wtorek, 2 lutego 2016

Bombowe zabawy w związku z…(2)

We wtorek rano, 13 grudnia 1932 roku wstrząsnęła Łodzią wiadomość o zamachu przed gmachem urzędu wojewódzkiego. U zbiegu ulic Ogrodowej i Zachodniej, pod pałacem Poznańskiego, w którym mieściły się wówczas władze województwa, eksplodowała puszka z materiałem wybuchowym. Śmierć poniosła jedna osoba.

Pierwsze przesłuchania naocznych świadków oraz aresztowanych podejrzanych nie wniosły nic ważnego do śledztwa. Dochodzenie nabrało tempa, gdy śledczy ruszyli tropem kolporterów ulotek, wzywających do gwałtownych wystąpień w obronie zapomóg finansowych dla robotników sezonowych. W kręgu podejrzeń znaleźli się kierownicy kilku związków zawodowych.



Ustalono, że w dniu zamachu, wieczorem, w lokalu kartelu Zjednoczenia Zawodowego Polskiego (ZZP) doszło do bójki i strzelaniny. Dopiero interwencja policji ostudziła krewkich związkowców. W efekcie kilka osób aresztowano, a lokal opieczętowano. Postanowiono przyjrzeć się bliżej działalności związkowców. Śledczy skupili uwagę na dwóch najbardziej "aktywnych" działaczach: byłym prezesie związku NPR-Prawica – Romanie Kuchciaku i jego sekretarzu – Janie Rzetelskim.

Kuchciak zeznał, że przyczyną awantury w lokalu związkowym była sprzeczka z powodu podziału funduszy, zebranych i nie wykorzystanych na obronę sądową jednego z członków kartelu - Rybarczyka. Obecny prezes - Tomesz, uważał, że wobec rezygnacji Rybarczyka z obrońcy, pieniądze należy przekazać żonie skazanego. Kuchciak, Rzetelski i ich zwolennicy opowiedzieli się natomiast za podziałem pieniędzy pomiędzy członków zarządu. Po przesłuchaniu Kuchciaka zwolniono z aresztu.

Jednak kolejne zeznania i poszlaki utwierdziły śledczych w przekonaniu, że kartel, który nieraz wywoływał wśród robotników wrzenie oraz podburzał ich do wystąpień, może być zamieszany w zamach. Możliwe, że to właśnie on wydał odezwy oraz przygotował bomby. Dokonano rewizji w mieszkaniach przywódców związku. U Kuchciaka, w domu przy ulicy Odyńca 5, znaleziono odezwy nawołujące do wystąpień 13 grudnia. Materiały skonfiskowano, a Kuchciaka oraz Rzetelskiego ponownie aresztowano.


Roman Kuchciak początkowo miotał się w zeznaniach i zaprzeczał jakoby miał coś wspólnego z zamachem. Próbował dorobić sobie alibi, powołując się na kilku świadków z innych związków zawodowych. Dopiero kiedy nie potwierdzili jego zeznań, przyznał się do zorganizowania zamachu. Podał szczegóły akcji i nazwiska wspólników. Natychmiast aresztowano cały zarząd związku, w sumie 19 osób. Podczas przesłuchań wyszło na jaw, że w trakcie wieczornej awantury Kuchciak domagał się, aby wszystkie pieniądze oddano jemu, gdyż „z narażeniem życia podłożył bomby pod województwo i magistrat”.

Szybko udało się odtworzyć przebieg zdarzeń. Ustalono, że całą akcją kierował Kuchciak. 13 grudnia przygotował dwie bomby i jedną z nich wręczył Rzetelskiemu i Wiśniewskiemu, którzy otrzymali zadanie dokonania zamachu na urząd wojewódzki. Zamachowcy udali się na posesję przy ulicy Ogrodowej 71. Wiśniewski odbezpieczył zapalnik i przerzucił bombę przez mur w kierunku gmachu urzędu. W tym samym czasie dwaj zamachowcy, Klimczak i Renosik- czekali przy zbiegu ulic Piotrkowskiej i Zielonej. Po chwili podszedł do nich Wiśniewski, który wrócił spod urzędu wojewódzkiego i wręczył im drugą bombę. Renosik poszedł z nią na plac Wolności, do magistratu. Odbezpieczoną bombę podłożył w przedsionku urzędu. Na szczęście nie wybuchła, w porę została zauważona i usunięta. Obie bomby były wykonane z puszek po konserwach i posiadały zapalniki czasowe. Miały wybuchnąć kilka minut po odbezpieczeniu.

Dalsze przesłuchania zamachowców przyniosły kolejne rewelacje. Okazało się, że banda Kuchciaka miała na sumieniu więcej przestępstw. 17 czerwca 1931 roku dokonała doskonale zorganizowanego napadu na kasjera „Karolewskiej Manufaktury”. Łupem związkowych bandytów padło 27 tysięcy złotych przeznaczonych na wypłaty dla robotników. Policja znalazła pieniądze podczas kolejnej rewizji w lokalu związku, schowane za piecem. Banda planowała też następne napady: na Bank Polski, kolekturę loterii państwowej oraz Bank Spółdzielczy przy ulicy Ogrodowej.

Główny organizator tych przestępczych akcji, 32-letni Roman Kuchciak był dobrze znanym działaczem związkowym. Wskutek wielu kontrowersyjnych działań jego nazwisko ciągle pojawiało się na łamach łódzkiej prasy. Był typem karierowicza o marnych zdolnościach i wykształceniu, ale niezwykle wysokich aspiracjach. Popularność wśród robotników zyskał dzięki sprytnemu uprawianiu demagogii. W pewnych kręgach pracowniczych wyrobił sobie opinię jedynego sprawiedliwego, który odkrył tajemnicę zła i jedynego, który potrafi walczyć o lepsze jutro mas. Kuchciak prowadził politykę negacji wszystkiego. Ze wszystkiego był niezadowolony, ze wszystkim walczył, a jednocześnie potrafił czerpać inspiracje od Hitlera i od komunistów. Jego intrygi w politycznym środowisku powodowały rozłamy i egzotyczne sojusze. Wreszcie udało mu się zostać prezesem kartelu ZZP. Po paru latach dyktatorskich rządów, jego pozycja osłabiła się. Przyjaciele i sojusznicy zaczęli się od niego odsuwać. Pozbawiono go prezesury, ale nadal posiadał wpływ na kartel. Przestępcza działalność miała go wzmocnić, lecz przyniosła mu totalny upadek. Chorobliwie ambitny Kuchciak nawet w więzieniu troszczył się o swój image i dopytywał czy gazety o nim piszą i czy na pewno dały jego fotografię…
- Ja panu mówię, że nie będę wisiał. Odegram jeszcze w Polsce wielką rolę – przekonywał przed procesem swojego ulubionego policjanta, inspektora Noska.
Sprawcy zamachu i napadu w liczbie 8 osób, stanęli przed sądem okręgowym w Łodzi 30 stycznia 1933 roku. Podczas trwającej dwa dni rozprawy sąd udowodnił winę wszystkim oskarżonym uznając, iż pod przykrywką działalności politycznej zajmowali się rabunkiem oraz bandytyzmem. Główny oskarżony – Kuchciak, nie zgodził się z zarzutami. Utrzymywał, że jego akcje nie zagrażały bezpieczeństwu publicznemu. Nie przyznał się do inicjowania i kierowania nimi. Tłumaczył, że wykonał petardy, a nie bomby, które nie mogły nikogo zabić.
- To była czysta działalność polityczna. A działalność polityczna musi być głośna i wyraźna – wyjaśniał oskarżony Kuchciak.
Jako kierującego bandą, skazano go za napad i zamach bombowy łącznie na 15 lat ciężkiego więzienia. Janowi Rzetelskiemu zasądzono 12 lat, a Stanisławowi Klimczakowi - 11. Feliksa Wiśniewskiego za podrzucenie bomby ukarano sześcioma latami pozbawienia wolności. Z grona „bombiarzy” sąd najłagodniej potraktował Bolesława Renosika skazując go na dwa i pół roku więzienia. Za napad na kasjera „Karolewskiej Manufaktury” Stanisławowi Śmigielskiemu i Antoniemu Rybakowi wymierzono po 6 lat, a Józefowi Grodzickiemu – 8 lat więzienia. W maju 1933 roku w wyniku apelacji sąd zmniejszył wymiary kar, przeciętnie o połowę.


Roman Kuchciak nie zrealizował swoich ambitnych planów politycznych. Zginął podczas niemieckiej okupacji. Prawdopodobnie rozstrzelany w podwarszawskiej Magdalence.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz