niedziela, 29 września 2013

Diesel - ofiara bankructwa?

Sto lat temu, w poniedziałek 29 września 1913, podczas podróży promem przez kanał La Manche do Anglii, zginął tragicznie Rudolf Diesel - słynny wynalazca silnika wysokoprężnego. Okoliczności jego śmierci nigdy nie zostały wyjaśnione. Prowadzący śledztwo doszli do wniosku, że był to nieszczęśliwy wypadek lub samobójstwo. Ale pojawiła się także teoria, że Diesel został zabity przez niemieckich agentów, aby nie dopuścić do sprzedaży licencji na jego silniki Anglikom.

rudolf diesel29 września Diesel wsiadł w Antwerpii na statek "SS Dresden", udający się do Harwich. Według świadków był w doskonałym nastroju, a po kolacji ok. godzinie 22.00 udał się do swojej kajuty. Od tej chwili nikt go więcej nie widział żywego. Nad ranem następnego dnia stwierdzono, że pasażera nie ma w kajucie. Przeszukanie statku nie przyniosło rezultatów. O zniknięciu Diesla informowały gazety w Europie i Stanach Zjednoczonych. Początkowo sądzono, iż doszło do wypadku, że wynalazcę zmyły z pokładu wysokie fale. Po dziesięciu dniach holenderska łódź pilotowa wyłowiła jakieś ciało z morza. Nie skojarzywszy, że mogą to być zwłoki zaginionego Diesla, strażnicy zaszyli je w płótno i zgodnie z marynarskim zwyczajem wyrzucili je do morza. Później dopiero z papierów znalezionych przy topielcu zorientowano się, że był to poszukiwany Rudolf Diesel.


Rodzina wynalazcy stwierdziła, że popełnił on samobójstwo z powodu całkowitego bankructwa. Okazało się, że Diesel pozostawił w testamencie szczegółowe dyrektywy na wypadek swej śmierci. Postępowanie spadkowe ujawniło jego kompletną ruinę finansową.

Niemiecka kopiejka z żelaznym krzyżem

Do końca 1915 roku wojska niemieckie i austriackie opanowały całe Królestwo Polskie. Front zatrzymał się na linii od Zatoki Ryskiej przez Baranowicze, Tarnopol, po Kamieniec Podolski na brzegach Dniestru. Okupanci podzielili ziemie polskie na dwie strefy i ustanowili urzędy gubernatorskie: niemiecki - w Warszawie i austriacki - w Lublinie. Poza wojskowymi i politycznymi sprawami gubernatorstwa zajmowały także problemami gospodarczymi. W początkowym okresie okupacji w Królestwie obowiązywał nadal rosyjski rubel. Niemcy do spraw walutowych podchodzili pragmatycznie: jeśli brakowało rosyjskich monet, to tłoczyli ich namiastki niemieckie.

O nowej monecie zdawkowej informowała Gazeta Łódzka 20 września 1916 roku:
W najbliższych dniach na ziemiach podlegających władzy głównodowodzącego na Wschodzie, będą puszczone w obieg monety jedno, dwu i trzy kopiejkowe na ogólną sumę 1 miljona rubli, co usunie brak monety zdawkowej i ułatwi ruch asygnat kas pożyczkowych wartości jednego rubla. Monety, wybite w wielkości monet rosyjskich, mają na przedniej stronie krzyż w formie Żelaznego Krzyża, napis rosyjski, oznaczający wartość monety i liczbę 1916, na odwrotnej stronie napis: „Gebiet das Oberbefehlshabers Ost".
Nowe kopiejki były rozwiązaniem doraźnym. Już w grudniu 1916 roku władze okupacyjne wprowadziły do obiegu markę polską. Ta waluta przetrwała do Polski niepodległej. Obowiązywała do 29 kwietnia 1924 roku, kiedy została zastąpiona przez polskiego złotego. 

sobota, 28 września 2013

Tylko nie za włosy, kochanie!

Bywa, że amant zachwycony pięknością fryzury swej wybranki nie może się oprzeć...  Ale, na Amora, panowie, więcej delikatności! Przecież jest tyle innych miejsc...




Źródło: Kalendarz Humorystyczny "Łodzianka" rok 1910.

niedziela, 22 września 2013

Secesja z masońskim cyrklem

Budynek powstał w czasach, kiedy u szczytu formy i sławy byli artyści próbujący zerwać ze "starą" estetyką sztuk wszelakich.

ostrów wlkp. raszkowska 47

Trzeba przyznać, że secesyjny dom przy ulicy Raszkowskiej 47 w Ostrowie Wielkopolskim, znany jako willa Schulza, należy do najpiękniejszych w okolicy.


Dwukondygnacyjny budynek wzniesiono w 1905 roku. Elewację ozdobiono ornamentyką roślinną i symbolami wolnomularskimi, gdyż pierwszy właściciel należał do masonów, a willa służyła nawet jakiś czas za siedzibę ich loży.


Willa Schulza ma także secesyjne witraże na klatce schodowej, fantastyczne rzeźby i płaskorzeźby na ścianach oraz ozdobne kraty i ogrodzenie.


W ogródku można natknąć się na "potworną" nieczynną fontannę.


Budynek przez wiele lat nie był użytkowany i powoli zmierzał ku ruinie. Teraz jest własnością prywatną. Rozpoczęto w nim już pierwsze prace renowacyjne.


Rada Miejska Ostrowa Wielkopolskiego przyznała niedawno właścicielom willi dotację na rekonstrukcję i odnowienie zabytkowej stolarki.


Wydaje się, że ten niezwykły, bajeczny dom ma przed sobą jeszcze dobre dni...


Zdjęcia własne oraz pożyczone od www.wlkp24.info.

niedziela, 8 września 2013

Tysiąc włók pruskiej Polski


Na początku I wojny światowej Niemcy rozrzucali na terenach polskich pod rosyjskim zaborem ulotki z odezwą dowództwa armii. Jej treść była wielce obiecująca, obłudnie obiecująca...
Polacy!
Zbliża się chwila oswobodzenia spod jarzma moskiewskiego. Sprzymierzone wojska Niemiec i Austro - Węgier przekroczą wkrótce granicę Królestwa Polskiego. Już się cofają Moskale. Upada ich krwawe panowanie, ciążące na Was od stu przeszło lat. Przychodzimy do Was jako przyjaciele. Zaufajcie nam! Wolność Wam niesiemy i niepodległość, za którą tyle wycierpieli ojcowie Wasi. Niech ustąpi barbarzyństwo wschodnie przed cywilizacją zachodnią, wspólną Wam i nam.
Powstańcie, pomni Waszej przeszłości, tak wielkiej i pełnej chwały. Połączcie się z wojskami sprzymierzonymi. Wspólnymi siłami wypędzimy z granic Polski azjatyckie hordy. Przynosimy też wolność i swobodę wyznaniową, poszanowanie religii, tak strasznie uciskanej przez Rosję. Niech z przeszłości i z teraźniejszości przemówią do Was jęki Sybiru i krwawa rzeź Pragi, i katowanie unitów. Z naszymi sztandarami przychodzi do Was wolność i niepodległość.
Rozdźwięk pomiędzy deklaracjami a barbarzyńskimi czynami wojsk niemieckich był tak ogromny, że prześladowani Polacy mogli wnioskować, iż "wyzwoliciele" chcą ich zrobić w balona. Tym bardziej, że ulotki spadały z unoszących się lekko w powietrzu ogromnych balonów-sterowców. A bywało, że z tych samych sterowców zamiast stosu papierów spadały bombki. O "przyjaznych" zamiarach sprzymierzonych "nosicieli cywilizacji zachodniej" najwięcej mogliby powiedzieć mieszkańcy represjonowanych miast: Kalisza i Częstochowy.

Germańskie makabryczne żarty nie pozostały bez odpowiedzi. Znany z ostrej antypruskiej satyry tygodnik "Mucha" w kwietniu 1915 relacjonował obrady sejmu pruskiego:
...a wtedy wystąpił poseł Heydenbrand, niekoronowany król pruski i w odpowiedzi na mowę posła Trąmpczyńskiego, pełną wyrzutów dla rządu, rzekł:
„Niech polacy będą spokojni! Partja nasza, najsilniejsza w Prusach, zażąda po wojnie rewizji ustaw antipolskich. Że rząd pruski zamierza zająć się czynnie sprawą polską, nietylko w małym zakresie u siebie, ale i w całej europejskiej tej sprawy niech posłuży za dowód znane działanie majora Preuskera w Kaliszu, oraz zachowanie się naszego wojska w stosunku do ludności polskiej w Częstochowie i innych miastach.
Niech polacy będą w tym względzie pełni otuchy. Możemy już dziś ich zapewnić, iż zachowując nadal u nas dla nich prawa wywłaszczeniowe, kagańcowe, kolonizacyjne i inne, stworzymy z odebranych od Rosji ziem, pełne swobód polskie państwo autonomiczne.
Od tych ziem odetniemy naturalnie i przyłączymy do Prus na wieczne czasy, to co nam jest niezbędnie potrzebne, a więc gubernie: Kaliską, Piotrkowska, Płocką, Suwalską, Łomżyńską, Kielecką, Radomską, Lubelską oraz 35/36 guberni Warszawskiej, w każdym jednak razie na rzecz samodzielnej Polski pozostanie jeszcze około 1000 włók ziemi, w tem przeszło 100 włók lasu, jako też miasto Praga za Wisłą.
Oto wykaz łask, których się ludność polska od nas napewno spodziewać może, uspokójcie więc ją, panowie i niech przelewa ona w dalszym ciągu swą krew, jak dotąd: „pour le roi de Prusse" [dla pruskiego króla].
Prawdopodobnie satyryk "Muchy" miał na myśli  tzw. "włókę nowopolską", której powierzchnia wynosiła 30 mórg czyli prawie 17 hektarów. "Autonomiczna" pruska Polska mogła więc liczyć na jakieś 17000 km kwadratowych powierzchni czyli tyle ile ma dziś duży powiat. Ale miałaby stolicę w Warszawie, tyle tylko, że na prawobrzeżnej Pradze.

Polacy należycie docenili "dobrą wolę" i "hojność" niemiecką. Legiony Piłsudskiego odmówiły dalszej współpracy, a kolejne obiecanki zawarte w tzw. akcie 5 listopada z 1916 roku naród zbył milczeniem... W 1918 wziął sprawy we własne ręce...

* * *
* Heinrich Adolf Bernhard Heydebrand (1861-1924) - niemiecki właściciel ziemski i polityk, działacz partii konserwatywnej.

**Wojciech Trąmpczyński (1860–1953) - prawnik i poseł do parlamentu pruskiego, po odzyskaniu niepodległości został posłem na sejm II RPO i pełnił funkcję marszałka Senatu.

niedziela, 1 września 2013

Kalisz 1914 [4] - Nie smućcie się i wy tam pójdziecie...

W sierpniu 1914, w pierwszych dniach wielkiej wojny, niemieckie wojska zbombardowały i spaliły Kalisz. Miasto bezbronne, opuszczone przez wojsko rosyjskie. Do dziś nie udało się ustalić prawdziwej przyczyny tego barbarzyństwa. Poniższa relacja świadka wydarzeń została opracowana na podstawie cyklu artykułów w łódzkim dzienniku „Rozwój”, opublikowanym w 1918 roku. Mikołaj Kostenko [Kostienko] był przed wojną pomocnikiem komisarza cyrkułu, a po wyjściu Rosjan został naczelnikiem miejskiej policji. Kostenko odmówił współpracy z niemieckim komendantem. Aresztowany w czwartek 6 sierpnia wraz ze współpracownikiem, Cieślakiem, stanął przed sądem wojennym...

* * *

kalisz-zniszczenia 1914 rok

Śledztwo w sprawie wypadków kaliskich rozpoczęło się już wcześniej. Jego rezultatem było rozstrzelanie owych kilkunastu pod wiatrakiem. Były już pewne papiery. Na śledztwie tym zeznawał i dr Dresser, który nakładał opatrunki i wyjmował kule z ciała mniej rannym. Dowiódł on, że niektóre kule w ciałach żołnierzy pochodziły z mauzerów, niektóre zaś były karabinowe. Na śledztwie powiedziano mu, że to wykluczone, aby zabłąkana kula karabinowa mogła zabić żołnierza. Dr Dresser natychmiast po śledztwie Kalisz opuścił, udając się w stronę Warszawy.
Po dokładnym przesłuchaniu odesłano Kostenkę i Cieślaka do Poznania. Zawiązano im znów oczy i popędzono na dworzec. Tu wpakowano ich do wagonu, gdzie zdjęto im opaski. Warta składała się z czterech żołnierzy i podoficera, który trzymał w ręku szablę obnażoną i rewolwer. Była to już godzina siódma wieczór. Od rana nie mieli nic w ustach, wargi i gardło zaschło tak, że Cieślak już przed sądem nie mógł słowa wymówić, bo język mu zdrętwiał. Dokonano koło nich tak ścisłej rewizji, że kazano im zdjąć obuwie i kamizelki, które zabrano do poprucia. Kiedy w wagonie znów odezwał się Cieślak, pytając dokąd jadą, to podoficer przyłożył mu szablę do twarzy i krzyczał, że jeśli się jeszcze raz odezwie, to mu język utnie... Przywieziono ich do Poznania i umieszczono w więzieniu, pod silną strażą. Na jednej tylko stacji otrzymali po filiżance kawy.

A teraz oceńmy psychiczne walki tych ludzi, którzy od 9 rano do 7 wieczór przepędzili czas z zawiązanymi oczyma. Widzieli oni już takich w Kaliszu, których wiedli pod wiatrak i rozstrzeliwali. Mieli tak samo zawiązane oczy. Szli w tą samą stronę i stali u tego samego wiatraka.
Przyjazd niespodziewany samochodu, był, jak utrzymywali sami, dla nich ratunkiem. Przynajmniej na razie! Jadąc jednak w towarowym wagonie sądzili, że jadą dalej pod tym samym zarzutem. Czekali końca przez 10 z górą godzin i w Ostrowie jeszcze nie byli pewni, że przekonali władzę o swojej niewinności. Że w tych papierach jest już może zapisany wyrok śmierci.

- Z każdą godziną jednak - mówił Kostenko - człowiek coraz bardziej drętwiał. Już własna osoba nie wchodziła w grę. Przed oczyma stała tylko osierocona rodzina.

W więzieniu przyjęto ich dosyć uprzejmie.

- Jutro pójdziecie na szubienicę - mówił z ironią uradowany dozorca. Nie powtarzał tego tylko im. To był zwykły jego komplement dla wszystkich tu przybywających, ale o tym nikt z nowo przybyłych nie wiedział. Już tu kilkunastu powiesili - mówił dalej - I was tu niedługo potrzymam.

Zdenerwowanie i wyczerpanie tak jednak bardzo ich ogarnęło, że rzuciwszy się na pryczę drewnianą natychmiast zasnęli. W nocy obudzono ich i zabrano im do rewizji palta i rzeczy. Potem trudno już było zasnąć. Kostenko był żonaty z poddaną niemiecką, więc umiał trochę po niemiecku. Zażądał adwokata, ale żaden przyjść nie chciał. Podobno palestra tych spraw początkowo nie miała bronić.


- Zaczęto opróżniać Poznań, więc więźniów wysłano do obozu w Hafelbergu*. W Hafelbergu z początku straszne panowały stosunki. Zagnieździła się okropna zaraza ; w starym obozie ludzie marli, jak muchy; z trzech tysięcy osób wymarło dwie trzecie. Pocieszał katolików ksiądz, który bardzo słabo mówił po polsku. Zalecał cierpienia ofiarować Bogu. Czasami wyprowadzał na cmentarz zwłoki i wtedy pocieszał strapionych w ten sposób: "Moi mili, kochani bracia, jeden z was odszedł, ale to nic, nie smućcie się bardzo, bo i wy tam pójdziecie". Potem wracał do obozu i sprzedawał różańce i koronki.
Kalisz 1914

Cieślaka uwolnili i pozwolili mu wrócić po 9 miesiącach do Kalisza. Kostenkę wysłano do Celle**. Główna strzelanina w Kaliszu zaczęła się właśnie dnia tego, w którym go wywieziono. Atak nastąpił nocą. Zniszczono ulice: Mariańską, Warszawską, Złotą, Rzeźniczą i Kapitulną. Było to wymierzenie sprawiedliwości jakoby za wykroczenia przeciwko armii niemieckiej. Bombardowanie powtórzyło się w sobotę i niedzielę. Potem miasto podpalono słomą i naftą. "Sprawiedliwości" stało się zadość...
Konsul hiszpański odwiedził obóz w Kistryniu***, był tam też Eltlinger rejent z Warszawy. Chcieli mu podać petycję — odmówił, bo dał słowo, że żadnych petycji ani dowodów brać nie będzie, nie przyjął nawet bułek czarnych, nie wiadomo z jakiej mieszaniny pieczonych. Dziwił się tylko, widząc takie pieczywo...

Koniec

*Być może chodzi o Hafenberg w Niemczech
**Celle k. Hanoweru
***Kostrzyń nad Odrą

* * *

Na tym kończymy wspomnienia Mikołaja Kostenki. Dalszych losów kaliskiego policjanta niestety nie znamy...

Dziennik "Rozwój" nadał cyklowi artykułów podtytuł "Przyczynek do pruskiego tyraństwa", co wydaje się uzasadnione wobec tak brutalnego potraktowania miasta i jego mieszkańców. Podczas trzytygodniowego ostrzeliwania i podpalania miasta zniszczeniu uległo ponad 400 budynków mieszkalnych, 9 zakładów przemysłowych i kilka budynków użyteczności publicznej, m.in. ratusz i teatr. Straty oceniono na gigantyczną kwotę 33,6 mln rubli. Pod koniec 1914 roku miasto liczyło tylko około 5000 mieszkańców, podczas gdy w roku 1910 - łącznie z ludnością niestałą i wojskiem - ponad 50 tysięcy. Do sprawy kaliskiej tragedii będziemy jeszcze wracać przy okazji wspomnień innych świadków.