Depesza Macocha
Z najbliższej stacji pocztowo-telegraficznej, Proszowic, Macoch wysłał do swego przyjaciela Izydora Starczewskiego zakonnika jasnogórskiego, telegram następującej treści; "Jutro rano dziewięć bądź na stacji. Dyzio". O tym, że Starczewski otrzymał powyższy telegram, dowiedział się potajemnie policmajster miasta Częstochowy, Czesnakow i tegoż dnia o czwartej po południu wybrał się do klasztoru, ale po drodze spotkał jadącego do miasta Izydora Starczewskiego, który na pytania Czesnakowa, odpowiedział, że o miejscu pobytu Macocha nic nie wie, telegram zaś otrzymał rzeczywiście, ale od swego brata, buchaltera kasy w mieście Kole, gub. Kaliskiej, Dionizego Starczewskiego. Tejże samej nocy wszakże, na powtórnym badaniu, zeznał, że telegram był od Macocha.Macoch w Łazach
Pozostało niewyjaśnione, dlaczego Damazy Macoch nie zjawił się na stacji w Częstochowie w tym czasie, który sam naznaczył, ale pokazał się 23 września o g. 7 min.30 rano na stacji Łazy, kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. O tej porze przybywa tam pociąg pasażerski. W Łazach Macoch wstąpił do swego znajomego aptekarza, Antoniego Krawczyńskiego i zabawił tam 20 minut, oświadczając, że jedzie na kurację do wsi Niegowonice w powiecie Będzińskim, gdzie ksiądz miejscowy rzeczywiście leczy jakimiś ziołami. Przez cały ten czas Macoch drżał czegoś, ale kiedy Krawczyński częstował go herbatą gorącą, wymówił się od przyjęcia poczęstunku i prosił, żeby go jak najprędzej przeprowadzić do wsi Młynek, leżącej na drodze ku Niegowonicom. Wyszedł piechotą, niosąc w ręku niewielką walizkę. Po drodze wypytywał Krawczyńskiego, jak daleko do miasta Olkusza, kiedy pociąg pocztowy przychodzi do Łaz, kiedy i jakie tam przychodzą gazety. Za wsią Młynkiem Krawczyński pożegnał Macocha i wrócił do domu, a dopiero około godz. 2 po południu dowiedział się z gazet, że Macoch jest podejrzewany o zabójstwo i poszukiwany przez władze. Zaraz więc zawiadomił miejscowe władze policyjne o przybyciu Macocha do Łaz i skierowania się do Niegowonic.Szukanie drogi do ucieczki
Około g. 9 z rana Macoch był u księdza Pawła Czapli, proboszcza w Niegowonicach i prosił o wynajęcie mu koni do Olkusza, mówiąc, że chce u tamtejszego lekarza zasięgnąć rady w cierpieniu sercowym. Był w okularach, których przedtem nigdy nie używał i miał na sobie nie biały habit pauliński, ale czarną sutannę. W tym czasie właśnie przyjechano po księdza Czaplę, ażeby udzielił duchownej pomocy choremu w Błędowie. Ponieważ wieś Błędów leży na drodze do Olkusza, więc Macoch uprosił księdza Czaplę, żeby pozwolił mu tam pojechać w zastępstwie. Zabawił Macoch w Niegowonicach nie więcej niż 20 minut. Do Olkusza zajechał około godz. 1 z południa, wziął na rynku dorożkę Himpela Urmana, zajechał przed restaurację Bolesława Piechockiego i posłał Urmana do restauracji po butelkę wódki. W restauracji otrzymano już wychodzące w Sosnowcu gazety "Kuryera Zagłębia" i "Iskrę" z d. 23 września, zawierające wiadomość sensacyjną, że otomana ze zwłokami, znaleziona w Zawadach, była wywieziona tam z klasztoru jasnogórskiego, że zabójcą był ksiądz paulin Damazy Macoch, a zabitym francuski detektyw, który przybył do Częstochowy i wykrył sprawców kradzieży sukienki perłowej z cudownego obrazu Matki Boskiej. Goście restauracyjni, między którymi był referent biura powiatowego w Olkuszu Jan Banasik, zawiązali o tym rozmowę, a brali także w niej udział restaurator Bolesław Piechocki i bufetowa Waleria Majcher.Ta ostatnia wyraziła wątpliwość, oświadczając, że zna dobrze księdza Damazego Macocha, nieraz się spowiadała u niego i zawsze wydawał jej się wielce pobożnym. Piechocki usłyszał turkot zajeżdżającej bryczki Himpela Urmana, wyjrzał przez okno, a zobaczywszy księdza w dorożce, wypowiedział pod jego adresem jakieś jadowite słowo. Usłyszawszy, że ksiądz przyjechał, Waleria Majcher pobiegła do okna i osłupiała.
- Matko Boska! - krzyknęła - a toż ksiądz Damazy Macoch, o którym piszą?
Wszyscy rzucili się do okna, zaczęli rozmawiać o tym, że trzeba zaraz dać znać na policję, bo inaczej Macoch może się ukryć. Ale wdał się w to Piechocki, powiedział, że wiadomość gazeciarska jeszcze wymaga sprawdzenia i jeżeli teraz Macoch będzie aresztowany, to będą uważali Piechockiego za łapacza i przestaną uczęszczać do jego restauracji.
Pierwsza pogoń
Podczas tej rozmowy wszedł do restauracji Urman, poprosił o butelkę wódki za 60 kopiejek, a gdy mu odmówiono, kupił wódkę w pobliskim sklepie skarbowym, podał ją Macochowi, siadł na kozioł i wyjechał. Bryczka potoczyła się w poprzek plantu kolei żelaznej, a następnie przez szosę skierowała się ku punktowi przejściowemu w Niesułowicach, na granicy austriackiej. Wtedy dopiero Banasik pośpieszył do biura powiatu i zameldował o wypadku naczelnikowi powiatu Łabudzińskiemu, który już pierwej przeczytał był numer "Iskry" z 23 września. Niezwłocznie zarządzono pogoń, która jednakże cały trakt aż do punktu przejściowego przebywszy nie spotkała Macocha. Ten bowiem, o kilka wiorst za Olkuszem, skręcił do wsi Żurady, gdzie Urman zawiózł go do przemytnika Wincentego Wadasa.Kiedy Macoch umawiał się z przemytnikiem o przeprowadzenie przez granicę, nadeszło kilku włościan, z którymi już poprzednio umówił się Wadas co do przeprowadzenia ich przez granicę. Wybierali się tam po spirytus, Macoch zaś powiedział Wadasowi, że mu pilno jechać zagranicę do lekarza i z tej przyczyny, nie może tracić czasu w oczekiwaniu na paszport. Za przeprowadzenie dał mu 10 rubli, tyleż dał Urmanowi za przejazd, i jeszcze dołożył mu rubla za podwiezienie do granicy. Wszyscy inni poszli piechotą i złączyli się dopiero w lesie pogranicznym. Około 4 po południu przeszli z Wadasem granicę i zaszli do wsi Płoki. Tam w oberży niejakiego Stachera, Macoch ugaszczał wszystkich, sam zaś, z radości, że jest już w Austrii, nie mógł z początku ani jeść, ani pić, tylko się pomodlił. Później napił się wódki, najął wóz włościański, pojechał do stacji Trzebini i przenocował w hotelu Berty Gelinger, na której zrobił takie wrażenie, jakby kogoś oczekiwał, bo wzburzony chodził po swej izbie, spoglądając wciąż przez okno ku stacji. Nazajutrz około godziny 1 po południu poszedł na dworzec kolejowy.
Zastawione sidła
Gdy Urman wrócił do Olkusza, policja dowiedziała się od niego, że Macoch już jest w Austrii. Naczelnik powiatu, Łabudziński, telegrafował natychmiast do dyrektora policji krakowskiej z prośbą o aresztowanie Macocha, oskarżonego o zabójstwo i świętokradztwo. Przyjechał też do Olkusza pomocnik komisarza policji częstochowskiej, Arbuzow i przywiózł fotografię Macocha. Między innymi oglądał tę fotografię Marceli Testewicz, sekretarz magistratu olkuskiego i podjął się wycieczki do Austrii na poszukiwanie Macocha.24 września Testewicz, w czapce mundurowej, pojechał z trzema towarzyszami do stacji Trzebinia. Stał tam już pociąg, mający wyruszyć do Krakowa. Na peronie Testewicz ujrzał księdza, siedzącego na ławce z gazetą w ręku, a podobnego do Macocha. Zobaczywszy urzędnika rosyjskiego, ksiądz rzucił gazetę i wskoczył do pociągu. Testewicz nie miał już wątpliwości, że to Macoch. Powiedział o tym nadkonduktorowi pociągu i telefonem dał znać policji krakowskiej. Kiedy pociąg przybył do Krakowa, oczekiwano tam Macocha i zatrzymano, jak tylko wyszedł na peron. Badany przez komisarza policji, przyznał się że on jest Macoch i że popełnił zabójstwo w klasztorze częstochowskim. Podczas rewizji znaleziono przy nim dowody osobiste, w ich liczbie paszport zagraniczny, wydany w roku 1909 przez gubernatora radomskiego, paszport na podróżowanie wewnątrz kraju, wydany tegoż roku przez wójta gminy Drzewica i około 400 rubli gotówką. Badany przez komisarza policji Jasińskiego, po co przybył do Krakowa, Macoch oświadczył, że miał. zamiar oddać się w ręce władz rosyjskich, ale chciał pierwej nabyć w Krakowie odzież cywilną, dopiero wyjechać do Warszawy i tam stawić się u gubernatora warszawskiego. Teraz zaś, ponieważ dopuścił się zbrodni, więc chce ze skruchą uczynić zeznanie, aby ulżyć swemu sumieniu i oczyścić się w oczach współziomków.
* * *
O przebiegu procesu przed sądem w Piotrkowie i wydanych wyrokach - już wkrótce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz