niedziela, 10 czerwca 2012

Czapka z zielonym lampasem

Tragiczna prawda o skutkach dziecięcych zabaw w piwnicy pewnego łódzkiego domu pozostałaby zapewne nieujawniona, gdyby nie pomoc wyszkolonego psa. Niestety, prasa nie podała imienia czworonogiego detektywa. O tej niezwykle bulwersującej sprawie informował Dziennik "Rozwój"  3 czerwca 1912 roku. 

W ubiegły piątek zniknęła nagle dziewięcioletnia Leonia Spielrein, córka kupca i właściciela cegielni, Majera Spielreina, zamieszkałego w domu przy ul. Nowo-Targowej nr 12. (…). Dopiero w sobotę po południu stróż tego domu Jakub Szymański przypadkowo zauważył leżące w jednej z komórek piwnicy oficyny zwłoki zamordowanej Szpielreinówny, o czym zawiadomił natychmiast rodziców, a ci ostatni władze policyjne. Przybyli na miejsce zbrodni: towarzysz prokuratora, sędzia śledczy i komisarz trzeciego cyrkułu policyjnego, znaleźli zwłoki dziewczynki obrócone twarzą do ziemi. Usta miała zakneblowane słomą, a na ciele nie znać było żadnych śladów ran. Dokonana przez lekarza cyrkułowego doktora Górskiego sekcja zwłok wykazała, że Szpilreinówna zastała zgwałcona, a następnie, uduszona przez zakneblowanie ust.

komórki w łodzi
W odległości piętnastu kroków od komórki, w której leżała zamordowana, znaleziono pośrodku korytarza w piwnicy siennik napełniony przegniłą słomą. Z siennika tego zbrodniarz pochwycił garść słomy i zakneblował swej ofierze usta, co spowodowało śmierć skutkiem uduszenia. Badając teren dokonanej zbrodni władze śledcze od razu wpadły na myśl, że przestępca dopuścił się gwałtu, doprowadziwszy swą ofiarę do siennika, a następnie, gdy ta widocznie chciała krzyczeć zakneblował jej usta. Dla zatarcia śladów zbrodni, widząc przed sobą zastygłe zwłoki, zawlókł ciało do komórki i tam pozostawił w pozycji, w jakiej je znaleziono. Koszulę i ubranie uduszonej dziewczyny znaleziono zakrwawione.
Władze policyjne dokonały rewizji w całym domu, lecz na ślad zbrodniarza nie natrafiono. Na podstawie tylko domysłów, aresztowano na razie subiekta fryzjerskiego, dwóch robotników fabrycznych, służącą Szpilreinów - 26 letnią Annę Witkowską, stróża Jakuba Szymańskiego i jego syna Józefa. Wszystkie te osoby, jak się następnie okazało, nie brały żadnego w zbrodni udziału, ani też o fakcie tym nic nie wiedziały.

Dla wykrycia zbrodniarza chwycono się niezwykłego u nas sposobu. Oto użyto odpowiednio tresowanego psa policyjnego, należącego do żandarma kolejowego. Pies, po obwęszeniu zwłok, skierował się do sąsiedniego domu na ulicy Nowo-Targowej nr 10. Za psem szli funkcjonariusze policji.

pies detektyw

Znalazłszy się we wzmiankowanym domu, pies wbiegł po schodach do mieszkania buchaltera Hersza Bleiweissa. Gdy otworzono drzwi, pies zaczął węszyć i schwycił czapkę uczniowską z zielonym lampasem. Czapka ta była własnością starszego syna Bleiweissa, 11-letniego Lejzera-Henocha, który w piątek zeszłego tygodnia podarował ją młodszemu bratu. Henocha nie zastano w domu. Znikł on w piątek wieczorem, tj. w dzień dokonanej zbrodni.

Lejzera-Henocha Bleiweissa przypadkowo aresztowano śpiącego na schodach domu przy ulicy Średniej nr 51. Wziąwszy go za jakiegoś włóczęgę, stróż domu, Antoni Kozielski zatrzymał i zawiadomił o tym rewirowemu. Przyprowadzony do biura trzeciego cyrkułu policyjnego, początkowo zaprzeczał kategorycznie, jakoby brał udział w morderstwie. Później jednak, dzięki umiejętnemu badaniu starszego pomocnika komisarza p. Pierwozwańskiego, przyznał się do zgwałcenia dziewczyny. Twierdzi on, że Szpilreinównę znał od lat paru, bywał w domu jej rodziców, często wyznaczali sobie schadzki. Gawędzili ze sobą, a przed dwoma tygodniami umówili się, że pójdą razem do piwnicy w miejsce wskazane przez dziewczynę.

Z ogólnych zeznań chłopca, bardzo zdenerwowanego, władze policyjne doszły do przekonania, że po zgwałceniu, dziewczyna zaczęła robić mu wymówki, grozić, a następnie krzyczeć. To spowodowało, że Bleiweiss zakneblował jej usta, a następnie zawlókł uduszoną do komórki. Lejzer zeznał, że po wydostaniu się z piwnicy bał się wrócić do domu. Błąkał się po ulicach, potem znużony wpadł do domu przy ul. Średniej nr 51 i tutaj na schodach zasnął.
Wyburzana kamienica przy ul. Sterlinga 12a (dawniej Nowotargowa). Zdjęcie: http://lodz.wyborcza.pl
Władze policyjne podejrzewają, że mają do czynienia z psychopatą. Pomocnik komisarza, p. Pierwozwański nie ukończył badania, gdyż na skutek rozporządzenia naczelnika wydziału śledczego Rachmaninowa, aresztowanego Bleiweissa odwieziono do wydziału śledczego. Został tam wezwany także sędzia śledczy.

Ojciec Bleiweissa zeznał, że syn jego Lejzer uczył się w domu prywatnie, był pilny i nigdy nie zdradzał anormalnego stanu umysłu. Kiedy wczoraj sprowadzono psa, który wykrył ślady zbrodni, do trzeciego cyrkułu policyjnego, w którym znajdował się Bleiweiss, pies, zauważywszy zbrodniarza, chciał rzucić się na niego. Początkowo władze policyjne chciały ustawić rzędem kilku chłopców razem z Bleiweissem, aby przekonać się, czy pies pozna w jednym z nich zbrodniarza. Idąc za radą właściciela psa, eksperymentu tego zaniechano, gdyż obawiano się, aby pies nie poszarpał zbrodniarza.

Wymienione wyżej osoby, aresztowane w sobotę, jako podejrzane o udział w zbrodni, wypuszczono na wolność.

4 komentarze: