Część V - Kaukaski kindżał z Sędziejowic
O bitwie tej [pod Sędziejowicami-przyp. WK] podaję tutaj niektóre szczegóły, pochodzące od tych, którzy w niej udział przyjmowali. Otóż oddział młodych Rosjan z pośród elity wojskowej w Warszawie wybrał się na ochotnika przeciw powstańcom w Kaliskie. Byli tam młodzi ludzie z arystokracji, był Groten, syn znanej w swoim czasie przełożonej instytutu żeńskiego w Puławach. Oddział cały liczył podobno 40-50 ludzi.
W okolicach Zduńskiej Woli i Widawy działali przeciw małemu oddziałowi polskiemu Magnuskiego. W przekonaniu, że właśnie z tym nielicznym oddziałkiem mają do czynienia, wpadli na wiele liczniejszy obóz Taczanowskiego. Zamknęli się na cmentarzu, gdzie się dzielnie bronili. Piechocie naszej, której większość uzbrojona była w kosy, niebardzo się udało w tej walce i dopiero oddział oficerów polskich, zebranych na ochotnika, opanował sytuację i rozbił Rosjan.
Piechota działać zaczęła dopiero wtedy, gdy już nasi oficerowie ochotnicy zdobyli cmentarz. Rosjanie, z wyjątkiem bodaj dwóch, których wyratowali od śmierci oficerowie w chwili, gdy spaść miały na nich kosy, wyginęli na miejscu. Jeszcze w wiele lat potem w Poznańskiem u Jana Parczewskiego, brata Walentego Parczewskiego, widywałem odziedziczony po nim zdobyty wówczas piękny kaukaski kińdżał, który z pod Sędziejewic pochodził. Po tej bitwie obóz Taczanowskiego, z wyjątkiem oddziału Parczewskiego, który chwilowo tylko był z nim połączony i wrócił na powrót w Łęczyckie, ruszył w stronę Częstochowy.
W parę dni później stoczona została nieszczęśliwa bitwa pod Kruszyną. Przemagające siły rosyjskie, które z kilku stron nadciągnęły, wzięły górę nad naszymi. Oddział Taczanowskiego został rozbity. Piechotą naszą w tej bitwie dowodził Franciszek Kopernicki. O nim słów kilka. Pochodził z rodziny polskiej na kresach południowo-wschodnich. Był rodzonym bratem antropologa i profesora krakowskiego Izydora oraz znanego w Warszawie pedagoga Walerego. Żonaty był z Gillerówną, siostrą Agatona Gillera i Stefana, znanego pod pseudoninem Stefana z Opatówka, poety i nauczyciela gimnazjum w Kaliszu. Po upadku powstania zamieszkał stale w Stanisławowie. Siostra jego, wdowa po Szczęsnym Miłkowskim, zesłańcu na Syberię po r. 1863, jest babką p. Grzybowskiego, obecnego posła Rzeczypospolitej Polskiej w Pradze Czeskiej.
Po nieszczęśliwej bitwie pod Kruszyną większy oddział piechoty już się nie sformował. Taczanowski ustąpił z widowni wojennej. Z rozbitej kawalerji jego zorganizował się nieco większy oddział, ale już niedorównywujący temu, jaki był przedtem. Skład oficerski był także odmienny od poprzedniego. Oddziałem tym dowodził pułkownik Matusewicz, podobno z
wojska rosyjskiego. Oddział ten został rozbity pod Rudnikami w Wieluńskiem. Wiem o tem z opowiadania owego Józefa Skonieczki z Wodzierad, który w bitwie tej został ranny. Od czasu bitwy pod Kruszyną w naszej najbliższej okolicy widziałem już tylko jeden nieliczny oddział kawalerji i to znowu w Kwiatkowicach. Nie pamiętam jego dowódcy, wśród oficerów został mi w pamięci tylko jeden - Pstrokoński. Natomiast często w naszych stronach przechodziły małe piesze oddziały, zatrzymując się w Wodzieradach. Liczyły one zwykle nie więcej jak kilkudziesięciu ludzi, uzbrojonych w sztucery z bagnetami. Nazywano je niekiedy oddziałami żandarmów wieszających z powodu, iż zadaniem ich między innemi było tępienie szpiegostwa i denuncjacji. Oddziały te pamiętam jakoś ku końcowi lata i w początkach jesieni. Jednym dowodził wspomniany już kilkakrotnie Tyc. Innym - Rybiński, starszy człowiek, z siwizną na głowie, o którym mówiono, że walczył już w czasie rewolucji 1830 roku. On także to potwierdzał.
Jakiś oddział, ale nie pamiętam już pod czyjem dowództwem, rozwiązał się w Wodzieradach i broń w lesie zakopał. Musiało to być już ku końcowi ruchu zbrojnego. W pamięci pozostał mi najlepiej oddział, a raczej tylko jego dowódca Birtus. Ojciec, a z nim także i ja zostaliśmy późno w nocy, gdy jeszcze było ciemno, przebudzeni w oficynie, w której sypialiśmy. Zbudzony zobaczyłem, że Birtus, dziwnie sympatyczny mężczyzna w okularach, siedząc przy łóżku ojca, wypytywał go o różne szczegóły, o miejscowości sąsiednie, o drogi, o to, czy są wpobliżu Rosjanie. Jakby to wczoraj było, pamiętam doskonale, że przez chwilę wziął w rękę świeży numer Tygodnika Ilustrowanego, leżący przy łóżku ojca, rzucił okiem na rycinę, przedstawiającą Adama Śmigielskiego i zrobił z jej powodu krótką uwagę. Zatrzymać się dłużej z swym oddziałem, który stał przed dworem lub na podwórzu, mimo gotowości ojca, aby oddział ugościć, nie chciał. Ruszył w drogę i wkrótce dowiedzieliśmy się, że w odległości jakich 15 kilometrów od Wodzierad, w kierunku północno-zachodnim, między Małyniem a Jeżewem został rozbity. Birtus, wzięty do niewoli, został prawie natychmiast w Łodzi rozstrzelany. Był Ślązakiem z Księstwa Cieszyńskiego, prawdopodobnie pochodził z Jabłonkowa, gdyż w wiele późniejszych latach podczas wędrówki po Księstwie Cieszyńskiem zobaczyłem w Jabłonkowie na szyldach kupieckich bardzo liczne nazwisko Birtusów.
Ostatni raz uzbrojonych powstańców w r. 1863 widziałem już w późnej jesieni. Było to w nocy. Do pokoju matki w dworze, w którym i ja spałem, weszło dwóch uzbrojonych powstańców. Jeden robił wrażenie oficera, a w każdym razie inteligenta. Przyprowadzili z sobą kolonistę z kolonji wodzieradzkiej Apolonja, imieniem Łukasz, nazwiska zapomniałem. Zaaresztowali go z powodu denuncjacyj, z któremi chodził do Moskali do Łodzi. Matkę pytali także o niektóre wyjaśnienia, a lubo matka broniła go, ile że owego "Łukę", jak go pospolicie nazywano, ojciec mój przedtem bardzo lubił, obrona nie pomogła; "Łuka" istotnie chodził do Łodzi ze skargami, to też powstańcy, którzy byli na koniach, a które trzymał trzeci z nich, gdy dwaj weszli do pokoju, zabrali go z sobą w kierunku Kwiatkowic, gdzie na polu znaleziono go potem zarąbanego na śmierć szablami.
Cdn...
jej wspaniala historia czekam na ciag dalszy
OdpowiedzUsuńzapraszam:
http://elamornoduraparasiempre.blog.pl/