W lutym 1924 roku Pelagia Moś z Częstochowy wysłała list do generała, dowódcy okręgu Korpusu w Łodzi. Była to skarga na dowódcę 27 p.p. pułkownika Sadowskiego* z powodu rzekomego złego traktowania jej męża, sierżanta Piotra Mosia. Niestety sprawy nie załatwiła, a napytała sobie jeszcze więcej biedy.
W liście, zdaniem generała, użyła obraźliwych wyrażeń. Między innymi napisała:
Pan generał przychyli się do mej prośby i sprawę tę sprawiedliwie rozpatrzy, nie trzymając się przysłowia, „że kruk krukowi oka nie wykole", gdyż w przeciwnym razie będę zmuszona sprawę tę poruszyć do wyższej władzy, gdyż w ten sposób, jak wyraził się pan pułkownik, zdrowych jak konie, tych słów nie powiedziałby ani niemiec, lub moskal.Za te pomówienia Pelagia Moś stanęła przed sądem. Przyznała się do napisania listu, a na swoją obronę miała tylko świadectwo od lekarza, że w tym czasie cierpiała na rozstrój nerwowy. Tłumaczyła się, że nie zdawała sobie sprawy z tego co pisze.
W czasach II RP wojsko było instytucją powszechnie szanowaną, a oficerowie bardzo wyczuleni na punkcie swojego honoru. Sugerowanie, że władza wojskowa jest układem, sitwą czy grupą kolesi dbających tylko o własne interesy wiązało się z poważnymi konsekwencjami. Wymiar sprawiedliwości nie pobłażał takim wybrykom.
Sąd okręgowy w Łodzi w maju 1925 roku skazał Pelagię Moś na 50 złotych grzywny z zamianą na 7 dni aresztu.
*płk piechoty Ignacy Sadowski (1 XII 1923 - 12 XII 1925)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz