niedziela, 17 sierpnia 2014

Bolszewik, choćby i w psiej budzie

"Fałszywa historia jest mistrzynią fałszywej polityki” - napisał prawie 150 lat temu historyk Józef Szujski. Zdanie to do dziś nic nie straciło ze swojej aktualności. I doskonale wyjaśnia dlaczego jakość polityki polskiej jest tak marna...

Co roku, 15 sierpnia przypomina się rodakom o cudzie, który miał rzekomo zdarzyć się w 1920 roku pod Warszawą. Ówczesne zwycięstwo nad bolszewikami zostało powszechnie uznane za jedno z najważniejszych zbrojnych starć w historii Europy. Mimo to, do dziś nie wyjaśniono Polakom, co wtedy faktycznie się zdarzyło. Zdaje się nawet, że nikt nie jest tym specjalnie zainteresowany... Nadal za aktualne uważane są opowieści, jakie zawarł w swoich pamiętnikach kardynał Aleksander Kakowski. Oto co pisał na temat tzw. cudu nad Wisłą:
Mówmy prawdę. Armia polska została pobita przez bolszewików i cofała się w nieładzie, rozbita na drobne oddziały. Żołnierze rzucali broń, amunicję, mundury, nawet buty i uciekali rozproszeni i przerażeni. Niestety, to samo trzeba powiedzieć o oficerach. Generał Iwaszkiewicz podobno połamał kilka kijów na ich karkach. Tylko kilkadziesiąt tysięcy armii południowej cofało się w porządku. Sformowanie naprędce około 80-tysięcznego korpusu ochotniczego pod dowództwem Józefa Hallera dopomogło do zreorganizowania armii polskiej. Warszawa była zagrożona, zagrożony byt Polski. Powstał ogólny popłoch. Dyplomacja opuściła Warszawę i przeniosła się do Poznania, z wyjątkiem nuncjusza apostolskiego. Stoczono bitwę o posiadanie Warszawy.
Od lewej: "upadły na duchu" Piłsudski, prymas Kakowski - zbawca ojczyzny oraz nuncjusz Ambrogio Ratti - późniejszy papież Pius XI. Źródło: Rzeczpospolita
Huk armat od strony Radzymina obijał się o uszy, kiedy złożył mi wizytę generał Weygand*. Uspokajał mię i opowiadał szczegóły planu boju, podług którego armia bolszewicka miała być pokrajana na kilka części. "Musi to być dobry plan, rzekłem, kiedy go naszkicował szef sztabu generała Focha". "To nie mój plan, rzekł, to plan Sztabu Generalnego polskiego. Ja go przejrzałem, pochwaliłem i tylko nieliczne poprawki w nim poczyniłem". Przyjemnie mi było słuchać, jak jeden z najwybitniejszych generałów francuskich z uznaniem wyrażał się o pracy dowództwa polskiego, a przykro mi było, gdy sami Polacy z uporem wciąż powtarzali, że to był plan cudzy. Weygand był pewien zwycięstwa armii polskiej, o ile każdy z generałów spełni swoje zadanie. Z ubolewaniem opowiadał mi, jak generał Dowbór-Muśnicki, któremu Piłsudski powierzył na prośbę jego odcinek południowy, nie przyjął powierzonej sobie misji. "U nas, mówił, wszyscy generałowie oddali się na usługi Ojczyzny, bez względu na przynależność partyjną i na wyznaczone sobie stanowisko".
Doniesiono mi, że Piłsudski upadł na duchu i że chce się ze mną widzieć przed wyjazdem na front. Udałem się do niego. Przygnębiony wypadkami nie stracił jeszcze nadziei. Upadek ducha żołnierza i oficerów przypisywał bezczynności kapelanów wojskowych. "Kapelanów, dobrych kapelanów dla armii" wołał, "którzy by szli w szeregach razem z żołnierzem, w okopach podnosili go na duchu". Spełniłem życzenie Piłsudskiego i ogłosiłem wezwanie do duchowieństwa. Usłuchano wezwania mojego i innych biskupów.

Księża stanęli w szeregach, jedni jako kapelani, inni jako sanitariusze. Szczególniej młodzież seminariów duchownych poszła z zapałem do szeregów. Między innymi poszedł i ks. Skorupka, młody i pięknej powierzchowności kapłan, który jeszcze piękniejszą miał duszę. Ks. Skorupka zwrócił się do mnie z prośbą, abym mu pozwolił pójść na front razem z batalionem młodzieży gimnazjalnej warszawskiej, w którym znajdowała się jego szkoła. "Zgadzam się, rzekłem, ale pamiętaj, abyś ciągle przebywał z żołnierzami w pochodzie i w okopach, a w ataku nie pozostawał w tyle, ale szedł w pierwszym rzędzie". "Właśnie dlatego, odrzekł, chcę iść do wojska".

W bitwie pod Osowem młodociany żołnierz nie wytrzymał ataku i zaczął się cofać. Cofali się oficerowie i dowódca pułku. Wtedy ks. Skorupka zebrał koło siebie kilkunastu swoich chłopców i z nimi poszedł naprzód. Widząc cofającego się dowódcę pułku, krzyknął do niego: "Panie pułkowniku, naprzód!. "A ksiądz?" - zapytał pułkownik. "Panie pułkowniku, za mną!", "Chłopcy za mną!" Poszli naprzód. Wielu poległo; padł rażony granatem i ks. Skorupka. Dlaczego tak podnoszą i gloryfikują śmierć ks. Skorupki przed wszystkimi innymi ofiarami wojny? Chwila śmierci ks. Skorupki jest punktem zwrotnym w bitwie pod Osowem i w dziejach wojny 1920 roku. Do tej chwili Polacy uciekali przed bolszewikami, odtąd uciekali bolszewicy przed Polakami. Nie dla innych przyczyn, ale dlatego właśnie cały naród czci ks. Skorupkę jako bohatera narodowego. Szczegóły śmierci ks. Skorupki opowiadali mi młodociani żołnierze, których odwiedziłem w szpitalu, jako rannych.

Bolszewicy wzięci do niewoli opowiadali znowu, że widzieli księdza w komży i z krzyżem w ręku, a nad nim Matkę Boską. Jakżeż mogli strzelać do Matki Boskiej, która szła przeciwko nim. Ten moment kulminacyjny w bitwie pod i Warszawą nazwano tegoż dnia "cudem nad Wisłą". Inne, zachowane źródła podają, iż wielu czerwonoarmistów biorących udział w Bitwie Warszawskiej opowiadało, że uciekło z pola walki ze strachu przed potężną, niebieską husarią, która pojawiła się nad ranem 15 sierpnia 1920 roku nad Wólką Radzymińską, a której dowodziła tajemnicza kobieta przypominająca z opisu Maryję. Bolszewiccy dezerterzy, nie bacząc na konsekwencje swojej dezercji błagali okolicznych rolników o zgodę na ukrycie się w ich zagrodzie, choćby i w psich budach.
Ówczesny prymas Kakowski należał do jednych z wybitniejszych postaci nie tylko kościoła, ale i polskiej polityki. W latach 1917-1918 był przewodniczącym Rady Regencyjnej, która tworzyła podstawy polskiej państwowości i w listopadzie 1918 roku przekazała władzę Piłsudskiemu. Ale przypisywanie sobie pośredniej roli zbawcy ojczyzny i chrześcijańskiej Europy (recenzowanie planu bitwy, podnoszenie na duchu Piłsudskiego, zorganizowanie oddziału walecznych kleryków) zakrawa na niezdrową megalomanię. Rola, jaką przypisywał księdzu Skorupce i modłom narodu o błogosławieństwo dla ojczyzny oraz bajka o niebieskich hufcach Maryji, to nic innego, jak kolejny krok na drodze do państwa religijnego.

Cud nad Wisłą - obraz Jerzego Kossaka z 1930 r.
Kardynał Kakowski uważał, że katolicyzm w Polsce powinien mieć miejsce dominujące. Zdecydowanie przeciwstawiał się równouprawnieniu innych wyznań. Sprzeciwiał się też ślubom i rozwodom cywilnym. Wskutek prowadzonej przez niego kampanii upadł projekt ujednolicenia prawa rodzinnego w II RP, opracowany przez Komisję Kodyfikacyjną. Projekt ten zakładał bowiem świecki charakter małżeństwa oraz równouprawnienie kobiet i mężczyzn.

W sytuacji, gdy wskutek usilnych działań kleru katolickiego Matka Boska "ratuje" po raz kolejny zagrożoną ojczyznę, nikt nie może mieć wątpliwości dlaczego Konstytucja Marcowa określi wyznanie rzymsko-katolickie, jako równiejsze wśród równych. Bo jest „religją przeważającej większości narodu”. Nieprzypadkowo, po "cudzie nad Wisłą" wrócono do niewypełnionych planów wybudowania Świątyni Opatrzności Bożej. Przeważająca większość narodu uwierzyła w opowieści swoich pasterzy, że:
Matka Łaskawa pojawia się na niebie przed świtem, jej monumentalna postać, wypełnia swoją Osobą całe ciemne jeszcze niebo. Ukazuje się odziana w szeroki, rozwiany płaszcz, którym osłania stolicę. Zjawia się w otoczeniu husarii, polskiego zwycięskiego wojska, które pod Wiedniem z hasłem "W imię Maryi” rozegnało pogańskie watahy. Matka Boża trzyma w swych dłoniach jakby tarcze, którymi osłania miasto Jej pieczy powierzone.**
Niektórzy pasterze podają nawet szczegóły tej niebiańskiej interwencji:
Bogurodzica, groźna jak zbrojne zastępy, pojawiła się na nocnym niebie w chwili, gdy porucznik Stefan Pogonowski wraz ze swoim batalionem znienacka zaatakował pozycje bolszewików. Sołdaci, obudzeni w środku nocy niespodziewaną strzelaniną, struchleli, widząc kobiecą postać unoszącą się na niebie ponad atakującymi Polakami. Jej szeroki, granatowy płaszcz powiewał na wietrze, odcinając się smugami światła od czarnego nieba. Jego poły zasłaniały stanowiska Polaków i znajdującą się za nimi Warszawę. Chaotyczna strzelanina nie trwożyła zawieszonej na niebie Postaci. Co więcej, dostrzeżono, że Niebiańska Osoba jakby wychyla się to w jedną, to w drugą stronę i odrzuca czy też odbija lecące w Jej stronę – czyli w kierunku Polaków – pociski! Osłupieli ze zgrozy bolszewicy obserwowali, jak odrzucone przez Niewiastę kartacze eksplodują tam, gdzie znajdowały się ich odwody!

Ksiądz Zdzisław Król przytoczył świadectwo gospodyni ze wsi pod Radzyminem, u której nieprzytomny z przerażenia krasnoarmiejec szukał kąta do ukrycia się. Wstrząśnięty mówił, że widział na własne oczy, jak „Matier Bożja brasala puli!” Matka Boża rzucała (odrzucała) pociski! Bolszewicy byli ludźmi twardymi, nie ulegali lękom. Jednak widok majestatycznej postaci Bogurodzicy, jakby zawieszonej na niebie, wywołał wstrząs. Obudził zagłuszone sumienia i… wiarę. A sumienia te, które teraz, w obecności Najświętszej Dziewicy doszły do głosu, wołały, oskarżały i przypominały o popełnionych niegodziwościach, mordach, gwałtach i okrucieństwach! Każdy z nich czuł, że powinien paść na twarz, by oddać Matce Bożej cześć, by błagać o wybaczenie straszliwych win, by żebrać o zmiłowanie! Jednocześnie serca przepełniała trwoga! Uczucie to przeważało i bolszewicy, ogarnięci panicznym strachem, uciekali na łeb, na szyję, porzucając tabory, działa i amunicję. Nikt z krasnoarmiejców nie myślał o konsekwencjach ucieczki z pola walki, nikt nie lękał się sądu polowego. Wszyscy śmiertelnie bali się Maryi!***
Nie mówią tylko pasterze, co stałoby się, gdyby bolszewickie watahy nie wystraszyły się jednak Matki Boskiej i jej hufców. Jakiej broni użyłaby wtedy Maryja? Strzał ognistych, laserowych promieni czy tylko cudownych medalików, masowo rozdawanych przez Rycerzy Niepokalanej księdza Kolbego?

W powszechnej świadomości Polaków na temat bitwy warszawskiej z 1920 roku funkcjonują tylko mity. Dla bardziej religijnych rodaków opowieść o cudownym wstawiennictwie Maryji, dla bardziej racjonalnych - legenda o geniuszu militarnym marszałka Piłsudskiego. Pierwszy mit służy kościołowi katolickiemu do udowodnienia niezbędności jego przewodniej roli w narodzie. Legendy legionowo-piłsudczykowskie wykorzystują zaś politycy różnej maści, żeby uwiarygodnić jakoś swój patriotyzm, nie dość widoczny w czynach.

Historia nauczycielką życia jest. Jeśli ponad połowa narodu wierzy, że zmarła 2000 lat temu Żydówka jest obrończynią polskiej racji stanu, a politykę polską robią ludzie, którzy liczą na wsparcie hufców niebieskich Maryji, to z tym narodem nie jest dobrze...
Kiedy spostrzegła bogini, o jasnych oczach Atena, że tak padają Argiwi gęsto w spotkaniu zażartym, zaraz ze szczytów Olimpu pośpiesznie na ziemię spłynęła w stronę świętego Ilionu...****
Z boską pomocą spłynęła, oczywiście, 30 wieków temu...


*Maxime Weygand - generał armii Francuskich Sił Zbrojnych, od marca 1918 szef Sztabu Generalnego, w latach 1920-1922 szef misji wojskowej w Polsce.

**Fronda.pl: Jak Matka Boża ukazała się bolszewikom w 1920 roku.

***Ks. dr Józef Maria Bartnik, Ewa Storożyńska: "Matka Boża Łaskawa a Cud nad Wisłą – dzieje kultu i łaski".

****Homer: Iliada - fragment.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz