wtorek, 4 listopada 2014

Miód na duszę oplutą

Rozwierają się mogiły, (...)
Wysuwają potępieńce
Blade głowy, długie ręce...
Przypadający 2 listopada Dzień Zaduszny jest w kościele katolickim okazją do modlitwy za dusze zmarłych. Ma to pomóc zwłaszcza tym duszyczkom, które błąkają się po czyśćcu. Polskie Zaduszki mają jednak za sobą długą słowiańską tradycję. Są współczesnym odpowiednikiem pogańskiego święta Dziadów.

Kult zmarłych i wiara w życie pośmiertne istniały od początku cywilizacji ludzkiej. Od zamierzchłych czasów wierzono też, że dusze zmarłych odczuwają pragnienie i głód oraz potrzebują bliskości swoich krewnych. Żyjący zobowiązani byli, rzecz jasna, pragnienia te zaspokajać. Rozgniewane dusze, nie bacząc na koligacje rodzinne, mogły bowiem straszyć, wyrządzać szkody lub sprowadzać przedwczesną śmierć.


Zwyczaj częstowania umarłych był praktykowany przez wszystkie ludy pogańskie. Grecy epoki homeryckiej nazwali tą uroczystość ucztą Kozła. Równie mocno praktyki te były zakorzenione wśród Słowian. Żyjący w XI wieku czeski kronikarz, Kosmas pisał, że za jego czasów oddawano cześć bogom przy drzewach, w gajach i nad źródłami, przynosząc pokarmy, aby dusze zmarłych miały przez to wieczny odpoczynek. Sute libacje po pogrzebach były powszechnym zwyczajem Lechitów. O bogatej stypie urządzonej przez księcia Popiela wspominał także Długosz w swoich Kronikach.

Uroczystość Dziadów pochodzi więc z zamierzchłych czasów, a jej nazwa wzięła się oczywiście od "dziadów" czyli zmarłych przodków. Głównym celem obrzędu było nawiązanie kontaktu z duszami zmarłych i zyskanie ich względów. Obchodzono te święta dwa razy w roku — na wiosnę i na jesieni. Kościół katolicki nie mogąc zwalczyć tych pogańskich obrządków, zdecydował się jesienne święto zaadaptować do swoich potrzeb.

W najbardziej pierwotnej formie Dziadów, aby zapewnić sobie przychylność dusz i pomóc im w osiągnięciu spokoju w zaświatach, "karmiono" je miodem, kaszą i jajkami. Duszom wędrującym, by mogły spędzić świąteczną noc wśród bliskich, oświetlano drogę do domu, rozpalając ogniska na rozstajach.

Ale ogień służył także do innych, nie mniej ważnych celów. Ognisko rozpalone na grobie samobójcy miało uniemożliwić wyjście na świat upiorowi. Współczesne znicze na grobach, które uważa się za symbol pamięci o zmarłych, pierwotnie miały więc zupełnie inne, praktyczne znaczenie. W niektórych regionach w miejscu jakiejś gwałtownej śmierci, obowiązkiem każdego przechodnia, było rzucenie gałązki na stos, który następnie palono. Ogień, jak wierzono, dawał ochronę przed złymi mocami.

Tradycja Dnia Zadusznego w Polsce zaczęła się tworzyć w XII wieku. Przez kilka stuleci mieszały się obrzędy pogańskie z chrześcijańskimi. Zwyczaje typowe dla Dziadów trwały aż do XX wieku. Lud wierzył na przykład, iż wśród nocy poprzedzającej dzień Zaduszny powstaje w kościele wielka jasność i wszystkie duszyczki modlą się przed ołtarzem. W tę noc bowiem zmarli księża odprawiali msze dla swoich zmarłych parafian. Żywi nie powinni pod żadnym pozorem wychodzić z domu w nocy z 1 na 2 listopada. A szczególnie zbliżać się do kościoła. Spotkanie z rozmodlonymi duszyczkami mogło być niebezpieczne. Po mszy duchy zmarłych miały w zwyczaju udawać się do swych dawnych domów.

Po zapadnięciu zmroku 1 i 2 listopada zabronione były czynności, które mogłyby uszkodzić lub znieważyć dusze odwiedzające domy. Nie wolno było na przykład wylewać wody przez okno, by nie oblać zabłąkanej duszy i palić w piecu, bo często dusze dostawały się do domu przez komin. Najwyższej ostrożności wymagał tak prozaiczny odruch, jak spluwanie. Przypadkowe nawet oplucie zagubionej duszy groziło poważnymi konsekwencjami. W trosce o bezpieczeństwo dusz na inną porę należało odłożyć takie prace, jak: ubijanie  masła, maglowanie, deptanie kapusty, cięcie sieczki, przędzenie i tkanie.

Wierzono nadal, iż potrawami, napojami i śpiewem pomaga się duszom, ale już duszom czyśćcowym. W święto zmarłych chętnie goszczono żebraków obwieszonych świętymi medalikami, bo przypuszczano, że duch zmarłej osoby mógł przybrać postać kościelnego dziada. Mówiono o tych obdartych pielgrzymach, jako o "ludziach bożych" lub "świętych". Ksiądz Karol Żera pisał w swojej Silva rerum z połowy XVIII wieku, że lud podlaski zapraszał na stypy i obiady żałobne ubogich i hojnie ich obdarzał, aby tylko się modlili za dusze umarłych.

Z czasem wierni parafianie w dziele zbawienia dusz zaczęli bardziej doceniać rolę swojego proboszcza, stał się on beneficjentem części rozdawanych podarków. Na Mazowszu i Podlasiu istniał zwyczaj, że w dniu Wszystkich Świętych lud zostawiał swojemu kapłanowi za ołtarzem wszelkie dobra, w które obfitowało gospodarstwo: kury, prosięta, sery itp.

dzień zaduszny rysunek konopacki

W dzień Zaduszny zbierały się przed kościołem i na cmentarzu gromady żebraków, dla których przynoszono żywność i inne podarki. Na talerzu ustawionym w kościele składano ofiary pieniężne dla biednych. Te zwyczaje, typowe dla pogańskich Dziadów, udało się katolickiemu klerowi na dobre wykorzenić dopiero w XX wieku. Chociaż jeszcze w latach trzydziestych znane były specjalne rodzaje pieczywa, które rozdawano ubogim, jako formę zapłaty za modlitwę w intencji zmarłych.

Stare pogańskie obyczaje cmentarne zawdzięczają wiele romantycznemu dramatowi Adama Mickiewicza. Dzięki niemu nie zostały zapomniane obrzędy Dziadów. Są częścią naszej, rodzimej tradycji. Kto twierdzi, że jest inaczej ma poważne problemy z pamięcią albo perfidnie kłamie. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz