czwartek, 14 czerwca 2018

Włosi wierzą w cud...

14 czerwca 1982 roku o godzinie 17.15 rozpoczął się pierwszy mecz drużyny polskiej podczas
Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej w Hiszpanii. Udział w tej imprezie przyniósł Polakom wielki sukces, ostatni tej rangi do dziś. Mimo, że przygotowania do turnieju zakłóciło wprowadzenie stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku. Trener Antoni Piechniczek nie mógł wykonać planu spotkań towarzyskich, bo niektóre państwa bojkotowały Polskę rządzoną przez wojsko.

Początek turnieju nie zapowiadał wielkich osiągnięć. Na Estadio Balaidos w Vigo biało-czerwoni spotkali się z drużyną Włoch, dwukrotnym mistrzem świata z lat 30-tych. Nasi rozpoczęli w składzie: Józef Młynarczyk - Stefan Majewski, Władysław Żmuda (kapitan), Paweł Janas, Jan Jałocha, Grzegorz Lato, Waldemar Matysik, Zbigniew Boniek, Andrzej Buncol, Andrzej Iwan, Włodzimierz Smolarek. Za Iwana w 72 minucie wszedł Marek Kusto. Mecz toczył się przy lekkiej przewadze Włochów. Ostatecznie plan minimum został wykonany, nie przegraliśmy, padł bezbramkowy remis. Wywalczyliśmy na początek punkt z wielkimi Włochami, które miały w składzie gwiazdy najwyższego formatu, jak Zoff, Gentile, Conti czy Rossi. Potem miało już być łatwiej, powszechnie liczono na dwa zwycięstwa w kolejnych meczach: z Kamerunem i Peru. Okazało się to nie takie proste, ale ostatecznie Polska drużyna zdobyła trzecie miejsce w świecie. Powtórzyła tym samym osiągnięcie Orłów Górskiego z 1974 roku.
Zbigniew Boniek i Paolo Rossi - Hiszpania 1982

Przebieg mundialu od kulis przedstawił  Andrzej Makowiecki - dziennikarz, pisarz i scenarzysta filmowy, specjalny wysłannik Krajowej Agencji Wydawniczej i tygodnika "Odgłosy".
Jego książka "Espania`82 - nerwy, radość, zwątpienie, zwycięstwo" powstała jak na tamte czasy w niezwykłym tempie, do księgarń trafiła we wrześniu 1982 roku. Dwa miesiące po zakończeniu mistrzostw świata. Oto, co napisał o tym inauguracyjnym spotkaniu:

Watahy kibiców włoskich opanowały teren wokół stadionu. Wymachiwali transparentami i flagami, wywrzaskiwali pod adresem nielicznych polskich kibiców, że przegramy z kretesem. Sympatie Hiszpanów były podzielone - jedni oklaskiwali naszych przeciwników, to znaczy: turystów z  Italii, inni patrzyli na nich krzywo, a grupka galicyjskich chłopaków skandowała im przekornie w twarz:
- Pooloonia! Pooloonia.
Odciągnąłem jednego na bok i pytam.
- Dlaczego dopingujesz Polskę?
- Bo mi się podoba! - odpowiedział zaczepnie.
- Musisz mieć jednak jakieś istotne powody...
- E tam. powody! Podoba mi się i już!
Na stadionie Włosi całkowicie zawrzeszczeli Polaków, natomiast hiszpańska publiczność reagowała obiektywnie. Po meczu część dziennikarzy runęła do telefonów i telexów, inni udali się na konferencję prasową. Piechniczek był bardziej oblegany niż Bearzot, obydwaj wydawali się usatysfakcjonowani. Na moje pytanie, czy remis jest dla Włochów tragedią, cierpliwy starannie ubrany, uprzejmy Bearzot odpowiedział:

- W żadnym wypadku. Wprawdzie mogliśmy wygrać ten mecz, ale Polska udowodniła, że jest bardzo dobrym zespołem, a Boniek potwierdził, że jest graczem światowego formatu.
Wiecie, taka kurtuazyjna paplanina. Gwoli prawdy trzeba powiedzieć, że w pomeczowych opiniach prasowych zespół nasz nie zebrał zbyt wielu pochwał. "La Voz de Galicia" i "El Ideal  Gallego" stwierdziły, że z wyjątkiem dwudziestu minut drugiej połowy Włosi panowali na boisku i byli faworytami spotkania. A jeszcze kilka dni przed meczem jedna z gazet sportowych wydrukowała komentarz pod ogromnym tytułem: WŁOSI WIERZĄ W CUD, ŻE UDA IM SIĘ POKONAĆ POLAKÓW.

Entliczek - pentliczek. Co zrobi Piechniczek. Tego nie wie nikt....






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz