środa, 28 sierpnia 2013

Dumny Zeppelin na sieradzkich polach

...armata plunęła kulą, która dosięgła setkami ułamków aroganckiego olbrzyma, kalecząc mu części maszynerii. Drgnął cały, zadrżał i smutnie zaczął pochylać się ku ziemi, jakby okręt całym kadłubem pogrążał się w falach morskich i tonął w bezdennej głębinie.
Zeppelin nad belgijskim Liege - sierpień 1914
W grudniu 2010 roku w numerze 2 "Bitewnika Łódzkiego" ukazał się tekst dotyczący zapomnianego wydarzenia z początku pierwszej wojny światowej. Jak zaznacza sama redakcja, nie wiadomo czy faktycznie doszło do niego, czy był to tylko tzw. fakt medialny, na użytek rosyjskiej propagandy wojennej. Prasa łódzka informowała, że 2 września 1914 r. na łąkach pod Sieradzem doszło do zestrzelenia ogromnego niemieckiego sterowca, tzw. zeppelina. Tekst publikujemy bez tytułu i śródtytułów nadanych przez redakcję "Bitewnika".
W środę, jak już wiadomo czytelnikom pras łódzkich, spadł postrzelony pociskiem armatnim, dumny Zeppelin na polach sieradzkich. Niezmiernie ciekawe są szczegóły tej niezwykłej walki z olbrzymem napowietrznym. Na podstawie opowiadań świadków naocznych, przybyłych do Łodzi, możemy podzielić się z naszymi czytelnikami garścią wrażeń i spostrzeżeń.
Gdy w środę o świcie na horyzoncie naszym pojawił się szary, połyskujący stalą i srebrem „pancernik napowietrzny”, cała okolica nasza – wzdłuż plantu kolei kaliskiej – od Łowicza aż po Sieradz – wytężyła czujność, pewne iż tym razem już bez zawodu złowrogi ptak nie wydrze się cały poza peryferię strzałów wojsk rosyjskich.
Na przestrzeni między Sieradzem a Łaskiem istotnie trzymano broń w pogotowiu, by godnie powitać nieproszonego gościa. Jednakże nad ranem Zeppelin sam się miał na ostrożności i nie obniżał lotu w stopniu dostatecznym do zaatakowania go. Płynął więc swobodnie po lazurze nieba. Gdy jednak nad wieczorem ukazał się ponownie na horyzoncie, tym razem niżej, śmielej i nieopatrznie, usiłując z całą bezczelnością pruską wydrzeć przeciwnikowi nazbyt wiele tajemnic, nad jedną z polan sieradzkich stanął na drodze wymierzonych ku niemu luf karabinowych i mauzerowskich, oraz na linii pocisków armatnich. Dzięki zapadającemu szybko zmierzchowi ustała aberracja promieni słonecznych, utrudniająca obliczenia artyleryjskie.
Po pierwszym strzale ślepym nabojem armata plunęła kulą, która dosięgła setkami ułamków aroganckiego olbrzyma, kalecząc mu części maszynerii. Drgnął cały, zadrżał i smutnie zaczął pochylać się ku ziemi, jakby okręt całym kadłubem pogrążał się w falach morskich i tonął w bezdennej głębinie. Setki kul karabinowych i rewolwerowych z broni straży wszelkiego przeznaczenia – najwięcej zaś amatorskich – jak gdyby dla ćwiczeń praktycznych, przerzynały powietrze, a ich ostry poświst i turkot towarzyszyły tej podróży Zeppelina ku padołowi. Wreszcie w odległości zaledwie jednej wiorsty od miejsca ataku ptak ciężko opadł na ziemię i z hańbą ułożył się na bok, wywracając gondolę. W tymże momencie przybyli wojacy - pierwsi na koniach, za nimi piesi, dalej okoliczni włościanie.
Z łódek Zeppelina, z zachowaniem wszelkiej ostrożności wysadzono aż 30 ludzi: dwóch oficerów sztabowych, dwóch artyleryjskich, mechanik, fotograf wojenny, jakiś jegomość w ubraniu cywilnym i szeregowcy. W gondolach znaleziono kilka bomb, sporo materiału wybuchowego, obfitą ilość amunicji. Oficerowie zdołali tylko część notatek i klisz zniszczyć, inne jak również wszelkie aparaty i plany zostały zabrane. Ogłoszono wszystkim, że są wzięci do niewoli i rozbrojono ich. Dwóm lekko rannym i pokaleczonym na miejscu okazano pomoc lekarską.
Według zeznań, z Zeppelina rzucano podczas strzelaniny pociski wybuchowe; podobno jedna bomba wybuchła zabijając kilka koni, czy też krów z bydła jeszcze niespędzonego z pola. Miało to miejsce o wiorstę lub dwie dalej.
4.09.1914 r.
* * *
sterowiec 1916 legnica
Sterowiec SL II stacjonujący do 1916 roku w Legnicy
Redakcja "Bitewnika" zastrzega, że artykuł pochodzi z łódzkiej gazety o nieustalonym tytule, a odkryty został przez Stowarzyszenie Eksploracyjno-Historyczne „Grupa Łódź”. Jej zdaniem uzasadnione jest podejrzenie, że zeppelin być może latał pod Sieradzem, ale nie został zestrzelony. Cała zaś ta dramatyczna relacja jest wymysłem dziennikarskim na użytek propagandy rosyjskiej. Jeśli jednak barwna opowieść miałaby powstać w głowie wynajętego przez Rosjan dziennikarza, to jakim prawem informację o potyczce z zeppelinem opublikowały także inne łódzkie gazety? Już 3 września o dramatycznym zdarzeniu informował "Rozwój":
Zepelin nad Sieradzem. Nad łąkami sieradzkiemi, gdzie pasło się do 1000 koni, spostrzeżono Zepelin, z którego wyrzucono bombę, która padła pomiędzy konie - wybuch bomby wywołał pomiędzy końmi popłoch, lecz Zepelin został postrzelony i spadł za Sieradzem, załogę jego wzięto do niewoli.
Następnego dnia [4 września 1914 r.] "Nowa Gazeta Łódzka" podała:
Widziany przedwczoraj rano w Łodzi, a później wczoraj w Piotrkowie Zeppelin niemiecki był wczoraj silnie ostrzeliwany pod Sieradzem. Z balonu rzucono bombę, która padła między stado koni i wyrządziła dużo szkody. Przestrzelony "Zeppelin" nie mogąc dłużej utrzymać się w powietrzu, opadł na ziemię. Załogę balonu wzięto do niewoli.
No, i na koniec sprawca całego "zeppelinowego" zamieszania  - "Nowy Kurjer Łódzki". 2 września 1914 roku dziennik informował o zeppelinie, który krążył tego ranka nad Łodzią, po czym odleciał w kierunku zachodnim. Trudno przypuszczać, żeby był to inny sterowiec, niż ten spod Sieradza. Przecież na froncie wschodnim w pierwszych miesiącach 1914 roku Niemcy posiadali tylko trzy sterowce: w Królewcu, Olsztynie i Legnicy. Dwa dni poźniej, 4 września NKŁ opublikował artykuł pod tytułem "Walka z Zeppelinem pod Sieradzem". To ten tekst po latach przypomniał "Bitewnik Łódzki". Echo tego artykułu pojawia się jeszcze 7 września. Z notatki w tymże "Nowym Kurierze Łódzkim" dowiadujemy się:
Transport jeńców niemieckich. W sobotę, w wagonie tramwaju pabianickiego przywieziono do Łodzi kilkunastu jeńców wojennych niemieckich, wziętych do niewoli w ostatnich potyczkach na linii sieradzkiej kolei kaliskiej. Jeńcy, którym łodzianie przyglądali się z ogromnym zaciekawieniem, odwiezieni zostaną do Warszawy. Podobno wśród tych jeńców są pasażerowie postrzelonego pod Sieradzem Zeppelina.
Mamy zatem jeńców z "sieradzkiego" zeppelina, ale nie mamy zeppelina. Wiadomo, że legnicki SL II (Schütte-Lanz) był na początku wojny dwukrotnie użyty do lotów rozpoznawczych, w ramach operacji w Galicji: nad Chełmem, Lublinem i Kraśnikiem. Potem odbył cztery loty z ładunkiem bombowym nad Francję i Anglię. Został rozebrany w styczniu 1916 roku. Czyli to nie on "opadł na ziemię" i nie on "z hańbą ułożył się na bok" na sieradzkich łęgach...

Sterowiec z Olsztyna 27 sierpnia 1914 przeprowadził nalot na węzeł kolejowy w Mławie.  Został poważnie uszkodzony, a po przymusowym lądowaniu w okolicach Mławy, jego załoga trafiła do niewoli. Ostatni sterowiec, stacjonujący w Królewcu, jeszcze 26 września 1914 roku przeprowadził rekonesans okolic Warszawy. Ze służby został wycofany dopiero jesienią 1916 roku.

Tezę o wojennej propagandzie potwierdzałby też brak wiadomości o tym zdarzeniu z innych źródeł niż łódzka prasa. Nie zostało ono odnotowane na liście ataków powietrznych sporządzonych przez niemiecki sztab generalny. Zastanawiający jest również brak relacji bezpośrednich świadków zdarzenia, świadków znanych z nazwiska. Przecież tego typu wydarzenia były szeroko nagłaśniane i komentowane.
rosyjska obrona przeciwlotnicza 1914
Rosyjska obrona przeciwlotnicza w roku 1914
Jeśli wziąć pod uwagę skomplikowaną sytuację wojenną na przełomie sierpnia i września 1914 roku, to również podejrzenie, że mamy do czynienia z rosyjską agitacją wydaje się uzasadnione. Wojska carskie nie miały w tym czasie wielu powodów do dumy. Już w początkach sierpnia wraz z administracją rosyjską opuściły zachodnie rubieże imperium. W miastach powstały polskie komitety i straże obywatelskie, które starały się pilnować prawa i porządku. Po nadejściu wojsk niemieckich przekazywano władzę bez oporów, wiedząc, że za pierwszymi oddziałami cesarza Wilhelma z pewnością przyjdą następne, jeszcze liczniejsze. Niezmobilizowani Polacy nie garnęli się do walki. Po pierwsze: w niepewnej sytuacji nie warto było wspierać jednego z zaborców, aby narazić się drugiemu. Po drugie: nie mieli broni, bo musieli oddać ją po wejściu Niemców. Dlatego dziennikarski pomysł, że tłumy Polaków "witały" niemieckiego zeppelina z karabinami w dłoniach można między bajki włożyć. Miał chyba służyć potwierdzeniu poparcia rodaków dla lepszego zaborcy - brata Słowianina.

Pozostaje jeszcze pytanie: dlaczego napisały o tym przynajmniej trzy niezależne od siebie gazety? Dobry rzecznik prasowy lub piarowiec potrafi wiele zdziałać. Być może władze rosyjskie miały kogoś takiego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz