sobota, 30 grudnia 2017

Niech żywi nie tracą nadziei...

Jak podczas I wojny światowej na Ziemi Łódzkiej żegnano Stary i witano Nowy Rok? Kto to dziś jeszcze pamięta? Kto chce pamiętać o tym, w pogoni za promocjami w supermarketach? Czy rodaków kupujących całymi workami chińskie fajerwerki,  jeszcze to cokolwiek obchodzi?

31 grudnia 1914 roku przypadał w czwartek. Dopiero co opadł kurz bitewny po miesiącu zażartych walk pomiędzy armiami trzech zaborców. Wynik wielkiej bitwy dookoła Łodzi zwanej Bitwą Łódzką, albo "małą bitwą narodów", pozostał w zasadzie nierozstrzygnięty, żadna ze stron nie osiągnęła zakładanych celów. Był to jednak remis ze wskazaniem na Niemców. Rosjanie 6 grudnia musieli wycofać się z Łodzi, za linię rzek Bzury i Rawki. Następnego dnia do Ziemi Obiecanej wkroczyły wojska niemieckie.
Zniszczony dom przy ulicy Aleksandrowskiej. Źródło: FotoPolska.eu
Stary zaborca ustąpił miejsca nowemu okupantowi. W takiej sytuacji największym powodem do radości  było zakończenie walk. Krajobraz po bitwie był jednakże przerażający. Na polach bitewnych wokół Łodzi pozostało 200 tysięcy trupów różnych narodowości, m.in. Polaków. W gruzach legły Konstantynów i Lutomiersk, inne miejscowości, jak: Tuszyn, Zgierz, Pabianice czy Aleksandrów uległy poważnym zniszczeniom. Także Łódź mocno ucierpiała wskutek niemieckich bombardowań.

W drugiej połowie grudnia 1914 roku nadszedł czas porządków.  W "Nowym Kurjerze Łódzkim" pojawia się makabryczna i zdumiewająca wiadomość o pracach polowych w grudniu.
W wielu wsiach w okolicy Łodzi, gdzie pociski poryły doły i gdzie polegli pochowani zostali na polach ornych o tyle płytko, że po zmyciu powierzchni przez deszcz widać było części ich ciał, włościanie wspólnemi siłami wykopali groby wzdłuż dróg i przenieśli zwłoki. 
Następnie każdy wyrównał swe kawałki ziemi i w tych dniach przystąpiono do robót polnych. W braku dostatecznej liczby koni do pługa, wraz z koniem zaprzęgają się ludzie. Jedno jest tylko zmartwienie, skąd wziąć na wiosnę ziarna do siewu?

Uprzedzając fakty, warto dodać, że ci z włościan, którzy ze zdobyciem ziarna jakoś sobie poradzili i pola obsiali, zyskali w Nowym Roku kolejne zmartwienie: jak zebrane zbiory uchronić przed skonfiskowaniem przez okupanta?

Łódzka prasa podaje głównie urzędowe informacje o wydarzeniach frontowych oraz o problemach z zaopatrzeniem w żywność. Sporo miejsca zajmują też obwieszczenia gubernatora miasta - generała majora Hansa Gerecke. Wprowadza on konsekwentnie swoje porządki. Gazety niemal codziennie zamieszczają jego rozporządzenia, jak te poniżej:

Wszelki ruch uliczny w Łodzi i na przedmieściach zakazany jest po 9 wieczorem. Chodzić po ulicy dozwolone jest tylko osobom upoważnionym przez piśmienne pozwolenie urzędu gubernialnego. Pozwolenia tego rodzaju udzielane będą tylko lekarzom, akuszerom, straży ogniowej oraz milicji. 
Wszelkie restauracje, kawiarnie i lokale publiczne muszą, być zamykane o godz. 9 wieczorem. Wyjątek stanowią restauracje tych hoteli, gdzie są rozkwaterowani oficerowie i tylko dla użytku tychże oficerów. 
Przynajmniej 3 dorożki muszą stać także stale od godz. 9 do 12 w nocy przed Grand-Hotelem do użytku gubernatora. 
W okręgu łódzkiej cesarsko-niemieckiej gubernji sprzedawane i rozpowszechniane być mogą tylko pisma niemieckie, austrjackie i wychodzące w Łodzi. Winni przekroczenia tego przepisu będą karani. 
Podaje się do wiadomości publicznej, że i w wieczór sylwestrowy rozporządzenie o godzinach ruchu w nocy również moc swą utrzymuje. Lokale publiczne muszą być zamknięte po godz. 9 wieczorem.
Kto w tych warunkach myślał, jak zabawić się w sylwestrową noc? Zapowiadany w teatrze "Scala" przy ulicy Cegielnianej wielki sylwestrowy bal maskowy został odwołany. Co to za Sylwester, który kończy się o godzinie 21?

W Nowym Roku gubernator witał łodzian kolejnymi zarządzeniami:
Osobom obcym wstęp na dworzec, jak również i na plant kolejowy, jest wzbroniony. Posterunki mają nakazane, osoby kręcące się po dworcu i plancie kolejowym, aresztować lub wrazie nie zatrzymania się na trzykrotne wezwanie, zastrzelić.
We wszystkich miejscach sprzedaży, w restauracjach, hotelach, zajazdach i. t. p. ceny powinny być wyszczególnione w markach i fenigach. Wykaz cen w rublach i kopiejkach również ma nadal pozostać.
nowy kurjer łódzki
 Niestety, podawanie cen w dwóch walutach nie rozwiązało problemów z zaopatrzeniem tych placówek. Felietonista "Nowego Kurjera" podsumował swoje kawiarniane doświadczenia poniższym tekstem:
W kawiarni. Ktoby chciał dziś traktować poważnie szyldy przedsiębiorstw, rzekłbym mu, iż kiep imię jego. Wojna nie tknęła wprawdzie szyldów. Natomiast z gruntu zmieniła fizjonomję wewnętrzną zakładów. Można w nich dostać, wszystkiego, byle nie tego, co szyld obwieszcza. 
Widzę na bocznej ulicy szyld kawiarni i napisy dodatkowo; „dziś flaki", „lody", „zimne przekąski"' nie licząc tak fundamentalnych zapowiedzi, jak - kawa, herbata, czekolada i świeże ciasto... 
Wchodzę. Siadam. 
- Kawa biała - dyktuję. 
Są w sklepie trzy osoby. Wszystkie się ździwiły. 
- Kawa? Jakto kawa? 
- Przecież kawiarnia... 
- No więc co ? To zaraz musi być kawa? 
- Więc o herbatą proszę. 
Herbata mogłaby być. A ma pan ze sobą cukier? 
- Mam. 
- To bardzo dobrze. 
- A drzewo pan ma? 
- Nie, skądże... 
- To jak może być herbata? 
Jestem już zły. 
- Więc co właściwie można dostać? 
- Może papierosy zagraniczne... 
- Przecież na szyldzie wyraźnie napisane, że.. 
- Co to na szyldzie... Szyld nie jest komunikat urzędowy, żeby to musiało być prawdą, co tam napisano.
"Lecz zaklinam - niech żywi nie tracą nadziei"- dawno temu pocieszał  rodaków wieszcz Juliusz, chcąc zjadaczy chleba w anioły przerobić... Nie udało się, bo... Niech zgadnę: bo chleba zabrakło?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz