środa, 28 sierpnia 2013

Dumny Zeppelin na sieradzkich polach

...armata plunęła kulą, która dosięgła setkami ułamków aroganckiego olbrzyma, kalecząc mu części maszynerii. Drgnął cały, zadrżał i smutnie zaczął pochylać się ku ziemi, jakby okręt całym kadłubem pogrążał się w falach morskich i tonął w bezdennej głębinie.
Zeppelin nad belgijskim Liege - sierpień 1914
W grudniu 2010 roku w numerze 2 "Bitewnika Łódzkiego" ukazał się tekst dotyczący zapomnianego wydarzenia z początku pierwszej wojny światowej. Jak zaznacza sama redakcja, nie wiadomo czy faktycznie doszło do niego, czy był to tylko tzw. fakt medialny, na użytek rosyjskiej propagandy wojennej. Prasa łódzka informowała, że 2 września 1914 r. na łąkach pod Sieradzem doszło do zestrzelenia ogromnego niemieckiego sterowca, tzw. zeppelina. Tekst publikujemy bez tytułu i śródtytułów nadanych przez redakcję "Bitewnika".
W środę, jak już wiadomo czytelnikom pras łódzkich, spadł postrzelony pociskiem armatnim, dumny Zeppelin na polach sieradzkich. Niezmiernie ciekawe są szczegóły tej niezwykłej walki z olbrzymem napowietrznym. Na podstawie opowiadań świadków naocznych, przybyłych do Łodzi, możemy podzielić się z naszymi czytelnikami garścią wrażeń i spostrzeżeń.
Gdy w środę o świcie na horyzoncie naszym pojawił się szary, połyskujący stalą i srebrem „pancernik napowietrzny”, cała okolica nasza – wzdłuż plantu kolei kaliskiej – od Łowicza aż po Sieradz – wytężyła czujność, pewne iż tym razem już bez zawodu złowrogi ptak nie wydrze się cały poza peryferię strzałów wojsk rosyjskich.
Na przestrzeni między Sieradzem a Łaskiem istotnie trzymano broń w pogotowiu, by godnie powitać nieproszonego gościa. Jednakże nad ranem Zeppelin sam się miał na ostrożności i nie obniżał lotu w stopniu dostatecznym do zaatakowania go. Płynął więc swobodnie po lazurze nieba. Gdy jednak nad wieczorem ukazał się ponownie na horyzoncie, tym razem niżej, śmielej i nieopatrznie, usiłując z całą bezczelnością pruską wydrzeć przeciwnikowi nazbyt wiele tajemnic, nad jedną z polan sieradzkich stanął na drodze wymierzonych ku niemu luf karabinowych i mauzerowskich, oraz na linii pocisków armatnich. Dzięki zapadającemu szybko zmierzchowi ustała aberracja promieni słonecznych, utrudniająca obliczenia artyleryjskie.
Po pierwszym strzale ślepym nabojem armata plunęła kulą, która dosięgła setkami ułamków aroganckiego olbrzyma, kalecząc mu części maszynerii. Drgnął cały, zadrżał i smutnie zaczął pochylać się ku ziemi, jakby okręt całym kadłubem pogrążał się w falach morskich i tonął w bezdennej głębinie. Setki kul karabinowych i rewolwerowych z broni straży wszelkiego przeznaczenia – najwięcej zaś amatorskich – jak gdyby dla ćwiczeń praktycznych, przerzynały powietrze, a ich ostry poświst i turkot towarzyszyły tej podróży Zeppelina ku padołowi. Wreszcie w odległości zaledwie jednej wiorsty od miejsca ataku ptak ciężko opadł na ziemię i z hańbą ułożył się na bok, wywracając gondolę. W tymże momencie przybyli wojacy - pierwsi na koniach, za nimi piesi, dalej okoliczni włościanie.
Z łódek Zeppelina, z zachowaniem wszelkiej ostrożności wysadzono aż 30 ludzi: dwóch oficerów sztabowych, dwóch artyleryjskich, mechanik, fotograf wojenny, jakiś jegomość w ubraniu cywilnym i szeregowcy. W gondolach znaleziono kilka bomb, sporo materiału wybuchowego, obfitą ilość amunicji. Oficerowie zdołali tylko część notatek i klisz zniszczyć, inne jak również wszelkie aparaty i plany zostały zabrane. Ogłoszono wszystkim, że są wzięci do niewoli i rozbrojono ich. Dwóm lekko rannym i pokaleczonym na miejscu okazano pomoc lekarską.
Według zeznań, z Zeppelina rzucano podczas strzelaniny pociski wybuchowe; podobno jedna bomba wybuchła zabijając kilka koni, czy też krów z bydła jeszcze niespędzonego z pola. Miało to miejsce o wiorstę lub dwie dalej.
4.09.1914 r.
* * *
sterowiec 1916 legnica
Sterowiec SL II stacjonujący do 1916 roku w Legnicy
Redakcja "Bitewnika" zastrzega, że artykuł pochodzi z łódzkiej gazety o nieustalonym tytule, a odkryty został przez Stowarzyszenie Eksploracyjno-Historyczne „Grupa Łódź”. Jej zdaniem uzasadnione jest podejrzenie, że zeppelin być może latał pod Sieradzem, ale nie został zestrzelony. Cała zaś ta dramatyczna relacja jest wymysłem dziennikarskim na użytek propagandy rosyjskiej. Jeśli jednak barwna opowieść miałaby powstać w głowie wynajętego przez Rosjan dziennikarza, to jakim prawem informację o potyczce z zeppelinem opublikowały także inne łódzkie gazety? Już 3 września o dramatycznym zdarzeniu informował "Rozwój":
Zepelin nad Sieradzem. Nad łąkami sieradzkiemi, gdzie pasło się do 1000 koni, spostrzeżono Zepelin, z którego wyrzucono bombę, która padła pomiędzy konie - wybuch bomby wywołał pomiędzy końmi popłoch, lecz Zepelin został postrzelony i spadł za Sieradzem, załogę jego wzięto do niewoli.
Następnego dnia [4 września 1914 r.] "Nowa Gazeta Łódzka" podała:
Widziany przedwczoraj rano w Łodzi, a później wczoraj w Piotrkowie Zeppelin niemiecki był wczoraj silnie ostrzeliwany pod Sieradzem. Z balonu rzucono bombę, która padła między stado koni i wyrządziła dużo szkody. Przestrzelony "Zeppelin" nie mogąc dłużej utrzymać się w powietrzu, opadł na ziemię. Załogę balonu wzięto do niewoli.
No, i na koniec sprawca całego "zeppelinowego" zamieszania  - "Nowy Kurjer Łódzki". 2 września 1914 roku dziennik informował o zeppelinie, który krążył tego ranka nad Łodzią, po czym odleciał w kierunku zachodnim. Trudno przypuszczać, żeby był to inny sterowiec, niż ten spod Sieradza. Przecież na froncie wschodnim w pierwszych miesiącach 1914 roku Niemcy posiadali tylko trzy sterowce: w Królewcu, Olsztynie i Legnicy. Dwa dni poźniej, 4 września NKŁ opublikował artykuł pod tytułem "Walka z Zeppelinem pod Sieradzem". To ten tekst po latach przypomniał "Bitewnik Łódzki". Echo tego artykułu pojawia się jeszcze 7 września. Z notatki w tymże "Nowym Kurierze Łódzkim" dowiadujemy się:
Transport jeńców niemieckich. W sobotę, w wagonie tramwaju pabianickiego przywieziono do Łodzi kilkunastu jeńców wojennych niemieckich, wziętych do niewoli w ostatnich potyczkach na linii sieradzkiej kolei kaliskiej. Jeńcy, którym łodzianie przyglądali się z ogromnym zaciekawieniem, odwiezieni zostaną do Warszawy. Podobno wśród tych jeńców są pasażerowie postrzelonego pod Sieradzem Zeppelina.
Mamy zatem jeńców z "sieradzkiego" zeppelina, ale nie mamy zeppelina. Wiadomo, że legnicki SL II (Schütte-Lanz) był na początku wojny dwukrotnie użyty do lotów rozpoznawczych, w ramach operacji w Galicji: nad Chełmem, Lublinem i Kraśnikiem. Potem odbył cztery loty z ładunkiem bombowym nad Francję i Anglię. Został rozebrany w styczniu 1916 roku. Czyli to nie on "opadł na ziemię" i nie on "z hańbą ułożył się na bok" na sieradzkich łęgach...

Sterowiec z Olsztyna 27 sierpnia 1914 przeprowadził nalot na węzeł kolejowy w Mławie.  Został poważnie uszkodzony, a po przymusowym lądowaniu w okolicach Mławy, jego załoga trafiła do niewoli. Ostatni sterowiec, stacjonujący w Królewcu, jeszcze 26 września 1914 roku przeprowadził rekonesans okolic Warszawy. Ze służby został wycofany dopiero jesienią 1916 roku.

Tezę o wojennej propagandzie potwierdzałby też brak wiadomości o tym zdarzeniu z innych źródeł niż łódzka prasa. Nie zostało ono odnotowane na liście ataków powietrznych sporządzonych przez niemiecki sztab generalny. Zastanawiający jest również brak relacji bezpośrednich świadków zdarzenia, świadków znanych z nazwiska. Przecież tego typu wydarzenia były szeroko nagłaśniane i komentowane.
rosyjska obrona przeciwlotnicza 1914
Rosyjska obrona przeciwlotnicza w roku 1914
Jeśli wziąć pod uwagę skomplikowaną sytuację wojenną na przełomie sierpnia i września 1914 roku, to również podejrzenie, że mamy do czynienia z rosyjską agitacją wydaje się uzasadnione. Wojska carskie nie miały w tym czasie wielu powodów do dumy. Już w początkach sierpnia wraz z administracją rosyjską opuściły zachodnie rubieże imperium. W miastach powstały polskie komitety i straże obywatelskie, które starały się pilnować prawa i porządku. Po nadejściu wojsk niemieckich przekazywano władzę bez oporów, wiedząc, że za pierwszymi oddziałami cesarza Wilhelma z pewnością przyjdą następne, jeszcze liczniejsze. Niezmobilizowani Polacy nie garnęli się do walki. Po pierwsze: w niepewnej sytuacji nie warto było wspierać jednego z zaborców, aby narazić się drugiemu. Po drugie: nie mieli broni, bo musieli oddać ją po wejściu Niemców. Dlatego dziennikarski pomysł, że tłumy Polaków "witały" niemieckiego zeppelina z karabinami w dłoniach można między bajki włożyć. Miał chyba służyć potwierdzeniu poparcia rodaków dla lepszego zaborcy - brata Słowianina.

Pozostaje jeszcze pytanie: dlaczego napisały o tym przynajmniej trzy niezależne od siebie gazety? Dobry rzecznik prasowy lub piarowiec potrafi wiele zdziałać. Być może władze rosyjskie miały kogoś takiego...

wtorek, 27 sierpnia 2013

Techniki czyste i stosowane

Jak zapewnić pismu zainteresowanie czytelników? Bywają na to zaskakujące sposoby. W 1768 roku redaktor "Różnych Uwag" sam pisał listy do redakcji czyli do siebie...

Za datę rozpoczynającą dzieje prasy polskiej uznać trzeba rok 1661. Wtedy to, z inicjatywy króla Jana Kazimierza oraz jego żony, powstało czasopismo „Merkuriusz Polski”. Potem, aż do 1729 roku, nie wydawano prasy periodycznej. W tymże 1729 roku powstały tygodniki: "Kurier Polski" i "Uprzywilejowane Wiadomości z Cudzych Krajów". Faktycznie były one uprzywilejowane, bo ich wydawcy - pijarzy, uzyskali wyłączne prawo wydawania gazet w Koronie. To z pewnością ograniczało możliwości powstawania nowych pism i publikowania różnych treści. W latach 1770–1777 wydawano tygodnik "Zabawy Przyjemne i Pożyteczne" - pierwsze polskie czasopismo literackie, związane z królem Stanisławem. Czasopisma o treści ogólnej oprócz wiadomości z kraju i ze świata zamieszczały także ciekawostki z laboratoriów i manufaktur. Redakcja "Zabaw" na przykład, szczególny nacisk kładła na modną wówczas chemię i naukę o elektryczności. Nie było natomiast czasopism ogólnotechnicznych, a tym bardziej  poświęconych wyłącznie jakiejś gałęzi nauki czy techniki. Początki specjalistycznej prasy technicznej wspominał miesięcznik "Młody Technik" w 1984, nr 10.  Poniższy tekst powstał na podstawie tego artykułu.

* * *

W 1768 roku ukazały się dwa zeszyty o karkołomnym nieco tytule „Różne Uwagi Fizyczno-Chemicznego Warszawskiego Towarzystwa Na Rozszerzenie Praktycznej Umiejętności w Fizyce i Ekonomii, Manufakturach i Fabrykach, Osobliwie Względem Polski". Ukazały się po niemiecku - rzecz dość zwyczajna w ówczesnej wielojęzycznej Warszawie - a w rok później zostały opublikowane w przekładzie na język polski. Można przypuszczać, że obydwa numery „Różnych Uwag" opracował w całości jeden autor, prawdopodobnie Saksończyk. On też ułożył cztery rzekome listy do redakcji, zamieszczone w drugiej i ostatniej części wydawnictwa. W pierwszym liście, napisanym po francusku, zawarta jest skarga, że czasopismo jest niezrozumiałe. Drugi list, napisany po łacinie, zawiera prośbę o analizę nadesłanego złotego piasku. Redakcja zbadała ten piasek i orzekła, że albo złota nie ma w nim wcale, albo do wytopienia potrzeba tygli niedostępnych w Warszawie. Dwa następne listy miały pochodzić od czytelników władających językiem niemieckim. Pierwszy wyrażał nieufność wobec chemii i prosił o ocenę istniejących fabryk porcelany. Drugi zawierał powątpiewanie w sensowność samego wydawnictwa: po cóż miałoby istnieć, skoro jest dosyć książek...
uzdeczka hamująca dla konia

Jednoosobowa redakcja tak zapewne wyobrażała sobie zróżnicowane reakcje czytelników na nowy periodyk i tak obmyśliła listy, by brzmiały one autentycznie. Jednak odczucia większości czytelników wyraził najlepiej list czwarty. Czasopismo upadło wskutek braku nabywców. Dowodzi to, że hasła postępu technicznego, jakimi szermował redaktor, przemawiały do bardzo niewielu ludzi. Nie wzbudziły większego zainteresowania ani "chymiczno-ekonomiczne fundamenta do robienia dobrej do murowania cegły", ani "pożytek chowania kóz", ani gatunki ziemi w okolicach Krakowa, ani wykład chemii technicznej, ani wiele innych spraw poruszonych w dwóch zeszytach "Różnych Uwag". Z artykułów tych bije wprost wiara w rychłą dominację chemii we wszystkich dziedzinach gospodarki.

W 1788 r. na mocy przywileju króla Stanisława Augusta Poniatowskiego powołano do życia czasopismo o jeszcze bardziej popularnym charakterze "Bibliotekę Fizyczno-Ekonomiczną Nauczającą i Bawiącą", wypełnione w całości tłumaczeniami. Na przełomie XVIII i XIX w. ukazywały się też czasopisma o charakterze poradnikowym, przeznaczone głównie dla ziemian. Ich żywot był także krótki.

Sukces odniosła dopiero "Izys Polska Czyli Dziennik Umiejętności, Wynalazków, Kunsztów i Rękodzieł, Poświęcony Krajowemu Przemysłowi Tudzież Potrzebie Wiejskiego i Miejskiego Gospodarstwa". Miesięcznik, a później periodyk nieregularny, ukazywał się nieprzerwanie od 1820 do 1828 roku. Wybór Izydy na patronkę czasopisma nie był przypadkowy. Już od czasów Renesansu postać tej egipskiej bogini wiązano z wynalazkami, zwłaszcza w rolnictwie. Redakcja "Izys" kult chemii zastąpiła kultem mechaniki, wszak ledwie zaczęte dziewiętnaste stulecie określone zostało jako "wiek machin".

Pismo odnotowywało zarzuty, że maszyny przyczyniają się do zniszczenia rzemiosła i otępiają robotników, ale podejmowało z nimi polemikę. Inną aktualną kwestią było bezpieczeństwo maszyn parowych, w których często eksplodowały kotły. Na łamach "Izys" podawano rozmaite środki zaradcze, m.in. stosowanie grubych obmurówek i grubej blachy. Podano też wiadomości o opracowaniu pierwszych norm bezpieczeństwa.

Redakcja "Izys" była dobrze poinformowana o nowościach techniki i nauk technicznych. Na kartach czasopisma znajdziemy rozważania na przykład na temat strat cieplnych maszyn, a więc zagadnienia, dzięki któremu narodziła się termodynamika. Są też doniesienia o skraplaniu gazów i o możliwości uzyskania tzw. past, czyli mas plastycznych. W 1824 r. pojawia się pojęcie jednostki mocy, zwanej dynamem (późniejszy koń mechaniczny). Pismo było atrakcyjne również dla zwykłych hreczkosiejów, zamieszczało bowiem schematy maszyn rolniczych, podawało sposoby uprawy buraków cukrowych itp...

Po zamknięciu „Izys Polskiej" ukazywały się dwa czasopisma. Pierwszym był "Piast czyli Pamiętnik Technologiczny, Obejmujący Przepisy Dla Gospodarstwa Domowego i Wiejskiego, Ogrodnictwa, Sztuk Pięknych, Rękodzielni, Rzemiosł, Niemniej Lekarstwa Domowe Pospolite i Zwierzęce". Jak widać z tytułu, miało ono charakter bardziej popularny. "Piast" doczekał się 2500 prenumeratorów. Jego znacznym osiągnięciem w zakresie upowszechniania wiedzy technicznej było opublikowanie w 1830 r. tabeli temperatur topnienia 28 metali.
Deptak koński - rysunek zamieszczony w "Izys Polska" rok 1827
Drugim następcą "Izys Polskiej" był "Sławianin - Tygodnik Dla Rzemiosła, Rolnictwa, Handlu, Domowego Gospodarstwa i Dla Potrzeb Praktycznego Życia W Ogólności", z podtytułem "Warsaw Mechanics Magazine". Świadczy on nie tylko o snobizmie wydawców, ale także o tym, że kultura angielska stanowiła wówczas wzór dla wszystkich, którzy interesowali się rozwojem techniki. W okresie powstania listopadowego ukazywało się ponadto kilka czasopism poruszających zagadnienia techniczne na marginesie spraw rolniczych lub naukowych. Słynny wynalazca machiny arytmetycznej, Abraham Stern, publikował na łamach "Rocznika Towarzystwa Przyjaciół Nauk" w Warszawie. Publikacje Feliksa Pancera znajdujemy w "Pamiętniku Warszawskim Umiejętności Czystych i Stosowanych", czasopisma poświęconego naukom przyrodniczym.

Na podstawie: Henryk Hollender "Pierwsze Polskie Czasopisma Techniczne" - Młody Technik 1984 nr 10.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Kalisz 1914 [3] - Loteria śmierci pod wiatrakiem


wieża ciśnień kalisz 1914
W sierpniu 1914, w pierwszych dniach wielkiej wojny, niemieckie wojska zbombardowały i spaliły bezbronne, opuszczone przez wojsko rosyjskie, miasto Kalisz. Do dziś nie udało się ustalić prawdziwej przyczyny tego barbarzyństwa. Poniższa relacja świadka wydarzeń została opracowana na podstawie cyklu artykułów w łódzkim dzienniku „Rozwój” opublikowanym w 1918 roku. Mikołaj Kostenko [Kostienko] był przed wojną pomocnikiem komisarza cyrkułu, a po wyjściu Rosjan został naczelnikiem miejskiej policji. Kostenko odmówił współpracy z niemieckim komendantem. 5 sierpnia władze niemieckie wezwały mieszkańców, pod groźbą śmierci, aby zwracali broń. Mimo, że żądanie zostało spełnione, w mieście znów rozpętała się strzelanina...

* * *
Kostenko tłumaczy to w ten sposób, że w Kaliszu do miejscowych wodociągów już od dawna zaprowadzone były parowe motory. Motorów tych doglądali stróże, ale rzadko je czyścili. Wskutek tego następowały dosyć częste wybuchy głośniejsze nawet, niż strzały karabinowe. Otóż utrzymuje on, że te wybuchy z motorów rzuciły podejrzenie, że to do wojska ktoś strzelał. Na to wojsko odpowiedziało salwą, która wywołała popłoch, a kule zbłąkane raniły nie tylko mieszkańców kaliskich, ale również żołnierzy niemieckich.

Na drugi dzień rozpoczęły się rewizje. Szło ulicą dwóch rewirowych z dawnej policji kaliskiej. Ci jeszcze broni nie zwrócili, bo sądzili, że wezwanie ich się nie tyczy. Niemieccy żołdacy kazali im podnieść ręce do góry i znaleźli rewolwery. Nie słuchano żadnych objaśnień, na miejscu zabito policjantów. Jeden zginął nawet z własnego brauninga. Ich ciała walały się potem na ulicy.

Na rynku leżały jeszcze zwłoki Sokołowa. Jego żona, prosta kobieta, (ożenił się Sokołow z własną kucharką) przerażona nie wychodziła z mieszkania, tylko strzegła czworga swoich dzieci. Pogrzebem Sokołowa zajął się Kostenko dopiero we czwartek.

Wieczorem naradził się Kostenko z żoną, aby opuścić Kalisz. Zamówiono konie na godzinę 10-tą rano, gdy o godzinie 9-ej weszli do mieszkania żołnierze i zawezwali go do komendanta. Kostenko był już po cywilnemu. Nie dano mu ani jednej chwili, nie pozwolono przebrać się. Żona dopiero podała mu palto na schodach.

Kiedy wyszli na ulicę już dwaj inni żołnierze prowadzili sekretarza biura policyjnego Cieślaka. Obydwóm na ulicy zawiązano oczy i tak prowadzono przez miasto w stronę odległego aż o 4 wiorsty dworca [ponad 4 km].

Niedaleko dworca stał wiatrak, który od paru dni stał się miejscem historycznym. Tragicznie historycznym. Tu wyprowadzono ludzi i ich rozstrzeliwano. Już poprzedniego dnia spędzono gromadę rzemieślników, czeladników i robotników. Zaczęto śledztwo, a co chwilę wywoływano jednego lub drugiego, stawiano koło wiatraka i rozstrzeliwano. Potem miano losować co piątego i wykonać na nim karę śmierci. Ale po rozstrzelaniu kilkunastu, resztę rozpuszczono do domów.

O ile mogli wnioskować Kostenko i jego towarzysz niedoli Cieślak, zatrzymano ich nieopodal wiatraka. Stali ciągle z zawiązanymi oczyma, gdy wtem jakiś gruby głos odezwał się:

- Co to za jedni?

Poznał ten głos Kostenko. Słyszał go niejednokrotnie na ulicach Kalisza. Był to głos Preuskera.

- Posądzeni o szpiegostwo - brzmiała odpowiedź.

- A, szpiegi! - zabrzmiał znów ów tubalny, gruby głos - Dobrze...

Ale dalsze słowa przerwała trąbka samochodowa i chwilę potem zatrzymał się obok nich samochód.

- Co to za jedni? - odezwał się teraz inny głos.

- Posądzeni o szpiegostwo - odpowiedziano

- Odesłać ich do Poznania, do twierdzy - brzmiał rozkaz.

kalisz ruiny 1914

Popychani i poszturchiwani szli przed siebie, aż dotarli do stacji. Tu wsadzono ich do towarowego wagonu, który po godzinnym postoju ruszył w drogę. Jak długo jechali trudno sobie wystawić, bo czas wlókł się niezmiernie wolno. Dojechali do jakiejś stacji. Tu znów nakazano im wysiadać. Niełatwo z zawiązanymi oczyma wysiąść. Padli na ziemię... Kostenko miał na ręku grube skórzane rękawiczki, to mu ochroniło skórę na palcach, gdyż zarył nimi w żwir. Iść było trudno, więc wsadzono ich do dorożki. Zewsząd słyszeli tylko przekleństwa ludu i groźby. Wrogi szmer szedł dokoła, rzucano w nich błotem. Dorożkarz nie chciał wieźć dalej. Znów zaczęła się droga ciężka po omacku. Wreszcie szturchając, wprowadzono obydwóch do jakiegoś budynku i postawiono przy żelaznej kracie. Tu czekali stojąc godzinę.

- Dajcie mi szklankę wody - prosił Cieślak.

- Będziesz, ty szpiegu niedługo pił wodę, na tamtym świecie.

Rozwiązano im oczy, wtedy spostrzegli, że są w izbie. Ta krata, koło której stali godzinę, i o którą byli oparci, to było ogrodzenie z żelaza przy szamotowym piecu. Po zdjęciu opasek wprowadzono ich do drugiej izby. Tu zasiadał sąd wojenny. Do jednego nich przyszedł sędzia i przyłożył mu brauning do głowy.

- Mów prawdę, bo i tak wszystko wiemy.

Rozpoczęło się badanie ciężkie. Zawołano tłumacza, który źle mówił po polsku i nie rozumiejąc zdania polskiego, tłumaczył inaczej ma język niemiecki.

- Tego nie mówiłem - wyjaśniał podsądny tłumaczowi - trzeba sprostować.

- Jakże będę mówił, kiedy nie pytają... u nas nie można.

Cdn...

środa, 21 sierpnia 2013

Kalisz 1914 [2] - Burza jakaś nad Kaliszem się zbiera

W sierpniu 1914, w pierwszych dniach wielkiej wojny, niemieckie wojska zbombardowały i spaliły otwarte, bezbronne miasto Kalisz. Do dziś nie udało się ustalić prawdziwej przyczyny tego barbarzyństwa. Poniższa relacja świadka wydarzeń została opracowana na podstawie cyklu artykułów w łódzkim dzienniku opublikowanych w 1918 roku. Mikołaj Kostenko [Kostienko] był pomocnikiem komisarza cyrkułu. Kiedy Rosjanie opuszczali Kalisz, gubernator Rafalskij mianował go naczelnikiem pozostawionej w mieście policji. Kostenko odmówił współpracy z niemieckim komendantem Preuskerem, ale dał mu słowo, że nie opuści Kalisza.
* * *
W nocy około 11-ej rozpoczęła się strzelanina na ulicach. Jej rezultatem było 3 zabitych żołnierzy niemieckich i 16 lżej lub ciężej rannych. Z cywilnych padło około 160 osób, w szeregu tym kupiec Frenkel. Żołnierzy niemieckich, rannych wywieziono po opatrzeniu do Ostrowa. O powodzie tej strzelaniny Kostenko podaje następującą wersję:
Po długich libacjach pewna liczba oficerów niemieckich postanowiła powrócić do Skalmierzyc. Najęli więc dorożkarza, który już późno wieczorem wyruszył z nimi w drogę. Na rogatkach oficerów nie zatrzymywano, więc dorożkarz wyjechał zupełnie spokojnie, bez przeszkód ze strony patroli i wart. Krótką siedmiokilometrową odległość z Kalisza do Skalmierzyc przebył w pół godziny. Nie popasając, postanowił powrócić do swego domu na nocleg. Wrócił do Kalisza, ale na rogatce zatrzymał go żołnierz, domagając się przepustki, której oczywiście nie miał. Jako, że wszyscy jego pasażerowie byli pijani, więc i dorożkarz nie chcąc być gorszym, dla animuszu wypił parę kieliszków. Teraz, kiedy warta zastąpiła mu drogę i zabroniła wjazdu do miasta, ten animusz zadziałał. Dorożkarz zaciął konie i bystro począł umykać do centrum miasta. Żołnierz wartujący strzelił do niego, ale chybił. Za to kula trafiła jakiegoś Niemca w głębi ulicy. Z tego powodu wśród okupantów powstało mniemanie, że zabity padł z ręki spiskowców. Na odgłos strzałów warty, wypadli z koszar żołnierze podnieceni alkoholem i zaczęła się na dobre strzelanina, która skończyła się tak fatalnie dla mieszkańców Kalisza.

teatr miejski kalisz

To wszystko nie zadowoliło krwiożerczego Preuskera, on pragnął większej zemsty, on chciał wstrząsnąć umysłami nie tylko ludności kaliskiej, ale całego świata, wojującego z Niemcami. Ta groza miała Niemcom zapewnić spokój, więc musiała silne wywrzeć wrażenie. Nad Kaliszem poczęła się zbierać jakaś burza...

Zaaresztowano zarząd miasta i wzięto zakładników.Równoważnie miał się utworzyć komitet obywatelski. Naznaczono wybory komitetu na godzinę dziesiątą rano w magistracie. Kiedy powołany Kostenko zbliżył się do magistratu, już stały tam warty i nikogo nie dopuszczały. Widząc, co się święci, Kostenko udał się do komendanta z prośbą, aby zwolnił go z danego słowa i pozwolił mu opuścić Kalisz. Przed komendanturą zastał sporo furmanek chłopskich, należących do tych włościan, którzy przybyli na targ i sprzedawszy swoje produkty, wcześniej, niż w innych dniach chcieli powrócić do domu. Wyjazd jednakże z miasta był zabroniony, bez specjalnego zezwolenia. Chłopi poczęli domagać się przepustek, których im nie wydawano, bo komendant był zajęty. Niecierpliwość wśród czekających włościan poczęła wzrastać. Zaczęli się natarczywie domagać, wówczas straże niemieckie dwóch najkrzykliwszych zastrzeliły. Nie miał kto trupów uprzątać.

W tym samym dniu napotkano w mundurze rosyjskiego kasjera Sokołowa. Podoficer niemiecki zastrzelił go z rewolweru około magistratu. Zwłoki leżały przez parę dni nie pochowane na rynku. Miasto było, jak wyludnione, jak zamarłe, nikt z domu nie wychylał się... Potem trochę się ruch ożywił, ale około godziny siódmej znów posypały się salwy karabinowe, a potem opustoszał Kalisz. W pół godziny wszystko ucichło, a w godzinę potem rozbiegła się pogłoska, że Niemcy opuścili Kalisz. Bardzo się ucieszono z tej okazji, ruch na mieście ożywił się, sklepy zaczęły otwierać swoje podwoje, restauracje zaś zapełniać się gośćmi - "zawodowymi politykami". Mówiono, że oddziały rosyjskie nadeszły i dlatego Niemcy cofnęli się.

kalisz ulica wrocławska
Nie długo się jednakże tym cieszono. Ze wzgórza około dworca poczęły zionąć działa. Wpadał jeden granat za drugim w centrum miasta, wyrządziwszy niewielkie szkody. Ucierpiał szpital. Strzały sypały się w krótkich odstępach czasu przez pół godziny. Co się w mieście działo trudno powiedzieć, mieszkańcy kryli się w piwnicach, pod ścianami, gdzie kto mógł. Tymczasem kominy waliły się jeden za drugim. Pierwszy padł w posesji Mestkowskiego. Cegły, dachówki, dachy leciały na ulice lub podwórka.

Po półgodzinnej strzelaninie działa ucichły. Noc zapadała. Teraz rozpoczęła się wielka wędrówka Kaliszan. Jedni piechotą, inni szczęśliwsi, na wozach lub dorożkach ruszali w stronę Warszawy. Kto mógł tylko, opuszczał Kalisz. We środę wezwano wszystkich pod groźbą śmierci, aby zwracali broń, którą też mieszkańcy znieśli do komendantury. Kalisz wyglądał jak wymarły — żołnierze ukazali się na ulicach. Przybył też na automobilu i jeden z generałów. Podczas jego przejazdu podobno padł gdzieś strzał. Znów po Kaliszu rozsypały się strzały karabinowe.
Cdn..

środa, 14 sierpnia 2013

Kalisz 1914 [1] - Szampan lał się strumieniami...

Niemcy to wychodzili z miasta, to wkraczali z powrotem, a ile razy wrócili - kończyło się to zawsze wariacką strzelaniną, po której wojsko znów się wycofywało, by zacząć bombardowanie. W chwilach ciszy ludzie wylegali przed bramę jak roje pszczół, śmielsi szli w miasto oglądać szkody wyrządzone przez pociski. Tu trafiło w mieszkanie i zabiło w nim dwoje ludzi, tam leżały na ulicy nie pogrzebane trupy, ktoś widział nawet dziecko z głową rozbitą na miazgę.
Tak pisała Maria Dąbrowska w "Nocach i Dniach" o pogromie Kalisza, bombardowanego i palonego przez Niemców w sierpniu 1914 roku. Do dziś nie udało się ustalić co było prawdziwą przyczyną barbarzyńskiego działania okupanta. Może to jeden z pierwszych objawów rodzącego się niemieckiego nacjonalizmu, który wkrótce przyniósł użycie broni chemicznej, a wiele lat później jeszcze okrutniejszą II wojnę światową? Przejaw bezwzględnego nacjonalizmu, nie uznającego prawa do życia innych narodów..? Poniższa relacja świadka wydarzeń została opracowana na podstawie cyklu artykułów w łódzkim dzienniku "Rozwój" opublikowanych w 1918 roku. Mikołaj Kostenko [Kostienko] był pomocnikiem komisarza cyrkułu. Kiedy Rosjanie opuszczali Kalisz, gubernator Rafalskij mianował go naczelnikiem pozostawionej w mieście policji.

* * *

W niedzielę [2 sierpnia 1914 r.] po południu przybyły wojska niemieckie do Kalisza. Weszło ich niewiele, może kompania. Miasto przyjęło je ze spokojem i powagą. W hotelach władze wojskowe zastały kilku okolicznych ziemian, którzy poczęli się umawiać z Niemcami o dostawę prowiantów. W hotelu Europejskim było gwarno.

Przed wejściem armii niemieckiej w Kaliszu wrzała robota. Urzędnicy rosyjscy porządkowali, pakowali, wywozili lub niszczyli akta. Polecono, aby pieniądze papierowe, będące w kasie guberialnej zostały spalone. Pociąg z urzędnikami odszedł z soboty na niedzielę o godzinie 3 rano. Równocześnie zaczęto niszczyć mosty i palić składy komory celnej. Rano gubernator był jeszcze w Kaliszu. Czekały na niego i na wyższych urzędników samochody.

Kasjer Sokołow, spaliwszy pieniądze w kasie guberialnej, dwa worki srebra wpakował do samochodu gubernatora i oddał mu protokoły o spalonych pieniądzach. Sokołow pozostał w Kaliszu. Więźniów nie wypuszczono i cały nadzór więzienny pozostał na miejscu wraz z policją.

dworzec kalisz

 W poniedziałek rano, ubrany w urzędowy uniform poszedł Kostenko do komendanta Kalisza [major Hermann Preusker] , przedstawił mu się i oddając miasto prosił o zwolnienie. Komendant chciał, aby policja dalej strzegła miasta, ale Kostenko stanowczo oświadczył, że spełnić tego nie może, gdyż nie odebrał pod tym względem dalszych rozkazów swojej władzy. Wtedy posterunki niemieckie zajęły miejsca na rogatkach, a rosyjska policja została zwolniona.

Czasy nie były zbyt pewne. Już po wyjściu wojska rosyjskiego w Kaliszu zaczęły się kradzieże. W niedzielę przed południem policja rosyjska zaaresztowała kilkunastu rzezimieszków z tobołkami, z których posiadania nie potrafili się wytłumaczyć. Wylazły też i jakieś czarne siły, gotowe zawsze do rabunku. Po mieście uwijały się też innego rodzaju osobniki, dotąd na ulicach nie widziane. Mimo to, wszędzie było w miarę spokojnie, handle wszystkie otwarte, pijanych na ulicach sporo.
dworzec kolejowy kalisz

Kostenko odchodząc z biura komendanta prosił, aby mu rewolwer zostawiono, na co tenże się zgodził. Zażądał jednak Preusker słowa, że się Kostenko bez jego zezwolenia z miasta nie oddali. Na co ma się rozumieć, słowo otrzymał.

Po południu w poniedziałek pijanych na ulicach było coraz więcej, mimo to ruch panował zwykły. W Europejskim hotelu w dalszym ciągu pito szampana, który lał się strumieniami.

cdn...

sobota, 3 sierpnia 2013

Niemiecki post, polski most...

O akcji masowego odchodzenia od religii w Niemczech informowała Gazeta Toruńska 10 marca 1912 roku. Z dużym zadziwieniem, chociaż niczego zaskakującego w tym nie było. Wiara Niemców w Chrystusa od dawna miała w Polsce opinię płytkiej niczym przykościelna kałuża. Nasi rodacy mawiali przecież, że „polski most, niemiecki post i cygańskie nabożeństwo, wszystko to błazeństwo”. Niemcy w rewanżu mogą rzeczywiście naśmiewać się z nie tylko z jakości polskich mostów, ale i stanu dróg w Rzeczpospolitej. Minione 100 lat właściwie niewiele tu zmieniło...

* * *
Niedowiarstwo w Niemczech

Pod przewodnictwem profesora Ludwika Gurlitta w Steglitz utworzył się komitet „Bezwyznaniowych", który chce wywalczyć zupełne uznanie i równouprawnienie państwowe 200 tysiącom bezwyznaniowych żyjącym obecnie w Niemczech. W tym celu stara się komitet przedewszystkiem o tłumne wystąpienie z kościołów krajowych zwłaszcza nauczycieli, urzędników i osób zajmujących stanowiska w życiu publicznem.

Plan powyższy przeprowadza się w ten sposób, że mężowie zaufania, rosproszeni po całej Rzeszy, zbierają nazwiska takich osób, które w duchu nie uznają już nauk Kościoła. Wszystkie te osoby wystąpią z kościołów w jednym dniu, prawdopodobnie w jesieni b. r. Po kilku tygodniach publicznej agitacyi zwerbowano już 51 mężów zaufania w Hanowerze, Kolonii, Hamburgu, Królewcu, Monachium, Frankfurcie nad Menem i innych miastach, nawet - jak donosi z tryumfem "Berl. Tagbl." - czysto katolickich.

Wśród osób, które już wystąpiły z kościołów znajdują się etatowo ustanowieni urzędnicy średniej i wyższej kategoryi, jak nauczyciele gimnazyalni, profesorowie uniwersyteccy, urzędnicy pocztowi i sądowi, lekarze, inżynierzy, artyści i wielcy przemysłowcy. Wszyscy dali oni słowo honoru, że w oznaczonym terminie przystąpią do bezwyznaniowych, nie uznających żadnej religii.

piątek, 2 sierpnia 2013

Powstanie Warszawskie: patriotyzm nie zwalnia od myślenia...

powstanie warszawskie
Powstanie warszawskie - oddziały Armii Krajowej opuszczają miasto po kapitulacji
Z rocznicowych reportaży wynika jedna przerażająca prawda: powstańcy warszawscy rozumieli patriotyzm wyłącznie jako gotowość do złapania za broń i niszczenia wroga. W pojęciu tym "upychali" także osobiste poczucie krzywdy, zniewolenia i narastającą chęć zemsty. Ich świat był czarno-biały, jak stare kroniki. Nie dopuszczali do siebie (albo tylko dziś tak mówią) myśli, że bardziej będą potrzebni swojej ojczyźnie żywi, niż martwi. Nie myśleli o tym, że tuż za rzeką stoi drugi wróg i czeka na rozwój wypadków. Nie myśleli..? Nie mieli wątpliwości? Do dziś szukają usprawiedliwienia dla swojego bohaterskiego czynu. Oczekują naszej wdzięczności. Pamięć im się należy, ale czy wdzięczność? Za co? Za bezrozumne działanie, które przyniosło narodowi tylko straty? Czy uznając ich racje mamy prawo krytykować Jaruzelskiego za stan wojenny albo tzw. stronnictwo patriotyczne za sojusz z Prusami, który przyspieszył rozbiory?
Nie pozwólmy narzucić sobie takiej wizji świata, takiego pojęcia patriotyzmu! Patriotyzm nie zwalnia od myślenia...

Kawa dla ufoludka

"Witamy latające spodki. Dla Was kawa za darmo" - tak właściciel restauracji na Florydzie w 1952 roku zachęcał do wizyty załogi UFO. O ile nam wiadomo ufoludki nie skorzystały z zaproszenia. Może go nie zauważyły, może nie znały języka... Zdjęcie zrobiono tradycyjnie, z samolotu...

kawa dla ufo

czwartek, 1 sierpnia 2013

O uśmiech proszę, ptaszek leci!

Na pomysł wykorzystania gołębi do fotografowania wpadł... niemiecki farmaceuta Julius Neubronner. W swoim fachu był kimś, pełnił nawet funkcję nadwornego aptekarza cesarzowej Wiktorii Adelajdy. Zasłynął jednak w innej dziedzinie. 
W roku 1908 opatentował wynalazek fotografii z lotu ptaka. Wcześniej korzystał często z gołębi pocztowych, aby szybko dostarczać recepty lub zaopatrywać się w składniki leków. W wolnym czasie Neubronner amatorsko fotografował i filmował. W 1907 roku udało mu się skonstruować miniaturowy aparat fotograficzny. Za pomocą specjalnych szelek umocował go na gołębiej piersi. Podczas lotu aparat robił zdjęcia w regularnych odstępach czasu. Nowatorski sposobów fotografowania oraz wykonane zdjęcia przyniosły mu złote medale na międzynarodowych wystawach oraz światową sławę. Naturalnie, wynalazek niemieckiego aptekarza przydał się bardzo podczas I wojny światowej i później.