W końcu XIX wieku w Łodzi funkcjonowały tylko prywatne elektrownie o małej mocy. Własne prądnice posiadały zakłady Scheiblera, Schwarza-Birnbauma-Löwa oraz Heinzla. Prąd dla oświetlenia swoich kamienic wytwarzał Ludwik Meyer. Na przełomie wieków największa elektrownia działała na potrzeby sieci tramwajów na terenie zajezdni przy Tramwajowej.
W 1900 roku koncesję na budowę miejskiej elektrowni otrzymała niemiecka firma „Siemens i Halske”. Koncesję tę przekazała sześć lat później "Towarzystwu Elektrycznego Oświetlenia 1886 roku" z Petersburga. Ta spółka Siemensa, zarządzająca elektrowniami w Petersburgu i Moskwie, na inwestycję miała przeznaczyć 10 milionów rubli. Prace rozpoczęły się 2 maja 1906 roku od położenia przewodu o napięciu 120V z budynku „Grand Hotelu” do sklepu „American Diamant Palace” przy Piotrkowskiej 37. W podziemiach hotelu zainstalowano tzw. „Prowizorium I”, tj. prądnicę o mocy 60 kW. Już 7 maja oświetlono odległy o około 400 metrów, nowo otwarty sklep z artykułami elektrycznymi. Było to sprytne posunięcie marketingowe. Oświetlona elektrycznie witryna stała się wielką atrakcją dla łodzian. W miejscu tym znajduje się dziś pomnik „Lampiarza”. Kolejnym pokazem skutecznego działania budowniczych było doprowadzenie prądu do silnika elektrycznego w tkalni przy Wólczańskiej 38.
Dzięki tym działaniom akcje elektrowni sprzedawały się jak ciepłe bułeczki i inwestor szybko zdobył pieniądze na budowę. Rozpoczęto ją 25 maja 1906 roku przy ulicy Targowej 1, w pobliżu Dworca Fabrycznego. Równocześnie układano sieć kablową wzdłuż ulicy Piotrkowskiej. Od kościoła na Rynku Fabrycznym (obecnie bazylika na Placu Katedralnym) do Starego Rynku.
Ogłoszenia prasowe informowały o możliwości bezpłatnego przyłączenia do sieci. Właściciele nieruchomości zgłaszali się do biura budowy Elektrowni Łódzkiej przy Piotrkowskiej 150. Musieli posiadać wypełnioną deklarację, potwierdzoną opłatą skarbową w wysokości 1 rubla i 25 kopiejek. Warunkiem „bezinteresownego” podłączenia było zgłoszenie się dwa tygodnie przed układaniem kabli oraz umożliwienie montażu skrzynki zasilającej bezpośrednio przy ulicy.
Epokowa inwestycja dała impuls do powstania nowych firm oraz niespotykaną dotąd okazję do zarobku. W prasie reklamowali swoje usługi panowie Hordliczka i Stamirowski, przedstawiciele Spółki Akcyjnej Siemens i Halske, tej samej, która pierwotnie miała budować elektrownię. Proponowali fachowe przyłączenia do sieci oraz silniki elektryczne, osprzęt, żarówki i żyrandole. Pod ich reklamą elektrownia zachęcała odbiorców prądu, aby korzystali tylko z usług przedsiębiorców uznanych przez nią za „odpowiednio uzdolnionych” i posiadającym jej pisemne upoważnienie. Wiarygodności elektrykom od Siemensa i Halskego dodawała jeszcze siedziba - w tym samym budynku co biuro budowy elektrowni. Zlecenia przyjmowali także telefonicznie, co w roku 1906 było szczytem nowoczesności.
Po stu latach możemy podziwiać, jak doskonale przemyślane i zorganizowane było to przedsięwzięcie. Zaskakującą może być informacja, że firma produkująca i sprzedająca energię elektryczną do zasilania maszyn, podczas budowy własnej elektrowni, wykorzystywała prąd od „konkurencji”, elektrowni łódzkich tramwajów. Z tego samego źródła czerpało energię „Prowizorium II”, uruchomione w grudniu 1906 roku na terenie budowanej elektrowni. Dzięki niemu 1 stycznia 1907 roku do sieci przyłączono pierwszy silnik wysokiego napięcia. Pracował w przędzalni przy Szosie Aleksandrowskiej (obecnie Limanowskiego 4).
18 września 1907 roku uruchomiono w elektrowni pierwszy turbozespół o mocy 1,3 MW. Wkrótce zaczął pracować drugi taki sam. Ale już po kilku miesiącach okazało się, że obciążenie elektrowni zbliża się do maksymalnego. Konieczna była rozbudowa. W latach 1908–1913 uruchomiono pięć kolejnych turbozespołów. Przed wybuchem I wojny światowej Elektrownia Łódzka osiągnęła moc 21 MW. Była w Królestwie Polskim drugą pod względem wielkości, po elektrowni warszawskiej. Pracowała głównie dla odbiorców przemysłowych czyli modernizujących się fabryk. Do oświetlenia ulic i mieszkań wykorzystywano tylko 10 procent produkowanej energii.
Podczas pierwszej wojny Niemcy wywieźli dwa turbozespoły, zabrali kilometry kabli miedzianych i ołowianych. Zdewastowana elektrownia produkowała zaledwie 20 procent energii sprzed wojny. Po odzyskaniu niepodległości szybko przywrócono jej sprawność i odtworzono sieć przesyłową. W końcu 1923 roku miała już moc wyższą niż przed wojną - prawie 29 MW. Została upaństwowiona i przekazana władzom Łodzi. Jednak wkrótce pojawił się problem własności. Prawowity właściciel, "Towarzystwo Elektrycznego Oświetlenia 1886 roku”, po rewolucji zostało zlikwidowane. Znaczna część jego akcji znalazła się w rękach Niemców- Arndta i Ulmana. Zgodnie z postanowieniami Traktatu Wersalskiego powinni oni oddać majątek krajowi, w którym się znajdował. Tymczasem sprytni akcjonariusze zmienili obywatelstwo na szwajcarskie i zwrócili się do rządu polskiego o przekazanie im Elektrowni Łódzkiej. Wskutek lobbingu i kombinacji urzędników, polski rząd i władze miasta zgodziły się powołać spółkę "Łódzkie Towarzystwo Elektryczne”. Prawie 80 procent akcji uzyskał w niej kapitał obcy, głównie niemiecki.
Nowa spółka na terenach przylegających do ulic Kilińskiego i Przejazd (dziś Tuwima) wybudowała tzw. „Nową Centralę”. Rozbudowała również sieć przesyłową oraz postawiła kilka stacji transformatorowych. W końcu 1931 roku elektrownia posiadała 8 turbozespołów i całkowitą moc 70,75 MW. Była jedną z najnowocześniejszych i największych w kraju.
W latach II wojny światowej pracowała dla łódzkich fabryk przestawionych na produkcję wojenną. Niemcy wybudowali trzy strategiczne linie napowietrzne, do Zgierza, Kalisza i Kutna. Jednak zapotrzebowanie na miedź dla przemysłu zbrojeniowego spowodowało, że zdemontowali większość miedzianych kabli i uzwojenia transformatorów, zastępując je tańszymi, aluminiowymi. Po wojnie elektrownię upaństwowiono. Przyłączenie Łodzi do krajowej sieci energetycznej wyeliminowało potrzebę produkcji prądu w mieście. Zakład przy Targowej przestawiono na wytwarzanie gorącej wody dla centralnego ogrzewania i pary technologicznej dla przemysłu. Wybudowano trzy nowe elektrociepłownie. Pierwsza, zwana teraz EC-1, przestała być potrzebna. Wszystkie projekty jej modernizacji okazały się nieopłacalne.
Energetyczna staruszka miała jeszcze swoje niespodziewane „pięć minut” na przełomie wieków. Obawy przed tzw. pluskwą milenijną spowodowały, że na jeden dzień uruchomiono dwa kotły i turbinę. EC-1 była jedynym zakładem energetycznym w Łodzi, którego nie obsługiwał komputer, więc blokada związana ze zmianą daty mu nie zagrażała. Noc z 31 grudnia 1999 na 1 stycznia 2000 roku zamknęła stuletnią historię łódzkiej elektrowni. Jej pełna likwidacja nastąpiła w 2005 roku.
Od 2008 roku teren jest rewitalizowany. Powstaje „Nowe Centrum Łodzi”. Częścią jego wyposażenia są oryginalne maszyny produkujące kiedyś energię elektryczną. Dzięki wykorzystaniu starych urządzeń i instalacji, dawna elektrownia znów zasila miasto energią. Energią wiedzy i kultury, jak mówią zarządzający Centrum Nauki i Techniki…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz