poniedziałek, 26 maja 2014

Torebki i parasola niedola

Woda lała się ludziom za kołnierze i do butów, a wichura bezczelnie wyrywała z rąk parasole... Kto lubi takie dni...?

W niedzielę 17 lutego 1935 roku nad Łodzią szalały huragany i ulewy. Wszystkie okoliczne rzeczki powylewały, przypominając łodzianom o swoim istnieniu. W czasie największej zawieruchy ulicą Rzgowską szła w stronę torów kolejowych elegancka kobieta. Nigdy już nie dowiemy się dlaczego Helena Kowalewska wybrała się na przechadzkę w taką pogodę. Była mieszkanką Kielc, a do Łodzi przyjechała z wizytą do krewnych mieszkających przy ulicy Pryncypalnej. Historia, która przydarzyła się jej była niezwykła...
dziewczyna z parasolem
Pani Helena, chcąc osłonić się od deszczu, wpadła na niefortunny pomysł otwarcia parasola. Ale ledwie go odemknęła, wiatr zaczął nim szarpać z ogromną siłą. Kobieta, rzucana z jednego krańca chodnika na drugi, wystraszyła się, że wicher porwie ją razem z tą jej wątpliwą osłoną. Nie mogąc w żaden sposób poradzić sobie jedną ręką, spróbowała uwolnić drugą, zawieszając torebkę na rączce parasola. Mocowała się z huraganem przez chwilę, aż potężny podmuch ją przewrócił. Wyrwany z rąk parasol poszybował wysoko, ponad domy, z torebką uwieszoną u rączki.
Na próżno Kowalewska goniła fruwającą zgubę. Kiedy stwierdziła, że nie ma szans na jej odzyskanie, zrezygnowana wróciła do krewnych. Bez parasola, bez torebki i bez 15 złotych, które w niej miała. Kobieta, poszkodowana w ten niezwykły sposób przez siły natury, musiała pogodzić się ze stratą.

pelerynka z celofanuLos jednakże zgotował jej kolejną niespodziankę, tym razem zaskakująco miłą. Otóż, po dwóch dniach w mieszkaniu przy ul. Pryncypalnej zjawił się wieśniak spod Rzgowa. Przyszedł z torebką i parasolem Kowalewskiej w ręku. Okazało się, że parasol, uniesiony przez wicher poszybował aż pod cmentarz wojenny koło Rzgowa i tam dopiero wylądował. W poniedziałek znalazł go przypadkowy i (trzeba przyznać!) dość niezwykły przechodzień. Ustaliwszy z listu, który znalazł w torebce, adres Kowalewskiej, następnego dnia ten uczciwy człowiek odniósł znalezisko na Pryncypalną. I nawet nie chciał podać swojego nazwiska...

Wiek XX, wiek okrutnych wojen i bezprzykładnych grabieży miał i takie mikro sensacje. Cóż z tego, że nieodkryte przez niezmordowanego redaktora Wołoszańskiego? Mają one swoją wartość, gdyż optymistycznie dowodzą, że wśród ludzi trafiają się jednostki, które bez względu na stan umysłu i portfela, są w stanie działać według starej zasady: Czyń innym tak, jak chciałbyś, aby oni czynili tobie...

Źródło: "Ilustrowana Republika" 20 lutego 1935 [środa].

4 komentarze:

  1. ~`jakże tu klimacztycznie~`będę tu bywać~`

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesław Klimczak8 czerwca 2014 14:50

    miło czytać takie opinie, zapraszam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciepły tekst w deszczowe popołudnie. Ale są także inne... http://tu-ila.blogspot.com/2015/03/promenada.html

    OdpowiedzUsuń