ostatni akt imperium Habsburgów....
* * *
*Irredenta, irredentyzm – ruch polityczny i społeczny, dążący do połączenia w jeden organizm państwowy ziem zamieszkiwanych przez podobne grupy etniczne.
**wojna w nadmiarze z użyciem maksimum środków, aż do założonego skutku - dość popularna filozofia wojenna przed I wojną światową.
Dziękuję za powyższy artykuł, niesamowicie ciekawie opisane początki traktowanej jeśli nie po macoszemu, to cokolwiek lekceważąco I Wojny Światowej. Ciekawi mnie na ile jesteśmy zdolni wyciągnąć wnioski z zaostrzania retoryki bogojczyźnianej, dzwonienia szablą i wybijania nacjonalizmów równe sto lat po tej straszliwej rzezi. Bo daleki jestem od posępnych nastrojów, ale powoli widać że beczka prochu zaczyna sie napełniać.
OdpowiedzUsuńDziękuję jeszcze za raz za bardzo przyjemną lekturę.
Dziękuję za sympatyczny i rzeczowy komentarz. Co do wyciągania wniosków historii, to można z jednej strony być optymistą, bo powstała Unia Europejska i większość narodów nauczyła się rozwiązywać konflikty na drodze pokojowej, z drugiej istnieją na terenie Europy kraje, które prowadzą politykę na sposób XX i XIX-wieczny i liczą, że niemrawe demokracje europejskie dadzą się zastraszyć... Strach pomyśleć, co by było, gdyby Polska nie była w UE i NATO. Czy Ukraina anno 2014 nie stałaby się Bośnią sprzed 100 lat, ogniskiem zapalnym światowego konfliktu?
OdpowiedzUsuńDziś święto a lodów nie dawali? http://www.almoc.pl/img.php?id=2163
OdpowiedzUsuńMiały być lody syberyjskie, ale nie dotarły...
OdpowiedzUsuń