- Myślałem, że tu jakie dziwa będą, a tu ci kupa piachu...Dopiero jeden z nich wyjmuje z kieszeni gazetę i objaśnia, iż meteor znajduje się kilka metrów pod ziemią i że trzeba go dopiero odkopać.
- To możeby jaki zarobek przy tem był? - zapytuje jeden z chłopów.
- A może, niewiada...
- A ile też to warte, jeśli wykopią?
- Ponoć 5 milionów marek.Tak sobie gwarzą (...) o tajemniczym "gościu z nieba" leżącym tuż pod naszemi stopami i mającym wsławić imię miasta... [Orędownik 27.09.1935].
* * *
We wrześniu 1907 roku prasa informowała o dużym meteorze przelatującym nad południową Wielopolską. Pierwsze napisały o tym gazety poznańskie. "Kurjer Poznański" 7 września zamieścił notatkę poniższej treści:Niezwykłe zjawisko na niebie obserwowano w nocy na ubiegły wtorek w Krotoszynie i okolicy. Mniej więcej o godzinie 1. zabłysnęła nagle jaskrawo gwiazda w kształcie kuli, mieniąca się we wszystkich kolorach tęczy, świeciła około trzech minut i rozprysnęła się w niezliczone małe gwiazdeczki. Przez cały ten czas było tak jasno jak we dnie. Podobne widowisko zauważono także w Mikstacie i innych miejscowościach w południowej części Księstwa."Widowisko" to zdarzyło się w nocy z 2 na 3 września 1907 roku. Było obserwowane ze Strzegomia, Krotoszyna, Mikstatu, Wągrowca oraz innych miejscowości z południowej części ówczesnego Księstwa Poznańskiego. Meteor był widoczny również na Dolnym Śląsku o czym donosiły wrocławskie gazety. Najdalsze na zachód obserwacje pochodzą z Bolesławca.
Meteor leciał z kierunku południowo-zachodniego na północny wschód omijając Ostrzeszów od południa. Według świadków miał postać "potężnego ciała świecącego w postaci gruszki". Opisywany był jako zjawisko "średniego kalibru" pod względem jasności, nie towarzyszyły mu efekty dźwiękowe. W końcowej fazie lotu nastąpił rozpad, który świadkowie opisywali jako "kulki" lub "gwiazdki".
Poszukiwania meteorytu podjęto dopiero po 28 latach. 15 września 1935 roku "Dziennik Poznański" informował:
Ostrzeszów. Bawi tutaj pan Schmidt z Niemiec, poszukiwacz meteorów. Według zdania p. Schmidta w okolicy Ostrzeszowa spadł w nocy z 2 na 3 września 1907 r. o godzinie 1.43 olbrzymiej wielkości meteor. Kilkudniowe poszukiwania w lesie miejskim obok szosy obornickiej potwierdziły zdanie p. Schmidta. Meteor znaleziono. Odkopano już około 45 centnarów odłamków. W związku z tem na miejsce ma przybyć delegacja zakładu geologicznego z Warszawy."Poszukiwacz meteorów", Karol Schmidt na trop ostrzeszowskiego meteorytu trafił dzięki opowieści niejakiego Theodora Tantza, opublikowanej w grudniu 1934 roku w niemieckim tygodniku „Reclams Universum". We wrześniu 1907 roku młody niemieckiej żołnierz straży celnej miał być świadkiem upadku meteoru pod Ostrzeszowem. Z przyczyn osobistych swoją przygodę opisał dopiero po 28 latach. Schmidt, przedsiębiorca i amatorski poszukiwacz meteorytów, na podstawie relacji Tantza i innych dostępnych źródeł próbował ustalić miejsce upadku "gościa z nieba". Za pozwoleniem władz polskich na poszukiwanie meteorytu przybył do Ostrzeszowa we wrześniu 1935 roku. Państwowy Instytut Geologiczny w Warszawie wysłał na miejsce profesora Józefa Morozewicza i docenta Czesława Kuźniara, wybitnych geologów, którzy mieli współpracować z niemieckim poszukiwaczem.
Do projektu poszukiwania i wydobycia meteorytu udało się Schmidtowi pozyskać lokalne władze i miejscowych entuzjastów. Zawiązano nawet komitet, który podjął się uzyskania funduszy na poszukiwania. Na podstawie dodatkowych informacji uzyskanych od Tantza oraz dwóch polskich świadków (Matysiaka i Plucińskiego) Schmidt obliczył miejsce spadku, zatrudnił do pracy kilkunastu robotników i rozpoczął intensywne poszukiwania. Robiono odwierty w wielu miejscach z pomocą badań "igłą magnetyczną". Na głębokości pół metra znajdowano twardą warstwę, która miała powstać ze "spalenia tlenku żelaza". Do pokruszenia twardej warstwy używano kilofów i dynamitu. Wydobyto w ten sposób kilka ton skał. Zdaniem Schmidta sam meteoryt miał znajdować się 6 metrów pod ziemią.
Do prasy trafiły informacje, że meteoryt został on odnaleziony, jednak ogłoszenie sukcesu poszukiwań było przedwczesne. Poszukiwacz okazał się ignorantem. Wydobyte kamienie "z nieba" zostały przez profesora Morozewicza zaopiniowane dosadnie i z ironią:
- Może to u was nazywa się meteorytem, ale u nas to się nazywa granit.
Meteorytami nie były też znalezione kawałki "żużlu", które okazały się orsztynem czyli metaliczną skałą pochodzenia miejscowego. Po dwudziestu dniach niemiecki "łowca meteorów" opuścił Ostrzeszów. Jednak naukowcy z instytutu geologicznego nie zaprzeczyli, że meteoryt mógł spaść w tej okolicy. Nie był to koniec poszukiwań "tajemniczego gościa z nieba".
O dalszej historii zagadkowego ostrzeszowskiego meteorytu napiszemy wkrótce...
* * *
Bibliografia:
http://wiki.meteoritica.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz