niedziela, 1 marca 2015

Zbrodnia z powodu ciekawości

Zamaskowany bandyta z bronią gotową do strzału wpadł do mieszkania, w którym była zebrana cała rodzina. Bez słowa strzelił w twarz wychodzącego z pokoju stołowego dyrektora. Biegański zachwiał się i upadł na podłogę. Zmarł po kilku minutach.

Zamordowanie szanowanego dyrektora gimnazjum państwowego im. Kazimierza Wielkiego, wywołało w Zduńskiej Woli wielkie poruszenie. 48-letni Edward Biegański zajmował wraz z rodziną, składającą się z żony, dwojga nieletnich dzieci i teściowej, służbowe mieszkanie obok szkoły, przy ulicy Złotnickiego (obecnie Dąbrowskiego). Stanowisko dyrektora zduńskowolskiego gimnazjum objął we wrześniu 1934 roku. Poprzednio pełnił funkcję dyrektora gimnazjum im. księcia Józefa Poniatowskiego w Łowiczu.

W związku z tragiczną śmiercią Biegańskiego prasa przypomniała o innym koszmarnym wydarzeniu z jego życia. W 1925 roku w gimnazjum w Wilnie omal nie zginął on w zamachu podczas egzaminu maturalnego. Dwóch maturzystów, uzbrojonych w granat i rewolwery, zaatakowało grono nauczycielskie. Była to najprawdopodobniej jedyna masowa zbrodnia dokonana w polskiej szkole. Zginęło pięć osób, dziewięć zostało rannych. Biegański odniósł ciężkie obrażenia wskutek wybuchu granatu. Po wyleczeniu, w sierpniu 1925 roku przeniesiono go do Łowicza, a 9 lat później przybył do Zduńskiej Woli, gdzie poniósł tragiczną śmierć.

Wkrótce po zbrodni, jeszcze tej samej nocy, 29 stycznia 1935, do  Zduńskiej Woli przybyło kilku śledczych z Łodzi. Akcją kierował nadkomisarz Jan Petri - naczelnik wojewódzkiego urzędu śledczego. Początkowo przeważało przekonanie, że zabójstwo dyrektora gimnazjum nie miało podłoża rabunkowego. Świadczyć o tym miał fakt, że bandyci nie ukradli niczego z mieszkania dyrektora, zabrali tylko drobną sumę mieszkającemu w suterenie woźnemu. Śledczy podejrzewali, że zbrodniarzami mogła kierować chęć zemsty na dyrektorze, który uchodził za pedagoga wymagającego i surowego. Urząd śledczy kilka dni po morderstwie wyznaczył 1000 zł nagrody dla osoby, która pomoże w wykryciu sprawców. Nie wiemy czy znalazł się ktoś taki, w każdym razie policja już w pierwszych tygodniach trafiła na właściwy trop. Wraz z postępem trwającego ponad rok dochodzenia, na pierwszy plan wysunął się motyw rabunkowy napadu. Przypuszczenia, że chodziło o zemstę zostały obalone. Co zatem zdarzyło się tragicznej nocy 29 stycznia 1935 roku?

edward-bieganski

 Około godziny 10 wieczorem woźny Walenty Ścigiński leżał w łóżku w suterenie gimnazjum, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Na pytanie "kto tam?" odpowiedział mu jakiś niewyraźny kobiecy głos. Nie otworzył, tylko krzyknął głośno "kto tam jest, do diabła?" Po chwili usłyszał, że ktoś oddala się od jego drzwi w kierunku wyjścia. Odczekał chwilę, po czym ubrał się i wyszedł, by sprawdzić co się dzieje na korytarzu. Wtedy wyskoczyło na niego dwóch zamaskowanych mężczyzn z rewolwerami w dłoniach. Bandyci wepchnęli go z powrotem do pokoju i zażądali wydania pieniędzy. Znaleźli jednak tylko 25 zł. Jeden szukał więc dalej, a drugi wyszedł na korytarz. Gdy plądrowano mu mieszkanie, Ścigiński usłyszał krzyk kobiety dobiegający z mieszkania dyrektora. Wtedy napastnik wybiegł, a woźny zamknął drzwi frontowe na klucz i zaczął krzyczeć: "bandyci, bandyci!".

Podczas napadu na Ścigińskiego, znajdujące się w kuchni na parterze służące: Antonina Królikówna i Stefania Omiecińska usłyszały jakieś szmery z suteren. Królikówna uchyliła drzwi i zapytała głośno: "co się stało?", ale odpowiedzi nie otrzymała. Wtedy zeszła na dół z zapaloną świecą. Kiedy zauważyła zamaskowanego mężczyznę, zaczęła uciekać, ale nie zdążyła zamknąć za sobą drzwi, bo napastnik je przytrzymał. Pobiegła do następnego pokoju, ale i tam bandyta nie pozwolił jej zamknąć drzwi. Wreszcie spanikowana schowała się pod stołem. W tym momencie z pokoju stołowego wyszedł dyrektor Biegański. Widząc zamaskowanego mężczyznę przystanął. Wtedy bandyta strzelił mu dwukrotnie prosto w twarz. Dyrektor upadł bez słowa, a obaj bandyci wyskoczyli przez okno i uciekli przez ogród. Świadkami tej tragicznej sceny były żona i teściowa Biegańskiego. Wezwano natychmiast policję i lekarza. Doktor Gimbut stwierdził zgon dyrektora. Już pierwsza kula, która przebiła głowę ofiary na wylot, powodując wylew krwi do mózgu, była śmiertelna.

Śledczy wkrótce ustalili, że woźnego Ścigińskiego kilkakrotnie odwiedzała zduńskowolska prostytutka, Natalia Sobierajska, znana jako "Żółta Talka". Towarzyszyli jej dwaj lub trzej mężczyźni. Bawili się wraz z innymi pracownikami gimnazjum — woźnymi i dozorcą. Pili wódkę w sali gimnastycznej lub w mieszkaniu Ścigińskiego. Sobierajska za udział w tych libacjach otrzymywała od gospodarza drobne, kilkuzłotowe sumy. W czasie jednej z wizyt ukradła mu z szuflady stołu 45 złotych. "Żółta Talka" orientowała się, że woźny Ścigiński jest człowiekiem majętnym. Taką miał opinię w Zduńskiej Woli, a potwierdzał to fakt, że wydając córkę za mąż, dał jej w posagu trzy tysiące złotych.


gimnazjum zduńska wola
Okazało się potem, że Sobierajska była kochanką karanego za oszustwa Bronisława Malinowskiego z Zelowa. Spotykała się z nim często, zarówno w Zelowie, jak i w Zduńskiej Woli. Któregoś razu "Żółta Talka" podczas pobytu w Zelowie, spotkała niejakiego Józefa Barczyńskiego. Nadała mu wtedy "robotę" na 5 - 6 tysięcy złotych u woźnego gimnazjum w Zduńskiej Woli. Śledczy stwierdzili, że Zduńska Wola była dobrze znana i Barczyńskiemu, i Malinowskiemu, gdyż razem z innym podejrzanym typem, Józefem Grabowskim, przyjeżdżali często na zduńskowolskie jarmarki, gdzie oszukiwali naiwnych w grze w trzy karty. Ustalono, że wszelkie wiadomości o Ścigińskim i planie budynku gimnazjalnego dostarczyła bandytom Sobierajska.

Podczas przeszukania u Grabowskiego, podejrzanego wcześniej o dokonanie morderstwa handlarza Berenta, policja znalazła rewolwer, z którego strzelano do dyrektora Biegańskiego. Okazało się, że maski użyte podczas napadu zrobiono z tego samego materiału, co suknię matki Barczyńskiego. Prawdopodobnie uszyto je z bluzki, która gdzieś zniknęła. Kiedy aresztowano Grabowskiego, policjant Feliks Majewski słyszał jak matka bandyty szeptała: "to na pewno za Zduńską Wolę". Świadkowie z Zelowa zeznali, że Sobierajska, na wiadomość o aresztowaniu Malinowskiego miała się wyrazić: "to za Zduńską Wolę". Znaleziony notes ze szkicem gimnazjum zrobionym przez Malinow­skiego był kolejnym dowodem winy tej szajki przestępców.

Ostatecznie ustalono, że celem napadu było ograbienie woźnego Ścigińskiego. Zabójstwo Biegańskiego spowodowała ciekawość służącej Królikówny, za którą pobiegł zbrodniarz oraz bezmyślna brutalność tego bandyty.

1 i 2 lutego 1936 roku Sąd Okręgowy w Kaliszu na sesji wyjazdowej w Sieradzu rozpatrywał sprawę zabójstwa dyrektora gimnazjum w Zduńskiej Woli. Akta śledztwa składały się z 7 tomów, zaś akt oskarżenia zawierał 22 strony. Na rozprawę wezwano około 50 świadków z 4 powiatów. Na salę policja wpuściła nieznaczną ilość osób, gdyż sami świadkowie zajmowali przeszło pół sali.

Na ławie oskarżonych zasiedli:
1. Józef Grabowski, urodzony w 1904 roku we wsi Kuźnia w gminie Bujny Szlacheckie - karany wcześniej trzy razy za kradzieże.
2. Józef Barczyński, urodzony w 1902 roku w Pabianicach - karany za rozbój i kradzieże.
3. Bronisław Malinowski urodzony w 1906 roku w Pabianicach - karany 6 razy za oszustwo.
4. Natalia Sobierajska urodzona w 1908 roku w Zduńskiej Woli - karana za kradzież.

Nikt z oskarżonych nie przyznał się do winy. Barczyński oświadczył, że nie wie za co znalazł się w areszcie oraz, że Grabowskiego i Malinowskiego nie zna. Potem zaczął plątać się w zeznaniach i potwierdził, że jednak zna Malinowskiego i, że Sobierajska mówiła mu o jakimś bogatym woźnym, do którego należy iść z "maszyną". Malinowski potwierdził, że zna Barczyńskiego, ale że Grabowskiego widzi po raz pierwszy. Przyznał, że Sobierajska była jego kochanką od kilku lat i odwiedzała go kilka razy w Zelowie. O żadnych planach napadu jednak nie rozmawiali. Potwierdziła te zeznania Natalia Sobierajska, która również nie przyznała się do winy. Na pytanie przewodniczącego sądu co wie o całej sprawie opowiadała, iż zna dobrze tylko Malinowskiego, z którym łączą ją bliższe stosunki. Barczyńskiego widziała tylko raz na zabawie w Zelowie. Bardzo obciążające było zeznanie żony zamordowanego dyrektora, przybyłej aż z Wilna, Józefy Biegańskiej, która rozpoznała w Malinowskim zabójcę męża.

Wieczorem 2 lutego 1936 roku sąd ogłosił wyrok. Józef Grabowski i Bronisław Malinowski zostali skazani na 8 lat więzienia, a Natalia Sobierajska na 3 lata więzienia. Józef Barczyński został uniewinniony. Wszystkich skazanych pozbawiono praw publicznych na 10 lat.

liceum zduńska wola

 * * *
Edward Biegański, urodzony 20 lipca 1887 r. w Grodnie był nauczycielem matematyki, dyrektorem szkół państwowych, działaczem Polskiej Partii Socjalistycznej oraz Ochotniczej Straży Pożarnej i Towarzystwa Przyjaciół Związku Strzeleckiego. Za zasługi w pracy społecznej został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi. Ostatnią drogę ze Zduńskiej Woli do Łowicza odbył w wozie strażackim. 1 lutego 1935 roku udekorowany kwiatami i wieńcami strażacki karawan, jadąc przez Pabianice i Łódź, dotarł do Łowicza. Szczątki dyrektora Edwarda Biegańskiego złożono w rodzinnym grobowcu na Cmentarzu Kolegiackim w Łowiczu.

3 komentarze:

  1. Ale historie... mrożące krew w żyłach i straszne ech....

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę o podpisanie kto jest autorem tego artykułu

    Ukazał się on pierwotnie w czasopiśmie "Moja Zduńska Wola" a jego autorem jest Tomasz Polkowski.
    Byłoby ładnie gdyby Pan Klimczak nie podpisywał się jedna pod cudzymi tekstami lub chociaż podał źródło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tekst jest oparty na relacjach prasy łódzkiej ze stycznia i lutego 1935 roku (Głos Poranny, Kurier Łódzki, Ilustrowana Republika, Express Wieczorny). Nie znam artykułu autorstwa pana Polkowskiego.

      Usuń