W południe jesienne dn. 7 bm. z bramy więzienia piotrkowskiego ruszył skromny pogrzeb w surowej prostocie więziennej. Trumna sosnowa, poprzedzona przez ks. Wojciechowskiego, kryła zwłoki głośnego sprawcy mordu na Jasnej Górze, Damazego Macocha. Tłum gapiów przygodnych odprowadził jedynie z ciekawości zwłoki na cmentarz.
Macoch umarł wskutek gruźlicy płuc i silnej skrofulozy* ogólnej, która zaatakowała ze szczególną siłą szyję i gardło. Ostatnie miesiące jego życia, pełne okropnych cierpień fizycznych i katuszy moralnych, mogą stanowić przykład pokuty.
Choroba ciągnęła się od szeregu miesięcy. Władze austrjackie, obejmując zarząd wiezienia piotrkowskiego w jesieni 1914 roku zastały Macocha już tak chorego, że musiano go osadzić w specjalnej sali dla niedomagających. W styczniu rb. stan jego zdrowia już pogorszył się znacznie, wobec czego przywieziono go do szpitala więziennego, gdzie pod opieką d-ra Rothbauma pozostawał bez przerwy do końca życia.
Początkowo nie przeczuwał zbliżającej się śmierci i często zapewniał lekarza, że czuje się coraz lepiej; dopiero z początkiem lipca w rozmowie z komendantem więzienia kap. Żdżarskim, Macoch zwierzył się, że czuje zbliżający się koniec.Wówczas przyjął po raz pierwszy ostatnie Sakramenty.
Konał w najzupełniejszem osamotnieniu. Komendant więzienia pragnąc rozproszyć ten ciężki nastrój osamotnienia, który go przygniatał, zapytywał go kilkakrotnie; czy zechce widzieć się z niegdyś bliskim sobie człowiekiem, wspólnikiem zbrodni Starczewskim. Na sam dźwięk tego nazwiska popadał Macoch w najwyższe rozdrażnienie. Nie chciał go widzieć absolutnie.
Przed samą śmiercią prosił otoczenie, by go nie chowano na cmentarzu, ponieważ nie czuje się godnym leżeć z innymi ludźmi; prosił, by go pochowano na drodze cmentarnej, aby na znak kary, grób jego tratowali ludzie po wieki. Zwłoki Macocha spoczęły na cmentarzu opodal grobów żołnierskich.Ostatnie życzenie Macocha nie zostało spełnione. Jego grób nie jest deptany przez przechodniów. A na starą płytę z piaskowca niedawno ktoś nałożył kamienną tablicę z napisem „śp. ksiądz Damazy Macoch wielki grzesznik i wielki pokutnik prosi o modlitwę”.
Jeszcze na 6 lat przed śmiercią, w roku 1910, Macoch żył jak książę-playboy. Potem został gwiazdą mediów. Podczas procesu w 1912 roku, na który ściągnęły tabuny dziennikarzy z całej Europy, a nawet z USA, podpowiadał fotografowi, jak powinien robić mu zdjęcia. W areszcie prowadził tak ożywioną korespondencję, że ktoś napisał humorystyczny 7-zwrotkowy wierszyk „Tydzień Macocha w Piotrkowie”. Tydzień pełen pisania listów i deklaracji:
Poniedziałek
W celi, gdzie słabo kaganek się pali,
Damazy Macoch pisze list do Lali,
A że w nim wciąż się żal serdeczny wzmaga,
Iż ją zasypał – przebaczenia błaga.
Wtorek
Damazy Macoch, wsłuchan w nocną ciszę,
Do policmajstra piotrkowskiego pisze
I przeprasza go, że od zbrodni czasu
Sprawiał mu ciągle tyle ambarasu.
Środa
Damazy Macoch, siedząc w turmy kątku,
Chce z całym światem być dzisiaj w porządku,
Więc śle, spełniając grzeczności powinność,
Władzom krakowskim dzięki za gościnność.
I tak dalej: czwartek, piątek, sobota, niedziela..listy, pisma, listy…
Gdyby sprawa toczyła się dziś, Macoch – dawny pisarz gminny – napisałby zapewne autobiografię, bestseller, na którym zbiłby fortunę i nie musiał żałować utraconych dochodów z klasztoru. Może dostawałby też prowizję od zdjęć z procesu sprzedawanych jako pocztówki. Zgodnie z wyrokiem sądu carskiego, na wolność miał wyjść w roku 1924. Miałby wtedy zaledwie 53 lata i przed sobą być może wielką karierę w biznesie medialnym.
* * *
*przewlekła gruźlica węzłów chłonnych szyi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz