piątek, 5 stycznia 2018

Sprawiedliwość wymierzona kopytem

W początkach XX wieku konie na ulicach miasta nie budziły niczyjego zdziwienia Jednak sytuacja, o jakiej informował w styczniu 1912 roku łódzki "Rozwój", zaskoczyła i zbulwersowała przechodniów: 

Samoobrona konia. W dniu wczorajszym przechodnie na ul. Młynarskiej nr 15 byli świadkami ciekawego wypadku. Do dość dużego wozu załadowanego po brzegi węglem, zaprzężony był dość mizernie wyglądający koń, który mimo nieświetnego swego wyglądu, ciągnął ciężar, jak mógł. Gdy jednak jedno z kół wpadło w rów, koń, chociaż wytężał wszystkie siły wozu nie mógł wyciągnąć. Wówczas woźnica począł biedne zwierze w nielitościwy sposób okładać batem. Nie pomogły nawet perswazye i przestrogi przechodniów. Wreszcie koń, zniecierpliwiony widocznie postępowaniem swego pana, tak nieszczęśliwie kopnął go, że zmiażdżył mu kość czołową i nosową, przyczem woźnica doznał wstrząśnienia mózgu. Przybyły lekarz Pogotowia, po opatrunku na miejscu wypadku, wstanie groźnym i nieprzytomnym odwiózł ofiarę "końskiej samoobrony" do szpitala Poznańskich. Nazwisko i adres woźnicy nieznane.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz